piątek, 26 lutego 2016

Dzień Artysty Wyklętego.

Tak powinien zostać nazwany dzień śmierci Andrzeja Żuławskiego.

Wczoraj znalazłam w sieci tę notatkę:

http://wyborcza.pl/1,75475,19666241,pozegnanie-i-triumf-andrzeja-zulawskiego-odejscie-bylo-jego.html


Co rzec więcej?


Jako reżyser i pisarz nieodmiennie wywierał na mnie ogromny wpływ. Konsumując jego dorobek artystyczny wgryzałam się w każde słowo/obraz i nieustannie polemizowałam z jego osobą w myślach. Przyznam, że niektóre słowa spod jego pióra nie dawały mi długo w nocy zasnąć. Czułam się rozedrgana emocjonalnie jak postacie z jego filmów - nic nie mogło być zwykłe i chyba to było celem jego twórczości.

Kiedyś odważyłam się napisać do niego list, potem drugi. Na każdy otrzymałam odpowiedź dokładnie w jego stylu; enigmatyczną, niepokojąco-kojącą, a przy tym pełną szacunku i docenienia, powodującą chęć dalszego kontaktu. Poprzestanę już tylko na kontaktach via film/książka.


Pierwszy film Żuławskiego oglądałam spod stołu w dużym pokoju. Z "Trzeciej części nocy" została mi w pamięci tylko scena karmienia wszy i głos matki przy kolejnych sekwencjach "to nie film dla dziecka". Byc może właśnie wtedy przestałam być dzieckiem, a może jeszcze nim byłam spoglądając kilka lat później w "Przekroju" na zdjęcie Żuławskiego z Zośką na kolanach nad brzegiem basenu?


Jego filmy zostały pokazane w TVP Kultura. Tylko te, które realizował w Polsce. Czy jest nadzieja, że kiedyś zobaczę "Cosmos" w polskiej wersji? Wątpię...

środa, 24 lutego 2016

W kinie byłam.

Ale to już w ubiegłym tygodniu było.

Zjawa.

plakat do filmu Zjawa (2015)

Adekwatny Leo. W końcu pozbył się młodzieńczej gładkości lica i patrzenie nań zaczęło sprawiać mi wyraźną przyjemność. Film natomiast nie. Początek owszem, miał tempo i sens. Końcówka zaś miała już tylko sens adekwatny do początku  czyli złych ludzi dosięga kara - takie hollywoodzkie, że aż może Oscara dostać, serio :)

Bo ja lubię dziwne historie, takie nieoczywiste a ujawniające drugie dno w człowieku, więc kiedyś tam z prawdziwą przyjemnością obejrzałam "Dzikie historie"

plakat do filmu Dzikie historie (2014)

A ten pan urzekł mnie bardzo. Ricardo Darin, wiadomo; wszystkie Ryśki to fajne chłopaki. Polecam film jako odskocznię od przewidywalnych historyjek.


Nimfomanka vol I

To obraz cenionego przeze mnie Larsa von Triera ze świetną obsadą. Obejrzałam na razie tylko pierwszą część ale poluje na drugą. Zaskakujące dialogi niczym z nocy Szeherezady zaprawione ironią, inteligencją i subtelnym humorem.

Chyba zjechałam tu kiedyś "World War Z" z Bradem Pittem. Dzisiaj zjadę "Furię" chociaż była znacznie lepsza niż WWZ. Lubię męskie wojenki na ekranie ale słowo daję, że jak zobaczyłam ślad wystrzału niczym promień z blastera w Star Wars, to się głęboko zniechęciłam. Bo albo się kręci realne sceny albo sci-fi, nie? No i proszę ja was, na wojnie nie byłam, ale wiem, że wybuchnięty w ręce granat zostawia z ciała niezły befsztyk. No dobra, nie będę się wdawać, bo wolę "wojenkę" wg Gwiezdnych Wojen albo Bękartów wojny albo taką jaką rozpętał Franek Dolas.



A w tym filmie ktoś Rudy zamienił na Fury i zbrutalizował całą rzecz ;-)

Dobra, w teatrze też byłam. Na Testosteronie z Bagateli. Genialnie zagrana rola pana młodego przez Wojciecha Leonowicza, podbił moje serce znacznie bardziej niż filmowy Adamczyk w tej roli. Natomiast Robal w wykonaniu Tomasza Kota jest nie do podważenia :)

A przy tym obrazie ryczałam jak bóbr. Niezwykle wzruszający i poruszający. Świadomość powolnego odchodzenia z tego świata i próby uczynienia tego z godnością. Hilary Swank dała z siebie naprawdę dużo. Nie jesteś sobą kiedy ciało staje się nieposłuszne twojej woli, wtedy pomóc muszą ci inni.



Więcej filmów nie pamiętam chociaż ręczę, że mnóstwo ich było od ostatniego razu.

Zdjęcia Filmweb.


środa, 17 lutego 2016

Dzień Kota.

