Każdy film Szumowskiej robi na mnie ogromne wrażenie. Każdy z nich przenicowuje moje emocje i wymusza ich uwolnienie. Łzy, które mi płyną po twarzy, to niełatwe do określenia emocje, bo opowiadane przez Małgośkę historie nigdy nie są tymi z kategorii czarno-białych, gdzie granice dobra - zła, szczęścia - rozpaczy itd są oczywiste.
Odebrałam ten film jako opowieść o ludzkiej samotności. Tej wynikającej z wyboru i tej wynikającej z braku bliskich relacji. Samotność księdza, żony, homoseksualisty jest samotnością przede wszystkim człowieka. "Kogo przytulasz? Kogo TY przytulasz?" skomlenie o bliskość uświadamia, że taka potrzeba tkwi w każdym z nas. I tak najdonioślejsze chrześcijańskie święto Bożego Ciała staje się pogrzebem niewyspowiadanych trosk i pragnień księdza Adama, pogrzebem nadziei, pogrzebem siebie samego w rezygnacji, po której już tylko beznadzieja samotności w rytmie genialnie dobranej piosenki "The funeral" zespołu Band of Horses.
Film pełen symbolicznych imion. Ksiądz Adam, żona kolegi Ewa, młody chłopak o twarzy Chrystusa i imieniu pierwszego męczennika- Szczepan, czuwający nad Prawem mąż Ewy archanioł Michał. Ale są też symbole ludzkiej słabości jak picie na umór a dla równowagi symbol dzikiego i nieokiełznanego szczęścia w polu kukurydzy. Ecce homo szukający pociechy i wsparcia nie tylko w Bogu ale przede wszystkim w drugim człowieku. Tacy jesteśmy. Przenicowani emocjami, których siły i wagi często nie udaje się nam unieść.
Ten obraz nie zaprasza do sali kina na rozrywkę, w dodatku wpisuje się w aktualne historie, nie wszyscy.... Chciałam napisać, nie wszyscy są na to gotowi, ale... Ten film, ta muzyka, to życie więc wszyscy jesteśmy w zasadzie nieprzygotowani.
Really too late to call,
So we wait for morning
To wake you is all we got
To know me as hardly golden
Is to know me all wrong, they warn.
At every occasion I'll be ready for the funeral
At every occasion, once more, it's called the funeral
At every occasion, oh, I'm ready for the funeral
At every occasion, oh, one billion day funeral