poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sprawiedliwego Nowego Roku!

- Ciociu, ciociu, a czy wy tam macie śnieg? Dociekał Misiek wymusiwszy na mamie przekazanie słuchawki podczas składania telefonicznych życzeń świątecznych.
- No mamy, mamy. Przyznałam wesoło, bo w głosie Miśka było ogromne napięcie wskazujące na niezwykłą wagę mojej odpowiedzi, że nie mogłam nie uśmiechnąć się do słuchawki.
- Ale to niesprawiedliwe!!! My juz nic nie mamy... Misiek zasmęcił się na dobre.
- Misiu, my tu zawsze mamy białe swięta, to taki nasz przywilej. Szkoda, że nie namówiłeś rodziców na wybudowanie u nas domu.
- To niesprawiedliwe!
- Ale wiesz co, nie masz czego nam zazdrościć 3/5 rodziny jest chore, więc nie skorzystamy ani z nart ani z sanek aż do Nowego Roku.
A żeby go tak naprawdę pocieszyć, to zaprosiłam go na ferie zimowe, może w końcu uda się nam skoordynować te cholerne grafiki chorób i dodatkowych zajęć!


No tak, śnieg jest jeszcze do dziś. Z tym, że troszeczkę go natura sponiewierała przez święta racząc deszczem, odwilżą, przymrozkiem i szronem. Troszkę dołożyli tez ludzie z kominów, więc śnieg nasz juz nie jest pierwszej klasy czystości, na chodnikach rozlewają się sino-bure zamarzające natychmiast kałuże ale przyświeca temu wesołe choć niskie słońce, co wróży dobrze na Nowy Rok :)

W naszym ogródku stoi niedokończony bałwan, którego tułów wyrwał śnieg aż do trawy a Pinezka uparła się dzisiaj zjeść kulę tłuszczowo-ziarnistą powieszoną dla sikorek. Ponieważ wspinała się po nią po drabince od clematisu, to przewiesiłam kulę na tyczkę od sznura do bielizny :)

Niczego nie podsumowuję i nie planuję. Nie mam potrzeby dzielenia czasu na "początek i koniec", bo to trochę nielogiczne i ogromnie dla mnie trudne. Chciałabym móc wskazać jakieś plusy ale w myślowym rozliczeniu, tak jak w rachunku sumienia, widzę znacznie ostrzej porażki. Nie jestem do końca pewna czy trzeba sobie życzyć unikania przyszłych porażek, niektóre działają niezwykle otrzeżwiająco, niektóre mobilizujaco a jeszcze inne pozostawiają niezamknięty smutek. Musi być wszystkiego po trochu, niech tylko sił starcza do znoszenia tego co los przynosi :)

Szanowny Pan Gryzoń obchodzi dzisiaj ostatnie urodziny z trójką na przodzie, życzę Mu więc, żeby niezależnie od cyfry zawsze zachowywał młodzieńczą werwę, zwariowany humor i doskonałe zdrowie :***



Wszystkim Czytelnikom Jawnym i Tajnym życzę więc sprawiedliwego Nowego Roku, by przyniósł Wam tego czego najbardziej wyglądacie!
 
gwiezdna

czwartek, 27 grudnia 2012

Pasmo dla widzów nie mogących spać w nocy.

- Maamoo, nie możemy nagrywac naszych filmów, bo ty masz tam jakieś z marca jeszcze! Pierwszy głos żałosnego protestu.- No właśnie, nagrywasz a nie oglądasz!!! Drugi głos oburzony na makasa.- Nagrywasz jakieś badziewia z pasma dla widzów nie mogących spać w nocy a ty przeciez śpisz!!! Trzeci głos wymagał jakiegoś wytłumaczenia.- No właśnie dlatego mam takie zaległości, bo w nocy to spać mi się chce....  Jeszcze nie do końca ozdrowiałam, jeszcze globusy po głowie mi się kręcą,ale juz jest lepiej :). Trochę trudno szybko wyzdrowieć kiedy przygotowanie świąt, wigilia itd wymagały mojego czynnego uczestnictwa. Grypa jednak została pokonana w dwóch przedpołudniowych ratach wysypiania się do godziny 13 i kilku opakowań polopiryny :)))Nie wychodzę nigdzie do końca roku, zajadam upieczony przez pana Gryzonia sernik, pachnące pierniczki i może w końcu zdobędę się na nałożenie farby, na którą już sił nie starczyło przed. No i cos tam odfajkowałam z dysku jeszcze nim mnie grypa złapała :)


