piątek, 27 czerwca 2014

Laurka.

Na zakończenie tego roku szkolnego zrobiliśmy sobie laurkę, taką malowaną tyle, że na wszystkich ścianach naszej chatki. Szatańscy albo anielscy (nie wiadomo co o nich myśleć ;)) malarze pracowali przez 3 dni i oto mamy nowe wnętrza. Jest dziwnie, bo czujemy się jakbyśmy przenieśli się do nowego domu - z ferii kolorów w spokojne i wyważone odcienie. Pudła powoli przeglądam i segreguję układając rzeczy, już sporo wyrzuciłam gratów a to co zostawiłam częściowo zmienia położenie.

Dzisiaj rozdanie świadectw a dla mnie wielkie ufff z powodu końca roku szkolnego. Dwa miesiące swobody i rodzicielskiej beztroski nie oddałabym za żadne skarby, żadne dodatkowe przerwy w roku szkolnym. Te dwa miesiące pozwalają mi naładować  akumulatory ponownie cierpliwością, którą trzeba mieć do zapominalskich chłopców.

Jakie będzie to lato? Nie ważne! Ważne, że jest luz, jest przyroda na wyciągnięcie ręki; woda, las, góry i dolinki. Reszta wyjdzie spontanicznie a na koniec lata mamy zaplanowany wyjazd na koncert całą falangą :) Sabaton! Sabaton! Sabaton!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

O tym, że matką można zostać w każdym wieku.

Zwłaszcza chrzestną matką :) Zaszczycona misją oddałam się więc przygotowaniom i tym duchowym i tym dla ciała. Zdążyłam z wszystkim chociaż tort zajął mi sporo czasu.


Zwłaszcza trampeczki, które wystrugałam jednym okiem patrząc na ekran komputera.


Wojtuś uroczystość przeżył w stanie błogiej nieświadomości, będąc wyrwanym z ledwo rozpoczętej drzemki nie awanturował się lecz zachowując się wielce dystyngowanie pozwolił dokonać wszystkich obrzędów.


Środek tortu wypełniały 2 jasne biszkopty i jeden kakaowy przełożone bitą śmietaną z truskawkami. Chrześniak dotrzymał kroku dorosłym i w wyśmienitym humorze zakończył imprezę tuz przed wieczorną kąpielą :) 



Panowie malarze zeszli dzisiaj na dół i zaanektowali 2 pokoje. Szpilka obeszła swoje terytorium narzekając głośno na nowe porządki po czym wyniosła się do ogródka.  Temperatura w końcu podniosła się powyżej 13 st i nie wiem czy wiązać to bardziej z obecnością słońca na niebie czy latem, które podobno gdzieś już jest ;-) Podobno mam tez wakacje ale nie za bardzo o tym mogę się przekonać, bo wstajemy wcześniej niż zazwyczaj. Chłopcy już o 7.00 odpalali rowery do szkoły :DDD Tymczasem góra naszego domu zyskała urok greckich wysp w tonacjach szaro - niebieskich z lekko żółtymi skosami. Kiedy tam wchodzę wydaje mi się, że jestem nad Morzem Śródziemnym.

Miłego dnia :)

środa, 18 czerwca 2014

Ogrodniczki i Ogrodnicy!

Nim rozpełzniecie się w różnych wakacyjnych kierunkach niczym ryjówki (taka jedną dzisiaj od śmierci ocaliłam, bo Szpilka przyniosła sobie młody, nieuszkodzony, żywy egzemplarz do zabawy w ogródku) wyraźcie proszę chęć na zaadoptowanie poniższych gatunków do swoich ogródków:

 
Krokusy mieszanka kolorów przy czym może się trafić krokus dziki :)

Klasyczny rabatkowy chwast, wdzięczny, niewinny z wyglądu i pachnący, rozłażący się niczym la piovra, przyjmie się na każdej glebie o każdej porze ale potem biada Wam jeśli nie będziecie usuwać macek.


 
Dzwoneczek, który służy za elfom za spódniczkę, ten ze środkowego górnego zestawu o kolorze błękitu. Roślina cebulowa o brzydkiej nazwie endymion czyli hiacyntowiec hiszpański.
 
 
Szafirek jaki jest każdy widzi :) Ponieważ ta roślinka wytwarza liście ozime, to trzeba ja teraz w czerwcu/lipcu posadzić by zdążyła je sobie wytworzyć.


