Zapewne na tej fali imię dostał Ludwik II Wittelsbach znany przede wszystkim ze swego ekscentrycznego podejścia do sztuki uzytkowej i architektury. Ale przecież osobom noszącym przydomek Szalony wiele się wybacza ;)
Przykra niespodzianka w postaci rusztowania, które będzie jeszcze stało do końca 2013 roku.
Jadąc z innego miejsca do Schwangau przelotem minęliśmy Fussen gdzie też jest zamek. Nie on jednak wywołał ekscytację tylko ta oto fontanna wykonana z granitu. Może nic niezwykłego gdyby nie to, że górne sześciany kręciły się z różną prędkością unoszone ciśnieniem wody. Autokar stanął akurat na taką chwilę by zrobić zdjęcie :)
Samo Schwangau jest miłą wioseczką natrętnie nawiedzaną przez różnej maści turystów. Zawdzięcza taki stan zamkom rodziny Wittelsbachów, które są oddane częściowo do zwiedzania.
Łupkowe dachy zabezpieczone są kamieniami przed porywistym halnym.
Z centrum wioski tylko kilka kroków w górę do zamku rodziców Ludwika. Maksymilian II wraz z żoną Marią mieszkali w bardzo skromnym zameczku jeśli porówna się go z siedzibą syna. Mnie jednak wydał się on bardziej przytulny i znacznie lepiej zorganizowany niż imponujący zamek Neuschwanstein.
W Hohenschwangau daje się zauważyć wszechobecny motyw łabędzia, który rozsiewa swe uroki także na samą wioskę będącą przecież włościami króli bawarskich.
W takim to otoczeniu przesiąknietym legendami arturiańskimi o Lohengrinie synu Parsifala dorasta Ludwik i jego rodzeństwo. Zapatrzony w średniowieczne walki zacnych rycerzy Ludwik postanawia realizować swe marzenia i kiedy zostaje królem Bawarii zaczyna budować zamek na miarę tych marzeń. Nazwa Neuschwanstein Nowy Łabędzi Kamień ściśle wiąże oba zamki postacią Rycerza Łabędzia.
Wnętrza zameczku są bardzo przytulne a ekspozycja zawiera mnóstwo kosztowności i doskonale zachowanych mebli, fresków a nawet centralnego ogrzewania, które przypominało mi to zastosowane w Malborku. Miast klapek w posadzce kanały, którymi rozprowadzane było ciepłe powietrze zakończone są malutkimi niby piecami kaflowymi wyposażonymi w ruchome żaluzje do regulacji nawiewu.
W zamku nie można robić zdjęć a szkoda, bo niektóre eksponaty naprawdę wywierały na nas niemy i głośny zachwyt.
Nim jednak udamy się do zamku Ludwika Szalonego idziemy w pewne miejsce w lesie. Asfaltowa ścieżka zamienia się w zwykły szlak górski (w końcu jesteśmy w Alpach!) by nagle urwać się nad wielką przepaścią.
Zdjęcie zrobione jest z zamku Neuschwenstein.
A niemiecka solidności i ordnung dają się nawet tam zauważyć ;-) Czy w Polsce ktos przybija tabliczki z numerem do mostu?
Stojąc na Marienbrucke spoglądamy w dół na przepiękny wodospad (kojarzący się rzecz jasna z Wodogrzmotami Mickiewicza ;D) i napawamy się widokiem samego zamku.
Jego bryła zdumiewa lekkością i jakby naturalnym zespoleniem z podłożem wzniesienia, na którym stoi. Ale tam szlak się nie kończy! Dojść nim mozna do stacji Tegelberg ale nam wystarcza wspięcie się zawijasami na dogodną i z góry upatrzoną do zdjęć pozycję.
A tam można popatrzeć na rozległą okolicę okiem i podziwiać nie tylko zamki ale też paralotniarzy, którzy skaczą skąd popadnie mimo niezbyt fajnej pogody (zdążyło bowiem padać, świecić słońcem i znowu padać, jak to w górach)
Ale pora iść na pokoje, bo bilety, godziny wizyty itd ustalone.
A z dołu to już zupełnie inaczej wygląda. Sam zamek jest bardzo dobrze zarządzany jeśli chodzi o turystyczny ruch (podobnie jak Hohenschwangau). I podobnie jak tam tak i tutaj nie wolno robić zdjęć wewnątrz. No cóż chyba niezbyt żałuję, bo zamek w środku jest jednym wielkim kiczowatym pomieszaniem stylów. Od neoromańskiego, neogotyku po wpływy mauretańskie to wszystko straszliwie przytłacza ozdobami i wrzeszczy pomieszaniem stylistyki przelanym jaskrawymi freskami na ścianach. Jakieś łóżko w sypialni z baldachimem zwieńczonym jak stalle w Kościele Mariackim, jakieś groty sztuczne między komnatami, jakaś kapiąca złotem na wzór Hagii Sofii sala tronowa, brrrr. Trudno tam oddychać pośród tego wszystkiego, bo jakby zaczyna się troszeczkę świrować mimo, że komnat jest tylko kilka. Ludwik nie ukończył swego snu o zamku z bajki. Wyposażył go w takie nowinki techniczne jak system kanalizacji i bieżącej wody oraz windy ale większa część zamku stoi sobie w stanie surowym. Nie zdążył. Odsunięty od władzy zginął w wielce niejasnych okolicznościach nad jeziorem Starnberg po ucieczce z przymusowego uwięzienia na zamku Berg.