Cesarzowa. Oszałamiająca. Dekoracje baśniowe, problemy jak najbardziej ludzkie i rozwiązywane niestety bez dotknięcia magicznej różdżki. Można poczuć niemalże na własnej skórze pałacowe konwenanse. Pan Gryzoń domagał się natychmiastowej kasacji tego typu historii jako ogólnie nieuzyteczne i nudne (no pewnie, że nudne jak się tylko słucha z głową w laptopie :D)















Daniel Craig ostatnio często oglądany. Wszędzie pasuje mi bardziej niż Bond :-) Film nie powinien się zaczynać od "historia prawdziwa", bo to kolejny domysł na temat żydowskich uciekinierów z getta. Wystarczyłoby "based on a true story", poza tym nie można się przyczepić, bo opowiedziane sprawnie. Kolejna dobrze zagrana rola Leiva Schreibera, którego wolę wizualnie bardziej od Blondzia.











Jeszcze jedna adaptacja mojej ulubionej książki dzieciństwa. Oczywiście musiałam obejrzeć. Świat piratów nieodmiennie mnie kręci :) Tak więc raczej sentymentalna podróż w krainę dzieciństwa niż jakiekolwiek oczekiwania.















Kolejne kino dla moich dzieciaków. Fajnie, że detektywem- awanturnikiem jest  tutaj kobieta i to bardzo ładna :) Ogląda się gładko chociaż przewidywalnie. Na szczęście chłopcy nie są tacy zblazowani jak mamuśka, więc mieli zabawę. Ja z przyjemnością patrzyłam na świat krynolin i dopracowanych szczegółów scenografii wnętrz :)













Colombiana (2011)Wybór Pana Gryzonia.Dziewczynka traci rodziców w wyniku porachunków karteli. Zabezpieczona przez ojca małym chipem dociera do wujka w Stanach. Bunt małoletniej, chęć natychmiastowej zemsty - musi minąć kilka lat by piękna Kataleja dotrzymała obietnicy danej wujowi.  Nie powiem, z przyjemnością obejrzeć można mimo nader częstych pojedynków z bronią palną. Mnie ujęła scena w więzieniu. Sprytnie pomyślana a Zoe prześliczna, zwinna i mimo wszystko sympatyczna :)











 Timberlake aktorem? Okazuje się, że potrafi pokazać emocje. Film sci-fi, więc może nie wszyscy gustują, ale historia warta przemyślenia, bo czy rzeczywiście chcielibyśmy być nieśmiertelnymi?
 
To nie jest łatwa i przyjemna opowiastka. Wojny nie zostawiają po sobie sielankowych wspomnień.  Okrucieństwo nastolatki powtórnie kaleczy odgrzebując to co matka próbowała zagrzebać i zasypać w swoich wspomnieniach.

 Myslisz, że jesteś lepszy, bo zyjesz w lepszych, wolniejszych czasach? Myslisz, że możesz dokonywać wyborów nie krzywdząc nikogo? Myslisz, że to poprzednie pokolenia powinny ponosić konsekwencje swoich czynów? Nic bardziej mylnego. Plakatowe hasło cię dogoni, podetnie nogi, zmusi do czynów, które nie pozwolą spać spokojnie do końca twych dni. Dlaczego zdradzamy nasze idee i przekonania, odpowiedż znajduje się sama kiedy przyparci do muru drżymy o to co nam najdroższe.