Końcem lata mogę jeszcze podesłać Wam kilka odmian kosaćca; syberyjski (drobne i delikatne niebieskie kwiaty), żółty, bladożółty (jak na kolażu w górnym lewym rogu) i cebulowy o ciemnofioletowych kwiatach kwitnący na początku lata (te poprzednie są późnowiosenne i kłączowe) oraz serduszka okazała białe. Ale o tym przypomnę końcem lata :)


Serduszka okazała :)


Proszę się wpisywać z zamówieniami na lidka.hamster@po.pl  z przyjemnością obdarzę Was odrobina ogrodniczego szczęścia :)

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Oj tam, oj tam.

Jak nie macie kota, to nie wiecie jaka będzie noc. A jak macie kota włóczęgę to on wszystko powie. Taka Szpilka działa jak najlepszy barometr. Wczoraj wieczorem wróciła na kuchenne okno chociaż od dobrych kilku tygodni uprawia nocne sesje łowcze i na noc nie wraca. Wystarczy, że widzę jak ładuje się w środku dnia do domu i kładzie na łózko i już wiem, że będzie deszcz. I faktycznie za chwilę leje. Wczoraj wróciła z łowów by wygrzać się w domowym ciepełku. Nie dziwota. Po chłodnym weekendzie noc miała tylko 5 stopni na plusie. I to dlatego naszej pannie nie włączył się budzik miauczący sygnałem ciągłym i bez możliwości drzemki o 6.45. Kiedy wstawałam o 7.00 nasza królowa łaskawa była wyjść ze swego legowiska niespiesznie pouprawiać streching w kierunku miski z jadłem by potem zasiąść milcząco na oknie i wyczyścić dokładnie swoje futro (podczas gdy codziennie w pospiechu połyka mięsne kąski i z takim impetem wyskakuje na parapet jakby chciała szybę wybić). Kotka, podobnie jak ja, zimna i wilgoci nie lubi, ale ma znacznie lepiej ode mnie, bo w razie chłodu ma zawsze futro przy sobie ;-)

A może ktoś z Was zgadnie jaki domowy dźwięk jest najlepszym budzikiem naszej czarno-białej pogodynki?

Miłego tygodnia :)

Po edycji:
Szpilka nie jest łakoma ponad miarę. Owszem lubi jeść ale ma swoje preferencje. Mięso z puszki lub saszetki musi być serwowane rano i w południe, bo na chrupki patrzy o tej porze z wyrazem najwyższego obrzydzenia. Kocie chrupki łaskawa jest jadać na kolację i ewentualnie w nocy. Jednak Ange była najbliżej rozwiązania zagadki. Delicją dla naszej kotki jest surowe mięsko, więc wystarczy tylko, że usłyszy dźwięk ostrzenia noża (a czynię to praktycznie zawsze przed krojeniem mięsa) i już wyrasta jak spod ziemi choćby była zahibernowana na amen :DDD Czasami dźwięk zwodzi ją na manowce, bo przecież zdarza mi się ostrzyć noże też przy innych okazjach i wtedy muszę koniecznie pokazać jej, że to co kroję nie jest mięsem :) Szpilka jest grzeczną kicią - nigdy nie wyskakuje na kuchenne blaty lecz razu jednego odgryzła  była kuper kurczakowi, który moczył się w zlewie.

piątek, 13 czerwca 2014

Nie śpiewałam mu. O regionalizmach.

Ale się rozwinął. Nie w swoim naturalnym środowisku ale przetrwał zimę bez zimy i oto jest wspomnienie zapachu chorwackiego wybrzeża.


Nie ukrywałam nigdy, że jestem fanką regionalizmów tych naszych polskich i tych znalezionych podczas wycieczek. Tyczy się to wszystkiego, od jadła po stroje i mowę. Te charakterystyczne dla danego regionu wyrażenia tym mocniej zapadają mi w pamięć im mniejszą poprawnością językową okazują się  być. Uczę się ich tak jak języków obcych dopytując się o znaczenie słów z pozoru znanych mi od dziecka. No bo kto by pomyślał, że u nas całe życie w angielce palił się ogień pod blachą gdy tymczasem w mieście Łodzi angielkę jada się na śniadanie zaś  u nas wekę :) Z wielka trudnością i bardzo nienaturalne jest dla mnie wychodzenie na dwór, więc wychodzę na pole bynajmniej nie z motyką kopać w grządkach ale po to by na tym polu pospacerować. Rolnicy u nas pracują bowiem w polu i nie myślę tego im zmieniać. We czwartek pijamy wodę ze sokiem a nasze dzieci radośnie dzikują po ogródku. Nie dziwne jest mi wchodzenie przez antrejkę do własnego domu chociaż zapewne nie mając ojca z Wielkopolski nadal wchodziłabym przez ganek. Na nogach mogę nosić laczki lub klapki a na obiad jeść grule bądź pyry. Dla mnie kiszka to kaszanka ale nie zaskoczy mnie nikt na Śląsku częstując kwaśnym mlekiem. Rozśmieszają mnie trochę chorwaccy vatrogaści ale są zrozumiali, bo górale tez watrę palą i gaszą. 

