Taki ten listopad wcale nie deszczowy i dobrze :) Niedzielne południe spędziliśmy na powolnym spacerowaniu wśród zapachu czerwonych sosen bagiennych. Kołek wczuwał się w rolę przewodnika bo miał wpamięci niedawną wycieczkę szkolną do rezerwatu. Chciał nam nawet pokazać rosiczki, ale nie wziął pod uwagę, że śnieg i mróz spowodowały przejście rośliny w stan zimowy. Dużo zapamiętał z opowieści przewodnika :)
Tatry lekko pośnieżone, wiaterku prawie wcale nie było, słoneczko przeświecało a nad głowami wirowali nam kolorowi spadachroniarze.
Dyskowate chmury zapowiadają zmianę pogody i faktycznie dzisiaj jest już ponuro, ciemno, wilgotnie i bardzo listopadowo.
Po spacerku, z zaostrzonymi apetytami, w spałaszowaliśmy spore porcje obiadowe w nieodległym barze. Całkiem mnie małżonek rozpuszcza, bo jest to nasza trzecia z kolei niedziela kiedy to smakujemy potrawy w lokalach. Jak dla mnie, w rankingu najlepszych mam na miejscu pierwszym knajpkę meksykańską. Nie dość, że przytulna, bo malutka, to jedzenie mają pierwsza klasa chociaż menu nie jest rozbudowane. Potrawy są szykowane na bieżąco ze świeżych składników. Według mnie bije na głowę knajpę włoską, którą tak wychwalała Anka Mucha, kiedy przez przypadek zjawiła się w naszym wiejskim miasteczku :)
Mój zachwyt muszę troszkę wyjaśnić. Po pierwsze lubię ciasne miejsca, po drugie kuchnia meksykańska jest pikantna co lubię, a po trzecie kwaśnicę i oscypki na ciepło z żurawiną zostawiam dla przyjezdnych ;) Nie jestem fanką jedzenia z Podhala. Poza moskolami z masłem i solą to lubię chyba tylko bryndzę na różne sposoby. No i korpiele pieczone na blasze, ale kto teraz korpiele hoduje na Podhalu...? I w ogóle czy ktoś pamięta co to korpiel jest...
Po kawie z domową kremówką poszliśmy sobie już bez dzieci na spacer w drugą stronę czyli do nowo oddanego parku miejskiego. Nie wzięłam ze sobą aparatu, bo z parku szliśmy na cmentarz do kościoła. Muszę przyznać, że park wyglada rewelacyjnie. Odbudowana altanka, zamknięty plac zabaw dla dzieci, ścieżka rowerowa, siłownia na wolnym powietrzu i podświetlana fontanna robia bardzo dobre wrażenie. Po nasadzonych drzewkach i krzewach należy spodziewać się pięknych kolorów na wiosnę :) Prace na płycie rynku tez dobiegają końca i na szczęście z pierwotnego pomysłu wybrukowania całości tylko granitowymi płytami jest sporo zachowanego drzewostanu i grządek dodatkowych z krzewami i niską roślinnością. Będzie ładnie, tym bardziej się cieszę, bo oszczędzono moją ulubioną rajską jabłoneczkę koło kapliczki Jana Kantego:)))
Dzisiaj Kołek został w domu. W sobotę przewiało nas solidnie w ciągu godziny pod pomnikiem Orkana i przyplątał się katar z kaszlem. Zespół góralski uświetniał śpiewem poświęcenie placyku, który właśnie został pięknie wyremontowany. W sumie miasto ogarnęło się i teraz mieszkańcom oraz przyjezdnym wyda się z pewnością ładniejsze i byc może zachęci do pozostania dłużej lub powrotu :)
Pozdrawiam cieplutko ciepłem płonącego na kominku ognia :)