Nawet gdybym nie chciała, to musiałam obejrzeć. Magnetyzm Ironsa działa na mnie z tym większą siłą im więcej lat rzeczony ma na liczniku :))) Opowieść bajeczna w pięknych lasach, górach i dolinach, taka opowieść, która rozlewa się ciepłem na sercu, bo wiemy, że zło zostanie zwyciężone przez dobro. Oczywiście małą smoczycę chcieliśmy mieć w domu wszyscy :)

Jeśli macie pod powiekami obraz Louvru "ęą", to zapraszam na projekcję tego filmu. Epoka raczej odległa czasom świetności tego budynku, bo czasy okrutnego średniowiecza i wojen hugenockich. Zadziwiająca surowość wychowywania małych chłopców na wojów.Królowa Matka gryząca swą swawolną i rozpustna córkę w goły tyłek. Krwawa noc św Bartłomieja, kolejne rzezie wiszące w powietrzu i Henryk, który od 10 roku zycia brał udział w wojnach, a któremu wepchano w ramiona Małgorzatę by zapanował w końcu pokój. Henryk jeszcze jako nie król widzi bezsens bratobójczych masakr pod chorągwią "walki o wiarę", postanawia jako król zapewnić wolność wyznania wszystkim obywatelom Francji. Kiedy wstepuje na tron nie daje to końca spiskom, w końcu zostaje zamordowany. Umarł król - niech zyje król! łzy płynęły mi po twarzy, film pokazał ludzką twarz władcy, którego wysiłki nie oscylowały tylko wokół własnego tronu.

W bardzo symbolicznym oparciu o fabułę baśni braci G powstał całkiem ciekawy i nie mniej baśniowy film z wątkiem kryminalnym. Dobrze zakamuflowana postać sprawcy nieszczęść czyli przysłowiowego "wilka" pozwala do końca utrzymać pożądane w tym gatunku napięcie. No i Gary Oldman na okrasę, zupełnie fajna rozrywka, zupełnie nie dla dzieci.

Jung kontra Freud, uczeń kontra mistrz, stabilizacja i dostatek kontra uczucie i pasja. Kiedy widzę Keirę, o przepraszam Sabinę,  w napadzie szału wleczoną przez służbę do gabinetu Junga to wiem, że jest godna miana aktorki dobrej o czym nie zapewniły mnie do tej pory role ślicznotek, które odtwarzała. Zmagania dwóch umysłów nad opracowywaniem metod leczenia ludzi chorych psychicznie podsyca błyskotliwy intelekt Sabiny, której osoba fascynuje obydwu. Wyzwolona z własnych obsesji i strachów, podejmuje studia i zaczyna karierę w świecie nauki będąc jednocześnie kochanką Junga. Romans nie dostał żadnych szans, pozostała stabilizacja i dostatek. A może stabilizacja i gorycz...?

 A ten film, to właściwie tylko Keira trzyma na barkach, tzn jej aktorstwo, bo scenariusz, który z pewnością miał potencjał nie został tutaj wykorzystany. Nie czytałam książki, w oparciu o którą nakręcono film, ale wydaje mi się, że pewnie bedzie lepsza niż to co zabaczyliśmy na ekranie. Nie wiem dlaczego rezyser uparł się by okroić tak bardzo scenografię w Japonii, która powinna nadac tej opowieści orientalny smak i wygląd. Niemniej zakończenie wzrusza.

A co obejrzałam w święta? No jakieś Zorro z Banderasem i Kasią Zeta-Jones jednym okiem ;)

I nie myślcie, że zbytnio odchudziłam zawartość dysku. Niestety ciągle zagraża nam, że nie nagra więcej jeśli czegoś nie usuniemy :D


niedziela, 23 grudnia 2012

To juz pora na wilijom, to juz cas.