Lubię kiedy słowa z gwary przenikają do języka potocznego, mam dzięki temu wrażenie, że nawet nie wyjeżdżając z kraju można odbyć świetne podróże. Stojąc pod chorzowskim ZOO tydzień temu wchłaniałam sposób mówienia Ślązaków a uszy robiły mi się jak te u gacka wielkoucha. Zupełnie inna intonacja i zaciąganie, tej ;-) Z podobnym upodobaniem słucham młodzieżowych wyrażeń, bo tak epicko przenikają do powszechnego użytkowania, że nawet Marcin Meller wspomina w swoim felietonie o wiadomościach, które podają internety. Niewątpliwie wolę te dwa słówka o wiele bardziej niż wychodzące z mody już, ku mojej uldze, zaje...fajne ;P. Ogromnie podobają mi się młodzi mieszkańcy Podhala, których spotykam przed kasami sklepu na be gdy pytają się "ka idzies?" kolegi/koleżanki by za chwilę mówić zwykłą polszczyzną z ekspedientką. 

To co?, poleję Wam wody ze sokiem, bo choć war zelżał, to człowiek nie wielbłąd - napić się musi :) A Wy mi napiszcie jakie słowa i wyrażenia w Waszych okolicach przeniknęły z gwary do potocznej polszczyzny używanej w Waszym rejonie :)))

PS
A na dworze to dziedzice mieszkali ;P

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Królowa.

Po długim okresie zimna i wilgoci w końcu weekend dopisał piękną i ciepła pogodą. Królowa rozkwitła. Urwałam jej trzy kwiaty, bo kocham zapach piwonii w mieszkaniu.
 
Na pierwszym planie sterczą jeszcze nieusunięte łodygi tulipanów. Musza poczekać aż zrobię dżemy truskawkowe :)
 
Miłego początku kolejnego tygodnia!

środa, 4 czerwca 2014

Jedziecie na Chorwację?

Nie.

W tym roku mamy w domu kilka planów remontowo-naprawczych do zrealizowania. To może wydawać się minusem w posiadaniu własnego domu z ogródkiem, ale przyznam, że za nic nie dałabym się wsadzić znowu do kurnikowego chowu klatkowego. Lubię prace remontowe. W ubiegłym roku malowaliśmy z Puchatym balkon i były to świetnie spędzone chwile z najstarszym synem :) Aktualnie mamy z mężem za sobą wiosenną konserwację drewnianego tarasu a przed nami malowanie domu wewnątrz oraz remont i uporządkowanie piwnicy. Do malowania umówiliśmy się z fachowcami ponieważ chcemy w kilku miejscach położyć tynk strukturalny a piwnicę obskoczymy własnym sumptem z niewielką pomocą przy wylewkach.

Tak więc nie dane nam będzie tegoroczne ładowanie akumulatorków pod jasnym słońcem na kamienisto-piaszczystych plażach. Im bliżej naszego stałego terminu wyjazdowego czyli końca czerwca tym częściej o tym myślimy, bo przyzwyczailiśmy tak wszystkich znajomych do corocznych wyskoków nad Adriatyk, że teraz przypominają nam o tym pytając kiedy jedziemy. Zupełnie niechcący staliśmy się także ekspertami od Chorwacji :) Póki co chętnie dzielimy się wrażeniami, spostrzeżeniami lecz pozostanie nam tęsknić do...


ciasnych i krętych uliczek,


błękitu wody,


i jej ciepłego słonego smaku,


który osadza się na wszystkim co przywozimy z powrotem do domu,


do podglądania krewetek żerujących na stopach,


albo krabów wyłowionych z muszelką.


Juz wiele razy pisałam tutaj, że to nie tylko słońce, ciepła woda i morze sprawiają, że na Chorwacji czuję się wspaniale. To przede wszystkim ciepłe przyjęcie jakiego doznawaliśmy od naszych gospodarzy. Ich język nie sprawia mi zbytnich trudności ze zrozumieniem go i do dzisiaj z rozrzewnieniem wspominam pogawędkę z siedemdziesięcioletnią matką naszego gospodarza; ona mówiła po chorwacku ja po polsku a mimo tego doskonale się rozumiałyśmy.


Milin amerykański.


Płonące pochodnie czyli trytoma groniasta - to spod niej wyrwałam gałązkę rozmarynu, który rośnie mi w doniczce do dzisiaj mimo regularnych postrzyżyn.