Kot rządzi, kot radzi, kot zawsze was zdradzi. I za to ludzie nie pałają miłością do kotów. Ludzie chcą rządzić, chcą być panami świata i nie każdy człowiek jest w stanie znieść tak niespolegliwe zwierzę jakim jest kot. Nie przybiegnie na "kici-kici" jeśli nie ma na to ochoty. U nas, górali, jest takie prześmiewcze powiedzonko oddające doskonale kocią naturę "kici-kici mam cię w rzyci" - nic dodać, nic ująć. Kot jest przede wszystkim panem siebie a jeszcze sobie rości prawa do bycia panem swojego właściciela.

Patrzy na mnie zawsze z wielkim niedowierzaniem w oczach kiedy wyciągałam odkurzacz z szafy. No i po cholerę ci to ryczące bydlę skoro w domu w końcu pojawiło się trochę paproszków i piasku, w którym można się wreszcie wytarzać, myśli z dezaprobatą a potem ostentacyjnie wyskakuje na najwyższy mebel w domu by z pogardą obserwować moje ruchy. Taktycznie odczekuje jeszcze pięć minut cennej obrazy, którą odczuwa za moje nieposłuszeństwo i niezrozumienie tematu tak esencjonalnego jakim jest tarzanie się w pyle. Robi na mnie wielkie oczy kiedy wykonuję ćwiczenia fizyczne. I znowu ta drwiąca pogarda w jej spojrzeniu! Jak to się musisz kobieto namęczyć, żeby  nogę za głowę wyłożyć a i tak tyłka nie jesteś w stanie sobie wylizać, co za żenada! I ty to nazywasz kocim grzbietem?! Weż przestań, bo to już zakrawa na obrazę mojej osoby. No a zwykłe pranie? Po co to upychać w tym pudle, zalewać wodą i jakimś chemicznym świństwem skoro wystarczyłoby porządnie wylizać? A największy problem jest ze spaniem. Kto to widział tyle spać w nocy?! Noc nie jest od tego. W nocy należy czaić się i czatować, bo coś zawsze może skądś wyjść. O, jak na przykład mysz spod zlewu. Ale ta śpi, a jak czatuje to tak jakoś dziwnie przed święcącym na niebiesko ekranem tego elektronicznego pudełka. Zupełnie nie wie jak sobie zorganizować życie. No nie wiem, fakt. Wg kociej logiki jestem stworzeniem niezbornym i niezaradnym życiowo, bo kto to widział złapane myszy wyrzucać do kosza na śmieci!? W nocy należy też jeść, bo czatowanie wyczerpuje. Należy jeść ale nie jakieś wywietrzałe leżeniem od wieczora chrupki tylko takie świeżo nasypane. Sama je świeżo ugotowane a mnie chce oszukać, wstawaj i syp świeżą karmę, jest dopiero druga nad ranem jeszcze się zdążysz wyspać! A kiedy nie chce mi się wstawać, kiedy próbuję ją oszukać i udaję "zdechł pies", to zaczyna mi skrobać pazurami po ramie łóżka, potem wskakuje nań jakby miała ważyć co najmniej 5 ton i zakrada się ku wezgłowiu wydając z siebie pomieszane pomruki. Dla niepoznaki przymilne mruczenie przez które przebija się ponaglające miauczenie w irytującej tonacji. Jeśli nadal jestem nieżywa decyduje się na przejście do bardziej jednoznacznego działania i packa mnie łapą po twarzy przywołując do świata żywych i nie śpiących. Wstaję, wlekę się do miski, dosypuję karmy i zamykam za nią drzwi - niech siedzi futrzasta cholera w tej łazience aż do rana! Ale gdzie tam jakie rano! Jeno promyk szarości ujrzy na oknie dachowym rozpoczyna robotę budzika i chociaż nie wydaje tak głośnych tonacji to jej żałosny jęk przebija opony najtwardszego ze snu jaki jestem w stanie wygenerować. Wstaję, biorę futrzastego dziada pod pachę, przy czym nie zawsze mi się to udaje..., i wyrzucam za okno, żeby jakoś dodrzemać do właściwej pory wstawania.

Odrosły ci babo dzieci, to zachciało ci się mieć kota!

I żeby to chociaż jeszcze przyszło jak normalny kot na kolanach poleżeć, pomruczeć, poprzymilać się, to nie! Dzikie takie oczy wyłupia jak się ją gdzieś znienacka chwyci i próbuje potulić.

Psa se kupię! Odgraża się ślubny. Przynajmniej bedzie przychodził jak go zawołam, a nie tak jak ta wywłoka!

Ale jaka rozpacz była kiedy nam wywłoka na dwa tygodnie z domu poszła!


Na szczęście usłyszawszy nasze głosy po powrocie z wakacji wróciła i łaziła za mną jak najwierniejszy pies przez... półtora dnia, bo potem miała ważniejsze sprawy na głowie ;-)

Koty nie zdradzają ludzi. Po prostu trzymają nas na dystans pokazując od czasu do czasu dobitnie gdzie jest nasze miejsce i za to je kocham :)