Posłuchajcie: tu


Niech Wam nikogo nie chybio przy stole, niech Święta przyniosą wszystkie pozytywne uczucia pod różnymi postaciami, niech będzie to czas dla najbliższych i z najbliższymi :) W Nowym Roku zaś  byście otrzymali wszystko czego oczekujecie, wyglądacie i o czym marzycie a okraszone niech to będzie wspaniałym zdrowiem i dobrem :)))


Dom pachnie zupą grzybową, sernikiem i piernikami. Choinka juz ubrana, ryby przygotowane tylko ze zdrowiem u nas słabo. Heroicznym wysiłkiem doprawiałam zupę rybną walcząc ze łzami, bo taką zupę gotował tylko mój Tata. Nie tylko magdalenki mogą przenieść w inny wymiar.

Wszystkiego dobrego dla Was  :)

środa, 19 grudnia 2012

Warsztaty.

Zawsze kojarzyć mi się będą raczej z nauką niż z innymi sprawami. A jednak przekonałam się, że to może być zmyłka.

Cały stres związany z dojazdem (zwiecha Hołka, który odzyskał głos dopiero koło Bonarki), czas, w którym nie zostawiliśmy marginesu na korki (małomiasteczkowe myslenie ;D) i ogólnie moje nieprzyzwyczajenie do brania udziału w takich imprezach usztywniły mi poczatek wydarzenia. Gdyby nie P czekający w aucie, nie próbowałabym znależć miejsca, w którym było spotkanie tylko zatrąbiłabym do odwrotu. Dobrze, ze Go mam :)))

Tomek Lazar coś osiągnął w fotografii, został zauważony w Polsce i na świecie, opowiadał głównie o zaletach aparatu fuji finepix x100


Jednakże niezbyt chętnie dzielił się własnym doświadczeniem odnośnie techniki fotografowania. Skupiał się raczej na technologii uzytej w aparatach serii x i jedynie co od siebie powiedział, to o prawach autorskich do wizerunku fotografowanych osób na ulicy. To zawsze coś, ponieważ lubię fotografię uliczną i reportażową i zawsze miałam dylematy kiedy te zdjęcia mozna publikować a kiedy nie. Teraz wiem :)

Po wykładzie kilka osób zadało pytania, na które Tomek odpowiedział, a które były troszkę banalne jak na warsztaty, ale odpowiednie do tej formy, którą przewidział organizator. Zachęcał wszystkich do rozsyłania portfolio, brania udziału w konkursach lub warsztatach u znanych fotografów i tak sobie pomyślałam -trzeba być bez zobowiązań by móc się realizować w takim zawodzie.

Większość zebranych uczestników stanowiła amatorów ale też trafiły się takie, które z fotografii komercyjnej utrzymywały się. Miałam wrażenie, że te osoby po kilku zdaniach zaczynały podważać jakość zdjęć z hybrydowych aparatów i po prostu przyszły, żeby się z kimś spotkać, pogadać, zjeść i napić się.

Nie mam we krwi przebojowości, aparatów było 10szt ludzi ok 40. Do dwóch sztuk udało mi się dotrzeć na sam koniec spotkania. Oświetlenie barowe nie ułatwiało lawirowanie po przyciskach i menu, zdjęć zrobiłam ledwie kilka.

Miałam w ręku powyższy model i cóż mogę o nim powiedzieć. W podglądzie ekran lcd  oddaje warunki oświetleniowe i odwzorowuje je wiernie w zapisie. To na pewno duży plus. Ogromnym plusem dla kobiecych dłoni jest lekkość sprzętu i możliwość obsługi aparatu jedną ręką (szczególnie z zamontowaną stałką). Miniaturyzacja aparatu też ma znaczenie, szczególnie w pracy fotoreporterskiej, nie przykuwa uwagi, jest mieszczący się w dłoni czy kieszeni. Miałam problem z menu ponieważ jest w układzie gałązkowym otwierających się kolejnych okien, ale tą kwestię można w uzytkowaniu opanować. Oczywiście nie odkryłam wszystkich zalet i wad ale za to aparat oczarował mnie swoim wyglądem od pierwszego wejrzenia. Stylizacja na aparat z epoki analogów, chłód metalu, waga lekka ale nie plastikowa, zakochałam się od pierwszego wejrzenia ;)