Plażowanie do zachodu słońca - zdjęcie z początku lipca kiedy zaczyna się sezon wydaje się mocno zagęszczone ale ręczę, że nadal nie tak jak plaża w Kołobrzegu.


Kto się kąpie w Adriatyku po burzy? Wiadomo - tylko my!


Nie prognozuję w Polsce cudownego lata ze stabilna pogodą. Po tak kiepskiej bezśnieżnej zimie większe prawdopodobieństwo kiepskiego i mokrego lata, a to oraz chłód nie jest tym co lubię. Tym chętniej rozgrzeję się przy widokach z archiwum zdjęciowego.

Może komuś jeszcze przyda się garść wiadomości o Chorwacji:
- walutę lokalną lepiej nabyć na miejscu, wymienić można bez problemu nie tylko euro ale też złotówki (opłatę za apartamenty najchętniej przyjmowane są w euro)
- obowiązuje sjesta w sklepach, bankach itd większość restauracji otwierana jest po niej ok 16.00
- tańsze sklepy to sieciówki Konzum i Kerum chociaż na zapadłych wioskach też istnieją sklepiki i wcale nie zdzierają
- język polski jest przez Chorwatów rozumiany (oczywiście przy dobrej woli), są nam bardzo przychylni z tym, że sympatia wydaje się rosnąć wraz z maleniem miejscowości, w której jesteśmy. młodzi mówią po angielsku i niemiecku, włosku.
- na niektórych wyspach nie ma studni, woda jest doprowadzana z lądu stałego i może mieć dziwny smak (tak jak na Pagu), wodę można kupować ale zwykły dzbanek z filtrem węglowym daje sobie doskonale radę z polepszeniem jej
- autostrady są świetnie utrzymane i zaopatrzone w wystarczającą ilość parkingów z kafejkami i stacjami benzynowymi. na wszystkich odcinkach obowiązują bramki (na wjazdowych pobieramy bilet z elektronicznym paskiem, a zjeżdżając uiszczamy opłatę, można płacić w euro ale wydają tylko w kunach. uwaga dla podróżujących za dnia - pod Zagrzebiem korkuje się ruch w godzinach południowych, najlepszym rozwiązaniem jest wjechać na pas gdzie opłatę można uiścić kartą, bo tam nie ma korków (symbol karty namalowany na pasie). oto strona podająca info o autostradach: http://www.hak.hr/ cennik w zakładce CESTARINE
- oto strona z której zawsze czerpie informacje o pogodzie i temperaturze wody na Chorwacji: http://www.euromarina.cz/pl/pogoda/pogoda_w_chorwacji/pogoda_w_chorwacji.htm
- większość plaż jest kamienista lub żwirowa. plaże piaszczysto- żwirowe nie wymagają noszenia gumowego obuwia lecz potrafią bardzo poparzyc stopy gdy się nagrzeją. w Nin jest piaszczysta plaża z błotem leczniczym i bardzo płytką zatoczką.
- na Chorwacji żyją skorpiony i węże - nie należy panikować ale trzeba zachować ostrożność (nam "udało się" przynieść skorpiona z plaży do domu w złożonej parasolce), węże lubią wygrzewać się na skałach zwłaszcza po deszczu.
- podczas plażowania naprawdę zalecana jest przerwa na sjestę. najczęściej nie odczuwa się żaru lejącego się na głowę w czasie zabawy w morzu ale po spędzeniu całego dnia w nasłonecznionych miejscach można dostać udaru. jeśli jedziemy z dziećmi warto zabrać parasol plażowy, pod którym będą mogły odpocząć. o kremach z filtrem i wodzie do picia chyba nie trzeba przypominać ;-)
- woda w Adriatyku jest bardzo słona - ostrzeż dziecko nim łyknie goryczy

Co warto sobie kupić w Chorwacji?
- oliwę z oliwek
- ajvar paprykowy
- sól morską
- olejek z lawendy
- wino domowej roboty (prosek to odmiana wina słodkiego), rakija
- lokalne jedzenie, świetna pizza i lody

Co warto zwiedzić? Całe wybrzeże Dalmacji usiane jest starożytnymi budowlami z czasów Cesarstwa Rzymskiego i późniejszymi. Wybór jest olbrzymi od znanych i zapisanych na liście Unesco (Dubrovnik, Trogir, Szybenik, Split, Hvar czy Plitvice) miejsc po "zwykłe" jak np wieża do obserwacji ławic tuńczyka na plaży w Casce. Na pewno warto rozważyć odwiedzenie czegoś przy okazji.  

Życzę udanego spotkania z Chorwacją :)