środa, 28 grudnia 2016

Last Christmas

I gave Thou my heart...

George Michael I owe you some tribute words. It was you who attracted my interest at the age of 12 or 13 and thanks to it I started to study English using Wham! lirycs. During growing up my attitiude to music considerably changed but yes I had started as most teenagers with pop.

Odeszła tez Carrie Fisher odtwórczyni roli księżniczki Lei. Ale to nie koniec pożegnań z osobami, które miały wpływ na moją młodość... 


Wczoraj zadzwonił telefon. Póżną porą. Miałam przeczucie, że to złe wieści będą. I niestety były. Zmarł Dziadek Władca Pszczół.

Dziadek zrywał się co rano o świcie z pieśnią na ustach. Utykając obchodził z "Godzinkami" cały dom chwaląc Pana. Nie było mowy o spaniu, zwłaszcza jeśli tym porankiem zaczynał się dzień pański czyli niedziela. Trzeba było wstać nawet jeśli 3 godziny wcześniej ledwo przyłożyło się głowę do poduszki wróciwszy z dyskoteki. Dziadek nigdy nie odpuszczał był surowy i w sprawach duchowo-kościelnych nieubłagany. Jak Kefas a nawet lepiej, bo się nigdy nie zaparł Pana. Zbierałyśmy więc swe ludzkie zwłoki w jakie takie ryzy i wraz z koleżanką  szłyśmy do świątyni chwalić Pana. Boże wybacz te pokłony w oparach ulatującego alkoholu i drzemoty na klęcząco! 

Po kilku takich nieprzytomnych nabożeństwach wpadłyśmy z G na genialny pomysł. Mianowicie obudzone przez Dziadka odstawiałyśmy szopkę. Na piżamy zakładałyśmy jakieś odzienie i głośno tupiąc po drewnianych schodach schodziłyśmy na dół popisowo trzaskając drzwiami wyjściowymi. Odczekawszy kilka minut otwierałyśmy drzwi na klatkę schodową i jak dwie Spidermanki (schody niemiłosiernie skrzypiały, ale G wiedziała jak stawiać stopy by nie narobić hałasu) wchodziłyśmy na górę i odsypiały szaleństwo sobotniej nocy. Wilk syty i owce prawie wyspane. Nie był to jednak sposób bez wady. Ustawiałyśmy budzik o godzinę później i musiałyśmy wszystko powtarzać w odwrotnej kolejności dodatkowo pilnując przez okno czy ludzie już faktycznie wracają z kościoła.

Dziadek wierzył w to przedstawienie dopóki nie przyłapał nas w tych piżamach i butach w połowie schodów zawieszone pomiędzy barierką a ścianą... Po tym incydencie jego czujność się wzmogła. Cóz, pewnie Dziadkowi obie będziemy zawdzięczać większą szansę na Królestwo Niebieskie.

Dziadek był Władcą Pszczół. Ule stały w ogrodzie przy płocie pomiędzy krzewami porzeczek. Coś mi się majaczy, że było ich z 5-6. Ogród nie był duży ale na ule miejsce być musiało, bo pszczoły Dziadek miał zawsze. Dziadek nie miał za to wnuków tylko 3 wnuczki. A ponieważ Dziadek podczas II wojny światowej stracił nogę i posiadał protezę sięgającą do połowy uda, to nie mógł sprawnie łapać uciekającego wiosną roju. I do tego musiała się przyuczyć moja koleżanka G. Latała więc z dymiarką, płachtą i kolegą z sąsiedztwa po okolicznych ogrodach ściągając roje z drzew, domów czy krzaków. 

Dziadek nie miał skrupułów jeśli chodzi o siłę roboczą. Koleżanka z miasta czyli ja, równie dobrze nadawała się do roboty jak jej własne wnuczki, więc czasami przed sobotnim wyjściem na "włóki" musiałyśmy coś tam pomóc. A to siano przewrócić, a to porzeczki obrać, kolektywnie wymłócić owies wujka albo miód odwirować z plastrów. To ostatnie zlecił nam tylko raz. Przyniósł kilka ramek. Obcięłyśmy wosk zasklepiający komórki, wsadziły ramki do wirówki i pytlując jęzorami jak najęte zaczęłyśmy wirować jedną po drugiej. Dopiero przy ostatniej ramce zauważyłyśmy, że z borynki (tak się u nas nazywa kankę na mleko) wylało się sporo tego miodu na podłogę garażu. Oczywiście panika, szmata, wycieranie, usuwanie śladów itd. Nic z tego, Dziadek był zdruzgotany naszym bezbożnym podejściem do tak ważnego zadania. 