 X-E1 1/50s, f/3,6 ISO 800
 1/20s, f/3,2 ISO 6400
 1/30s, f/3,2 ISO 1600
 1/26s, f/3,2 ISO 3200
 1/34s, f/4 ISO 800
FinePix X100 1/12s, f/2 ISO 3200
1/85s, f/2 ISO 3200
 
 
Wszystkie zdjęcia są niepoprawione, zrobione bez uzycia flesza takie jakie wypadły z tego cacka :) Mam serię rawów, ale nie mam czasu, zeby je obrobić. Zniechęca mnie kolejna nieznana procedura, której trzeba by było poświęcić czas by się nauczyć.
 
1/160s, f/3,2 ISO 3200
 
1/125s, f/2,8 ISO 3200
 
a tutaj 100% powiększenie tego samego
 

Niestety aparat do tanich nie należy, więc nie pognam do sklepu by sprawić sobie taki prezent pod choinkę ;(
 
Nie mam żalu do organizatorów, bo nie nastawiałam się w 100% na praktyczne szkolenie, nie wiedziałam co to będzie i jestem zadowolona, że udało mi się tam być. Pod koniec wymieniłam się wrażeniami z innym uczestnikiem tego zlotu :)
 
Miłego dnia :)

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Czyszczenie karty.

Hmmm, miałam zrobić ledwie kilka zdjęć wczoraj. No tak ze 20-30 ale się mi troszkę za wiele "przycisło" i ponad 100 wyszło ;)

Dzisiaj warsztaty foto, więc piję nadprogramową kawę (nadal przeciez chodzimy na poranne roraty!) i czyszczę kartę by nie daj Boże, nie zbrakło mi miejsca podczas pstrykania. Chłopcy pójdą w tym czasie do kina a tatuś przejdzie się wśród "dżinglbelsów" po jednej z krakowskich galerii. Ogólnie i tak muszę zabrać dwie karty pamięci ponieważ do sesji zostaną nam udostępnione aparaty fuji.

To gdzie się tak wczoraj wyżywałam? Ano na jasełkach, które prezentował zespół Kołka na jarmarku świątecznym w Keżmaroku.  Oto trochę zdjęć z jarmarku i z występu w hotelu :)

Podivejte se :)))


Kezmarok, zamek.


Pojawienie się turonia wszystkim zapewniło niezła radochę :)

Mimo odwilży, mokrego sniegu i wilgotnego zimna zebrało sie całkiem sporo widzów.

Przemoczone kierpce nóg co prawda nie grzały, ale tez nie przeszkadzały w tańcowaniu.

A tu już występ w hotelu, w Wielkiej Łomnicy, w którym udział wzięło pięć zespołów słowackich.



 
Ondreju, Ondreju, na teba olovo lejú.

 
I kozę mieli ale na widowni zapanował popłoch wśród młodszych widzów kiedy wyskoczył diabeł z Polski.



 
 
 
I tym  zakończyły się śpiewy i tańce, które pokazywały zwyczaje adwentowo-bożonarodzeniowe górali polskich i słowackich.

A mały Jezusek okazał się byc nader dzielnym i ciekawym świata chłopaczkiem :)))

 
 
Współpraca przygraniczna jak u dobrych Sąsiadów :)
 

piątek, 14 grudnia 2012

Ludwik.

Mojej mamy szef miał tak na imię. Kiedyś nie wytrzymała i zapytała "Słuchaj Ludwik, mnie żyć nie daje jak się do ciebie zwracała mama jak byłeś mały". Okazało się, że wołała Winio. Nie wiadomo co lepsze, skojarzenie z płynem do naczyń czy z winem? Fakt, imię Ludwik nie jest pospolite ale kiedyś było ono całkiem częste wśród arystokracji i głów koronowanych.

