Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Adriatyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Adriatyk. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 września 2017

Odloty.

Kiedy 20 sierpnia lecieliśmy na południe mieliśmy nadzieję dogonić lato, co wydawało się nam nieco absurdalne zwłaszcza gdy spoglądaliśmy na termometr w samochodzie.


Mieliśmy też dogonić jaskółki, które od nas wyleciały zadziwiająco szybko, bo już ok 10 sierpnia. Cele zostały osiągnięte, na dwanaście dni przenieśliśmy się w krainę lata i błogich temperatur powyżej 30 kresek :)





Były też jaskółki i nie zanosiło się aby miały udawać się za morze.


Wracaliśmy z Chorwacji mijając węgierskich uczniów wracających ze szkoły i najeżone patrolami policji zakamarki Słowacji (z racji ichnego długiego weekendu). Wróciliśmy jeszcze w miłej temperaturze piątkowego wieczoru by od sobotniego poranka przejść powtórny szok termiczny. Nic to, jakoś ogarnęliśmy chmurzasto-ponurą aurę z opadami śniegu w Tatrach (było przywyknąć!) i przepakowawszy manatki Houdiniemu zawieźliśmy go do internatu w mieście niestołecznym od kilkuset już lat. 

Jestem pod wrażeniem krakowskiej trakcji tramwajowej! Ale co mam nie być jak ostatnim razem użytkowałam szarpiącego niebieskiego klamota z plastikowymi miskami zamiast siedzeń jakieś 30 lat temu. Lajkoniki wypadają w tym porównaniu jak wypasione fury. Normalnie odebrało mi władzę we wszystkim na widok automatu sprzedającego bilety, informatora audio i interaktywnego, że o wyświetlaczu aktualnego przystanku nie wspomnę. No nie byłam na to psychicznie przygotowana i nie zrobiłam nawet pół zdjęcia, bo tak oniemiałam w zachwycie. Cieszę się, że tyle zmian pozytywnych chociaż nadal moje komórki pamięciowe nie akceptują Galerii Krakowskiej i braku Baru Smok przed Dworcem Głównym (a gdzie wspomnieć jeszcze o saturatorze i precelkach!) W podziemiach dworca-galerii goniliśmy zajączka nim udało się nam jakoś zlokalizować właściwy bankomat (tzn ten przyzwoity niepobierający prowizji) ale za to bezbłędnie udało mi się wyjść na Dworzec Autobusowy (bo ja tam juz kiedyś byłam, co prawda za czasów przechodzenia częścią peronu i tymczasowym tunelem, ale byłam i kierunku nie zapomniałam). 
Houdini był skołowany, jak przystało na młodocianego mieszkańca wioskowego miasta. Zapewne czuł się dokładnie tak samo jak ja w jego wieku łażąca po Krakowie z mapą w dłoni, ale poza wielkimi oczami nie widać było jego nerwacji. Obleźliśmy co mieliśmy obejść po czym pojechaliśmy nazad do internatu tym pięknym Lajkonikiem :) 

Po ogarnięciu najbliższego terenu spacerkiem z niewielkim zaopatrzeniem syn ulokował się na tapczaniku za szafą w pokoju jako drugi lokator. Nie chcąc przedłużać tej przykrej chwili pożegnaliśmy go kiedy pojawił się lokator numer trzy. Było nam przykro widzieć stremowanego Houdiniego, było nam smutno zostawiać go "na pastwę losu" jak nam się to kojarzyło, ale skoro tak wybrał, to trzeba jakoś sobie z tym poradzić. Prowadzimy ożywione konferencje telefoniczno -messengerowe i wnioskujemy ze znaczną ulgą, że krzywda się mu nie dzieje ("dobra kończę już, bo kolega czeka" "teraz nie pogadamy bo idę grać w gałę"). Znaczy się wikt i opierunek przyzwoity a kompanija doborowa :))) A więc czekamy jak panicz kolaską w piątek zajedzie pod rezydencję rodzinną i zda szczególastą relację z pierwszego tygodnia w nowej szkole.