Dziadek odszedł w drugi dzień Świąt. Zostawił swoją starszą od siebie żonę na tym świecie. Babka już 20 lat temu miał umrzeć, bo po rozległym zawale serca wydolność tego organu spadła poniżej 20 %. Ale Babce najwyraźniej ten narząd nie jest potrzebny do życia w 100% Oboje stanowili parę przez ponad 50 lat i na zawsze pozostawią ślad swoich osobowości w moim życiu.



Smutne zakończenie roku...



czwartek, 22 grudnia 2016

Zima trzyma.


Taki widok mam od połowy listopada za oknem. I niech taki zostanie aż do marca. Zima ma być zimą a nie popeliną. Inna sceneria o tej porze jest dla mnie trudna do przełknięcia. Te kilka ostatnich pseudo zim kiedy to jeździliśmy na rowerach w grudniu, styczniu, lutym i marcu doprowadzało mnie do rozpaczy. Ma być mróz, ma być śnieg, mają wisieć sople z dachu :) Jestem szczęśliwa, że mogę rąbać drewno i palić nim w kominku (nareszcie dopalimy zapas, który mieliśmy nadzieję spalić już dwa sezony wstecz!)

Ale zima jest dla wybrańców ;P Podobno kończy się w okolicach Rabki. Nie wiem, nie będę jeżdzić i sprawdzać, bo mi się podoba to co mam :)))


Kupiłam sobie nowy szkicownik i zamierzam go używać nie tylko do rysowania czaszek :)


Wesołych, zdrowych i rodzinnych Świąt dla Was. Niech będą takimi jakimi pragniecie by były :)))



piątek, 16 grudnia 2016

Sprzątanie.

Miliony kobiet w tym kraju o tej porze narzekają na świąteczne porządki. Że muszą je zrobić, bo idą święta i dom musi lśnić, że tyle jeszcze roboty, że nikt nie pomaga itd. W tym temacie jestem dywersantką. Od lat uważam, że proces sprzątania czyli pozbywania się kurzu, brudu, kłaków, smug itd z wszystkich możliwych powierzchni jest:
a) procesem nienaturalnym,
b) procesem natychmiastowo odwracalnym
c) jedną z najnudniejszych czynności, której wynalazcą jest ponoć najinteligentniejsze i najbardziej kreatywne stworzenie tego świata
d) procesem zupełnie nietwórczym
e) jednakże dającym niektórym osobnikom niesamowicie wysokie poczucie dumy na widok wylizanego środowiska nienaturalnego jakim jest dom.

Kilka lat temu, o tej porze, zaczepiła mnie sąsiadka. Siwy włos, duże doświadczenie życiowe na kanwie ślub-rozwód-dzieci-wnuczęta (nawet 1/10 tego nie posiadam!), zaczepiła mnie właśnie tak.

- Sprząta pani już na święta?
- Nie.
- Jak to nie?!? To pewnie synowie sprzątają? Zachęcająco próbowała skłonić mnie do zwierzeń natury tak intymnej jak świąteczne porządki.
- Nie.
- To mąż?...
- Też nie.
- To jak to?! nie sprząta pani na święta w ogóle???!!!
- Nie, bo u nas sprząta się codziennie. Wszyscy sprzątają.

Wobec tak bezczelnego, by nie powiedzieć aroganckiego tekstu, kobieta z dużym doświadczeniem życiowym okazał się być bezradna. Żaden argument przemawiający mi do ewentualnego rozsądku (w co wierzę, że szczerze owa pani zwątpiła) nie wydał się jej na tyle przekonywujący by mi go zapodać. Rozstałyśmy się: ja z radosną michą, ona zdezorientowana po czubki swoich rozczłapanych kamaszy.

Osobiście jestem i zawsze byłam przekonana, że dom w którym człowiek żyje to jednak nie jest środowisko naturalne gdzie wszystko jest w stanie załatwić natura. To twór sztucznie wykreowany ku naszej wygodzie, który chcąc nie chcąc odcina nas od tego do czego należymy.

Tak, wiem, ewolucja, wygoda, oświecenie, komfort itd. Owszem, słuszne racje. Jednakże odcinanie się od natury póki co przyniosło nam, rasie ludzkiej, mnóstwo chorób cywilizacyjnych. Na szczęście mamy tak mocną konstrukcję fizyczną, że równie dobrze radzimy sobie w sztucznym środowisku wynajdując tysiące medykamentów na cukrzyce, alergie, nadciśnienia itd, jak i walczymy z naturalnymi mikrobami. Bo człowiek to jednak twardy jest na zabicie.