Zapewne na tej fali imię dostał Ludwik II Wittelsbach znany przede wszystkim ze swego ekscentrycznego podejścia do sztuki uzytkowej i architektury. Ale przecież osobom noszącym przydomek Szalony wiele się wybacza ;)


Przykra niespodzianka w postaci rusztowania, które będzie jeszcze stało do końca 2013 roku.

Jadąc z innego miejsca do Schwangau przelotem minęliśmy Fussen gdzie też jest zamek. Nie on jednak wywołał ekscytację tylko ta oto fontanna wykonana z granitu. Może nic niezwykłego gdyby nie to, że górne sześciany kręciły się z różną prędkością unoszone ciśnieniem wody. Autokar stanął akurat na taką chwilę by zrobić zdjęcie :)



 

Samo Schwangau jest miłą wioseczką natrętnie nawiedzaną przez różnej maści turystów. Zawdzięcza taki stan zamkom rodziny Wittelsbachów, które są oddane częściowo do zwiedzania.
 
 

 
 
Łupkowe dachy zabezpieczone są kamieniami przed porywistym halnym.




 
Z centrum wioski tylko kilka kroków w górę do zamku rodziców Ludwika. Maksymilian II wraz z żoną Marią mieszkali w bardzo skromnym zameczku jeśli porówna się go z siedzibą syna. Mnie jednak wydał się on bardziej przytulny i znacznie lepiej zorganizowany niż imponujący zamek Neuschwanstein.
 
W Hohenschwangau daje się zauważyć wszechobecny motyw łabędzia, który rozsiewa swe uroki także na samą wioskę będącą przecież włościami króli bawarskich.
 
W takim to otoczeniu przesiąknietym legendami arturiańskimi o Lohengrinie synu Parsifala dorasta Ludwik i jego rodzeństwo. Zapatrzony w średniowieczne walki zacnych rycerzy Ludwik postanawia realizować swe marzenia i kiedy zostaje królem Bawarii zaczyna budować zamek na miarę tych marzeń. Nazwa Neuschwanstein Nowy Łabędzi Kamień ściśle wiąże oba zamki postacią Rycerza Łabędzia.
 
 
 
Wnętrza zameczku są bardzo przytulne a ekspozycja zawiera mnóstwo kosztowności i doskonale zachowanych mebli, fresków a nawet centralnego ogrzewania, które przypominało mi to zastosowane w Malborku. Miast klapek w posadzce kanały, którymi rozprowadzane było ciepłe powietrze zakończone są malutkimi niby piecami kaflowymi wyposażonymi w ruchome żaluzje do regulacji nawiewu.

 
W zamku nie można robić zdjęć a szkoda, bo niektóre eksponaty naprawdę wywierały na nas niemy i głośny zachwyt.
 
Nim jednak udamy się do zamku Ludwika Szalonego idziemy w pewne miejsce w lesie. Asfaltowa ścieżka zamienia się w zwykły szlak górski (w końcu jesteśmy w Alpach!) by nagle urwać się nad wielką przepaścią.
 
Zdjęcie zrobione jest z zamku Neuschwenstein.
 
 
A niemiecka solidności i ordnung dają się nawet tam zauważyć ;-) Czy w Polsce ktos przybija tabliczki z numerem do mostu?


Stojąc na Marienbrucke spoglądamy w dół na przepiękny wodospad (kojarzący się rzecz jasna z Wodogrzmotami Mickiewicza ;D) i napawamy się widokiem samego zamku.
 
 

Jego bryła zdumiewa lekkością i jakby naturalnym zespoleniem z podłożem wzniesienia, na którym stoi. Ale tam szlak się nie kończy! Dojść nim mozna do stacji Tegelberg ale nam wystarcza wspięcie się zawijasami na dogodną i z góry upatrzoną do zdjęć pozycję.


