1987. Siedzę na podłodze w zadymionym pokoju jakiegoś kumpla chłopaka mojej szkolnej koleżanki (też słabo to rozumiem, ale tak było!). Jest nas czworo. Oni mają długowłose fryzury ja z koleżanką resztki pierwszych pasemek na włosach. Oni metale, my zwykłe dziewczyny (co prawda słuchałam kilka lat Niedżwieckiego i nawet Radia Luxemburg łapanego za pomocą zestawu; antena - drut miedziany - karnisz metalowy) oraz odbywałam regularne muzyczne przepytywanki w kwadrofonicznym pokoju moich starszych kuzynów (oczywiście non stop okraszane słowami krytyki, że jakieś g...no słucham) ale to było pierwsze mega uderzenie: Slayer, Megadeth, Antrax, Iron Maiden, Metallica itd. Koledzy żądali natychmiastowej translacji owych ryków na język ojczysty. Słowo daję, że dałam radę jedynie części "Master of Puppets". Wróciwszy do domu z potężną dawką inności w uszach doszłam do wniosku, że na pewno była to pieśń o współcześnie nam panującym ustroju politycznym w PRLu. Oni Master, my te Puppets czołgające się aż po kres naszego nędznego życia.
Master of puppets I'm pulling your strings
Twisting your mind and smashing your dreams
Blinded by me, you can't see a thing
Just call my name, 'cause I'll hear you scream
Oczywiście później wiedziałam już o czym rzecz, niemniej jednak moja własna wizja tej pieśni ściśle przylega do tamtejszej rzeczywistości politycznej i nijak nie chce być niczym innym. Tak czy siak ta muzyka pozostała na stałe w moim zyciu.
:)
Ostatnio zaś poza oczadzaniem się ostatnią płytą Metalliki mam romans z Draimanem.
Post zmontowany pod wpływem rozmyślań o flircie absurdalnym.