Czy ja w ogóle sprzątam? No jasne, że tak. Nie lubię bałaganu na przykład, ale już sam kurz ścielący się miękką i matową warstwą na powierzchniach wywołuje czuły mój uśmiech. Idealna, samoczynnie nanosząca się równomiernym natężeniem warstwa ma w sobie boski pierwiastek. No bo weź taki kurz i sam se go rozsiej tak doskonale - ha, nie dasz rady choćbyś pękł!

Tak, sprzątam codziennie. Jak każda inna istota ludzka odkładająca rzeczy na swoje miejsce, przecierająca rozlane płyny, zamiatająca okruchy itd. Wykonujemy w ciągu dnia setki porządkująco-sprzatających czynności a jeszcze tego nam mało, więc wymyśliliśmy sobie świąteczne porządki. Żeby się dobić, żeby się wymęczyć, żeby sobie zobrzydzić tę czynność doszczętnie. Żeby móc narzekać "święta idą, znowu trzeba sprzątać! znowu harówa jak nie na szmacie to przy garach ".

Serio, lubimy tak? Bo ja nie lubię i lubić nie będę. Jak mam czas, chęci i fantazję, to sprzątam z przyjemnością o dowolnych porach roku niezbyt związanych z jakąkolwiek tradycją - świecką czy religijną. Sprzątam codziennie, więc wychodzę z założenia, że mam czysto. A czysto mam na swoją miarę i normę, którą ustalam sama dla siebie. Proste :)

Drażniąco na mnie wpływają wpisy blogerek załamujące ręce nad syfem w chacie a równocześnie pokazujące jasne, czyste wnętrza na zdjęciach z garstką zabawek wysypanych na podłogę albo rozstawioną suszarką z praniem. Te niekończące się narzekania na mnóstwo pracy przy dzieciach i w domu. Te wieczne frustracje na brak czasu dla siebie. Jak dla mnie to jest obraz nieumiejętnego rozłożenia priorytetów życiowych i tyle. Decydując się na dziecko wydaje się niektórym, że nie zmienia się niczego w życiu. Otóż zmienia się, zmienia się właśnie życiowe priorytety a kto tego nie zrobi stanie się wiecznie kwęczącym i sfrustrowanym człowiekiem. Zdobycze cywilizacji wydają się pozbawiać nas naszej największej cechy, dzięki której nie staliśmy się rasą wymarłą - to umiejętność przystosowania się do nowych warunków :)

A sterylnie czyści jesteśmy tylko raz w życiu - w łonie matki. Potem nas już kolonizują :) I bakterie i natrętne tradycje. Gdybyśmy tak się tych tradycji trzymali, to pewnie nadal trwalibyśmy w epoce kamienia łupanego, bo nie ma nic o większej wartości niż tradycja ;-P

środa, 7 grudnia 2016

Byłam grzeczna.

Opcjonalnie byłam. Może lepiej więc rzec, że raczej bywałam grzeczna? Tak czy tak dostałam to i owo :)


Teraz udaję się na stronę, wypiekać wypieki na twarzy trzymając w ręku swojego papierowego oblubieńca, który mimo upływającego czasu ma nadal jędrny tyłek na stronie 13 - tak, tak zawsze  podglądam plansze przed czytaniem :D

Więc może teraz, kiedy mam co chcę, przestanę być grzeczna a stanę się grzeszna? Rano juz grzeszyłam odsłuchując płytę na genialnym sprzęcie Pana Gryzonia. Wszedł i mi ściszył, że niby decybele wycierają mu ścieżki w drutach do głośników i membrany się zużywają szybciej.

Młody Hetfield domowej produkcji czyli Houdini ćwiczy riffy na nowej gitarze. Też był grzeczny, do dostał gitarę,  ale strach się bać jak stanie się grzeszny!

Puchaty zaszczepił się ostatnim szczepieniem z beztroskiego panelu szczenięctwa po czym poszedł wbijać w podłogę kolesi z ju jitsu -niech im gleba miękką będzie, bo Puchaty pary w sobie ma za dwóch.

Kołek przyniósł profesjonalne zdjęcie samego siebie. Co z nim zrobisz? Mam ci dać autograf? Hmm może to niegłupi pomysł wziąć ten autograf zawczasu zważywszy na jego szeroko zakrojone plany w krajowej i zagranicznej (zwłaszcza tej drugiej) karierze piłkarskiej. Profesjonalnej, zaznaczam!


To tyle. Moja Robótka 2016 już od tygodnia w Niegowie, teraz będę wypisywać kartki świąteczne, które Kołkowi w tym roku udało się NIE zalać potokami kleju w brokacie czy też brokatu w kleju (doprawdy NIE WIEM po kim on odziedziczył takie upodobanie do kiczu!) :D