A tam można popatrzeć na rozległą okolicę okiem i podziwiać nie tylko zamki ale też paralotniarzy, którzy skaczą skąd popadnie mimo niezbyt fajnej pogody (zdążyło bowiem padać, świecić słońcem i znowu padać, jak to w górach)




 Ale pora iść na pokoje, bo bilety, godziny wizyty itd ustalone.


A z dołu to już zupełnie inaczej wygląda. Sam zamek  jest bardzo dobrze zarządzany jeśli chodzi o turystyczny ruch (podobnie jak Hohenschwangau). I podobnie jak tam tak i tutaj nie wolno robić zdjęć wewnątrz. No cóż chyba niezbyt żałuję, bo zamek w środku jest jednym wielkim kiczowatym pomieszaniem stylów. Od neoromańskiego, neogotyku po wpływy mauretańskie to wszystko straszliwie przytłacza ozdobami i wrzeszczy pomieszaniem stylistyki  przelanym jaskrawymi freskami na ścianach. Jakieś łóżko w sypialni z baldachimem zwieńczonym jak stalle w Kościele Mariackim, jakieś groty sztuczne między komnatami, jakaś kapiąca złotem na wzór Hagii Sofii sala tronowa, brrrr. Trudno tam oddychać pośród tego wszystkiego, bo jakby zaczyna się troszeczkę świrować mimo, że komnat jest tylko kilka. Ludwik nie ukończył swego snu o zamku z bajki. Wyposażył go w takie nowinki techniczne jak system kanalizacji i bieżącej wody oraz windy ale większa część zamku stoi sobie w stanie surowym. Nie zdążył. Odsunięty od władzy zginął w wielce niejasnych okolicznościach nad jeziorem Starnberg po ucieczce z przymusowego uwięzienia na zamku Berg.

Prócz przeciekawego zamku Neuschwenstein zostawił po sobie także pałac Herrenchiemsee oraz Linderhof a przy tym był niezwykle hojnym mecenasem sztuki i wspierał Wagnera, który pomieszkiwał dość często na jego włościach chociaż akurat w Neuschwanstein nie postawił swej nogi, bo zmarł nim zamek mógł go przyjąć. Sam Ludwik mieszkał w nim tylko 172 dni a z 200 sali i pomieszczeń tylko 20 zostało ukończonych nim króla zmuszono do abdykacji.

 
 
Bardzo pięknie jest tam też w zimie o czym przekonują wiszące w pobliskich sklepikach kalendarze.


A ja wypatrzyłam sobie pewien szczegół w części dolnej zamku. Miał on także swą wielokrotność w witrażach. Pan przewodnik zapytany  zdziwił się, że zauważyłam te gwiazdy Dawida. Faktycznie Ludwik II wspierany był przez różnych bogatych Niemców a wśród nich byli także żydowskie rody, co oczywiście w pózniejszej historii niemieckiej było raczej niewygodne (bardzo delikatnie mówiąc) Podobno Otto von Bismarck także finansował ową budowlę za polityczne przysługi, które mógł mu ofiarować Ludwik w zamian.
 
 
Wiozący nas swą bryczką mieszkaniec wioski Schwangau oświadczył, że jest potomkiem królów Bawarii, bo jego prababki służyły na dworach ojca i syna, i o ile ten drugi mógł mieć skłonności do tej samej płci, to pierwszy zupełnie nie ;)  Tak więc wioskę zamieszkują Wittelbachowie z nieprawego łoża, co przecież wcale nie było jakimś odstępstwem historycznym.
 
 
Zamki odwiedza naprawdę masa turystów. Potrafię sobie wyobrazić co tam się dzieje w sezonie letnim. Zwiedzać można praktycznie cały rok i jedynym wyjątkiem sa święta. Istnieje możliwość zwiedzania w języku polskim, bo zamki posiadają system nagłośnienia obsługiwany przez przewodnika, który w milczeniu wciska odpowiedni guziczek.
 
 
Dobrego weekendu :)