Za miesiąc odleci nam najstarszy Puchaty w zupełnie innym kierunku. Dostał się do Sosnowca na informatykę i został tam przyjęty do akademika. Zostaniemy z najmłodszym Kołkiem, którego w domu i tak praktycznie nie można już uświadczyć (wiecie, dziewczyny i takie tam ;-))

Mamy za to drugą kotkę, której imię Rakieta nadaliśmy jako, że od początku rozwijała prędkości dźwięku i światła w dotarciu do miski z karmą. Ponieważ jesteśmy już własnością starszej Szpilki, to mieliśmy pewne obawy co do jej reakcji na naddżwiękowego pętaka. Starsza kotka wykazała się stateczną samoobroną i ładnie ustawiła Rakietkę jeśli chodzi o hierarchię w stadzie (najpierw Szpilka, potem Rakieta a potem człowieki rzecz jasna). Gorzej niestety jej idzie jeśli chodzi o obronę własnej miski (trzeba było karmić oddzielnie, bo zabiedzona Rakieta połykała swoje i wyżerała szpilkowe jedzenie strasząc grożnym warkotem silników hamujących). Jednak po kilku tygodniach dozoru człowieków nadeszła wiekopomna chwila uwieńczona zdjęciem :)


Pozdrawiam wszystkich odwiedzających serdecznie.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Jak staremu po łysinie.



Na kolonii życie płynie...
Na kolonii życie płynie,
Jak choremu po rycynie.

Już o 7 jest pobudka,
potem gimnastyka krótka.

Po gimnastyce jest śniadanie,
głodomory śpieszą na nie.

Po śniadaniu, ani śladu,
A my chcemy już obiadu.

A na obiad same skwarki,
obgryzione przez kucharki.

Po obiedzie odpoczynek,
ciężka chwila dla dziewczynek.

Chłopcy ciszę zachowują,
poduszkami bombardują.

A dziewczynki jak aniołki,
połamały wszystkie stołki.

Przyszła pani chłopców zbiła,
a dziewczynki pochwaliła.

Nasza pani jak ta lala,
na słoneczku się opala.

Pan kierownik elegancik,
zawsze spodnie ma na kancik.

Nie zaczynaj z kierowniczką,
bo Cię walnie popielniczką.

Na kolację jest kiełbasa,
obgryziona przez grubasa.

Po kolacji jest wycieczka,
autobusem do łóżeczka.

O północy straszą duchy,
a chłopaki pod poduchy.



Znacie to, pamiętacie? Przyznam się, że w życiu na kolonii nie byłam ale piosenkę znałam i gardło nią zdzierałam w okresie wakacyjnym. Z tym, że w wersji którą pamiętam było, że życie płynie jak staremu po łysinie - cała reszta już bez zmian.



Chłopcy wrócili po dwutygodniowym pobycie nad polskim Bałtykiem z radością i tęsknotą do domu. My tez wytęsknieni odebraliśmy ich jakichś takich wydłużonych pionowo, lekko brudnych i trochę głodnych. A potem pojechaliśmy do Wieliczki na przyjacielskie posiady  z pachnącą ogniskiem zapiekanką z kociołka w tle.

- To co chłopaki, za rok pojedziemy wszyscy na wczasy nad Bałtyk?
- Nieeeeeeeee. Chcemy do Chorwacji!!!!



Dlaczego? Bo piasek jest fajny nad Bałtykiem ale woda już nie. Bo jagodzianki i gofry są dobre nad Bałtykiem ale pogoda już nie zawsze (mieli tydzień ładny i tydzień chłodny, wietrzny i deszczowy). Najbardziej cierpieli z powodu niemożności przebywania w wodzie cały dzień. Wyjścia na plażę były tylko popołudniu i każda grupa mogła przebywać w wodzie tylko 15 min. Ja ich rozumiem, doskonale i wiem, że te 15 min musiało wydawać się im karą a nie bonusem. Oni nawet w zimnej wodzie chcieliby siedzieć bez limitu, a tu kolonia i pani z panem rządzą...

Odmiana babki lekarskiej występująca w rejonie śródziemnomorskim.

"Gdybyśmy kiedyś narzekali na Chorwację, to możecie nas Bałtykiem postraszyć" - doszli do takiej konkluzji kiedy to przypomnieliśmy im, że nad Adriatyk nie chciało się im kilka razy ruszyć tyłka podczas tegorocznego wypadu.


Dzisiaj spotykamy się z przyjaciółmi, którzy właśnie wrócili znad Adriatyku. Odsmażymy nasze wystygłe już cokolwiek wspomnienia i emocje :)

Miłego dla Was.


PS
Tegoroczne wakacje po powrocie spędziliśmy w towarzystwie pędzli, farb, papieru ściernego i gipsu. Ci co mogli, to brali czynny udział w remontowaniu balkonu, sufitu w łazience, jednej szafki balkonowej i jednej mini komódki, którą trzeba było pociągnąć lakierem, bo była z surowej sklejki. Zgodnie uznaliśmy, ze sień w naszym domu też wymaga remontu, ale to już załatwi fachowiec.