Dzień po moich urodzinach wzięliśmy z Puchatym udział w II Niezależnym Rajdzie Śladami Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Rajd zaczął się od złożenia kwiatów i zapaleniem zniczy na grobach na miejskim cmentarzu. Potem przewieziono nas do Łopusznej az za Zarębek Mniejszy. Stamtąd ruszyliśmy do Leśniczówki Mikołaja, która zwiedziliśmy w środku.
Po podzieleniu się młodzieży na patrole, których opiekunami byli rodzice i nauczyciele, otrzymaliśmy pierwszy rozkaz z mapa, punktami spotkań i wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa. Oczywiście Puchaty nie szedł ze mną.
Jesień juz całkiem zeszła z drzew w naszej okolicy i to co zostało na drzewach to głównie czerwona jarzębina i nieliczne orzeszki buczynowe. Ale mimo porannego mrozu dzień był słoneczny i w miarę ciepły, więc szło się ochoczo i radośnie.
Zanim wyszliśmy organizatorzy postarali się o kaloryczny poczęstunek. Oprócz cukierków zjedliśmy tort urodzinowy Józefa Kurasia ps "Ogień", gdyby żył miałby 98 lat.
Z leśniczówki musieliśmy cofnąć się do Łopusznej i wejść na czarny szlak wiodący na Kiczorę. Przepiękna trasa usłana buczynowymi liśćmi wiedzie do Ostoi Ptactwa gdzie głuszce maja swoje gody na przełomie marca i kwietnia.
Brak listowia rekompensował błękit nieba i oszałamiająca rześkość powietrza oraz cisza. Na szlakach była garstka turystów i pierwszych spotkaliśmy dopiero po ok godzinnym marszu.
Ponieważ był to rajd z punktacją za wykonanie zadań, to oprócz musztry, przekazywania haseł czy rozpoznania konfidentów były także zasadzki, w które wpadł mój patrol (opiekunowie mieli za zadanie tylko dbać o bezpieczeństwo uczestników i ich dojście do celu). Szliśmy jako pierwsi i kukła na drzewie tak zafrapowała wszystkich, że nie zorientowali się, że zostali odcięci od tyłu i otoczeni :D
Było także punktowane rozpoznanie uzbrojenia i test na spostrzegawczość, którego tez nie zdaliśmy.
Za to wszyscy dostrzegali przepiekną okolice i niesamowite widoki od Zalewu Czorsztyńskiego po Tatry.
Prawdopodobnie w tym momencie moja kuzynka stała juz na osnieżonym Kasprowym Wierchu i patrzyła w moją stronę a ja w jej.
Było tez strzelanie do celu.
I zapalenie znicza pod figurką Ludżmierskiej Gażdziny, której okratowana kopia stojaca tuż za Zielonymi Młakami przy Długiej Hali patrzy na Tatry.
Tu możecie miec pewność, że zjecie prawdziwego oscypka :-)
Niestety na tej hali zawsze wieją wiatry i mimo czapki i rękawiczek czując pod butem chrupiące zmarzliną błoto zaczęliśmy marznąć.
Do schroniska na Turbaczu doszliśmy parę minut przed 17.00. Zaczęło mieć się ku zachodowi. Zeszliśmy do ostatniego punktu. Ten krzyż z upamiętniającą wydarzenia i osoby płytą został wzniesiony dopiero w 2012 r. Historia "Ognia" nigdy nie była do końca jasna i jednoznaczna. Poplątane czasy wielu ludziom namieszało w głowie, "bandy Ognia" pozostawiły w miejscowej ludności niejednokrotnie negatywne obrazy. A czy zawsze stał za tym Józef Kuraś? Nawet ci, którzy wojnę przeżyli świadczyli przeciwko sobie... Na rok przed swoją śmiercią druga zona Kurasia p. Czesława Kuraś Bochyńska została uhonorowana Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski co zostało poczytane za pośmiertną rehabilitację majora "Ognia".
Prawdą naszych czasów jest możliwość mówienia o tym co kiedyś nazywaliśmy "białymi plamami historii", a żołnierzy AK czy AL walczących przeciwko władzy komunistycznej nie można z pewnością pominąć w pamięci narodowej.
Dzisiaj odbył się koncert pieśni patriotycznych Andrzeja Kołakowskiego, który przyjechał z Gdańska by zaśpiewać min poświęconą Kurasiowi pieśń "Epitafium dla majora Ognia", na którym był obecny żyjący syn Kurasia z żoną.