Prócz przeciekawego zamku Neuschwenstein zostawił po sobie także pałac Herrenchiemsee oraz Linderhof a przy tym był niezwykle hojnym mecenasem sztuki i wspierał Wagnera, który pomieszkiwał dość często na jego włościach chociaż akurat w Neuschwanstein nie postawił swej nogi, bo zmarł nim zamek mógł go przyjąć. Sam Ludwik mieszkał w nim tylko 172 dni a z 200 sali i pomieszczeń tylko 20 zostało ukończonych nim króla zmuszono do abdykacji.
Bardzo pięknie jest tam też w zimie o czym przekonują wiszące w pobliskich sklepikach kalendarze.
A ja wypatrzyłam sobie pewien szczegół w części dolnej zamku. Miał on także swą wielokrotność w witrażach. Pan przewodnik zapytany zdziwił się, że zauważyłam te gwiazdy Dawida. Faktycznie Ludwik II wspierany był przez różnych bogatych Niemców a wśród nich byli także żydowskie rody, co oczywiście w pózniejszej historii niemieckiej było raczej niewygodne (bardzo delikatnie mówiąc) Podobno Otto von Bismarck także finansował ową budowlę za polityczne przysługi, które mógł mu ofiarować Ludwik w zamian.
Wiozący nas swą bryczką mieszkaniec wioski Schwangau oświadczył, że jest potomkiem królów Bawarii, bo jego prababki służyły na dworach ojca i syna, i o ile ten drugi mógł mieć skłonności do tej samej płci, to pierwszy zupełnie nie ;) Tak więc wioskę zamieszkują Wittelbachowie z nieprawego łoża, co przecież wcale nie było jakimś odstępstwem historycznym.
Zamki odwiedza naprawdę masa turystów. Potrafię sobie wyobrazić co tam się dzieje w sezonie letnim. Zwiedzać można praktycznie cały rok i jedynym wyjątkiem sa święta. Istnieje możliwość zwiedzania w języku polskim, bo zamki posiadają system nagłośnienia obsługiwany przez przewodnika, który w milczeniu wciska odpowiedni guziczek.
Dobrego weekendu :)
Zdradzę Ci tajemnicę : mój małżonek ma na drugie Ludwik . Zdjęcia piękne !
OdpowiedzUsuńo mały włos, w takim razie ;)
UsuńGwiezdna, tam są tłumy latem. Zwłaszcza Azjci szturmują to miejsce, nie wiem, czy to jest obowiązek, żeby być w Niemczech i zobaczyć ten zamek?:)
OdpowiedzUsuńSpojrzałam na swoje zdjęcia, u mnie też rusztowanie, a to przecież jakiś czas temu było. Tam ciągle coś remantują:)
Dobrego weekendu dla Was!
O.
Disney skutecznie rozpowszechnił wizerunek bajkowego zamku i myślę, że większość turystów za punkt honoru uznaje zdobycie jego podwoi. Już Nostradamus przepowiedział, że Europe zaleje rasa żółta, no i zalewa, turystycznie bardzo skutecznie, są wszędzie gdzie się obrócisz i o każdej porze ;)
Usuńoj ten remont to bardzo długi, cos mi majaczy że zaczął się w 2008 lub 2009
dla Was też :)
Ludwik ma chyba Boski z rodzinki.pl na imię ;-)
OdpowiedzUsuńA zamki, no cóż, też boskie :-D
heh, ale ten Ludwik to taki szalony jak mój Stanisław - czyli całkiem normalnie szalony ;D
UsuńBardzo przyjemna odmiana po np. naszych podlaskich chałupkach:)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy uda mi się zobaczyć na własne oczy za tego zycia...
;)
może i Tobie trafi się taka okazja jak nam? :) trzymam kciuki za spełnienie marzenia :)))
UsuńPiękne wspominkowe zdjęcia, piękne miejsca!! A mostek nie dla osób cierpiących na lęk wysokości - jak moja siostra:)
OdpowiedzUsuńMiłego po-weekendu:)
Miejsce zaiste przepiękne, szkoda tylko, że tak nagminnie odwiedzane, zdecydowanie wolę miesca o mniejszym zaludnieniu. wydaje mi się, że teraz jest tam jeszcze piękniej i jeszcze puściej :)
UsuńOj, żebyś widziała jak niektórzy dzielnie walczyli z własnymi lękami by móc choc na moment popatrzeć na zamek z perspektywy mostku! A lęk potęgowały zwykłe trzeszczące deski pod stopami.