wtorek, 23 grudnia 2014

Niech!

Niech czas ma wreszcie masę czasu,
Niech bliskość będzie na wyciągnięcie ręki,
Niech opowieści będą  wysłuchane,
Niech będzie tak jak lubicie, żeby było,
Niech pod choinką każdy znajdzie łaskę Dzieciny,

Wszystkiego najlepszego dla Was na to Boże Narodzenie i Nowy Rok!

Przy hornej dolinie w judzkiej krainie
Paśli my owiecki przy Betlejemie
A jańdzioły z jańdziołami
A pastuski z pastuskami
Do Betlejema, do Betlejema

My tyz hań pódziemy, owce zawremy
Jezuskowi dary od nos weźniemy
Parzenice z oscypkami,
A oscypki z plecionkami
Ku obdziwieniu, ku obdziwieniu

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Chce się żyć.

Mimo wszystko. Żywotności nie da się tak łatwo zabić. Można ją przygasić, zmaltretować albo przytłamsić na jakiś czas a ona i tak prędzej czy później westchnie to swoje "chce się żyć" i od razu jakoś jest lepiej.

Czas był kiepski na życie za to dobry na roboty domowe. Łazienki błyszczą, okna też, kuchenne szafki pozbawione plamek cieszą oko. Nie lubię prac porządkowych, wydają się być bez sensu, nietwórcze a mrówcze i efekt nietrwały. Wolę gotować; zawsze wyjdzie coś ciekawego. W sobotę kurczak wyszedł po chińsku. Wyszedł i nie wrócił, i niektórzy zawiedli się brakiem słodko-kwaśnej dokładki.

Film o takim tytule obejrzeliśmy razem.


Bezsprzecznie wszystkich nas poruszył. pomógł zrozumieć,ze z ludźmi uwięzionymi w wymiarze kalectwa można znaleźć porozumienie, że są oni tak samo ważni jak my. Świetne role odtwórców postaci Mateusza. Bardzo dobry pomysł reżysera by narrację prowadził główny bohater, którego intencje najpierw poznaje widz a dopiero potem  postacie drugoplanowe.

Naprawdę chce się żyć :)

wtorek, 2 grudnia 2014

Czas odmierzam.

Miarkami słonecznika. Moje przyjaciółki nie są płochliwe. Czasami urządzają karczemne awantury w karmniku strosząc swoje czarno-żółte piórka a pod nimi siedzi Szpilka z rozdziawionym pyszczkiem, gotowa do skoku (spokojnie, karmnik wisi na tyle wysoko, by spasiony futrzasty tyłeczek nie doskoczył).

Dzień odmierzają mi dwa wsady do pralki i suszarki. Do jadłospisu zaordynowałam sobie trzecią kawę pitą między tę pierwszą a drugą. Słabo pomaga na wieczorną śpiączkę, więc włączyłam jeszcze herbatkę na rozum. A właściwie na mały rozumek jak powiedziałby Puchatek. Zawiera korzeń lukrecji (dlaczegóż nie mam tak na imię!), yerbę, rozmaryn a resztę stanowiły składniki, które zdążyłam zapomnieć :D Mieszanka ma smak gorzki i póki co niewiele rozjaśnia w małym rozumku.

Za wskazówki zegarka służą mi także obierane 2-3 razy w tygodniu ziemniaki. Pięcioosobowe stado zjada ich tylko 150kg w ciągu 10 miesięcy. Trzy worki, to niewiele. Dla porównania sąsiedzi w trójkę zjadają 7 worków tego ziemnego złotka w tym samym czasie.


Zepsuł się port kart SD w laptopie. No co chcesz, przecież spadł tylko 2 razy i to z niewysoka. Zniechęca mnie to do robienia zdjęć aparatem w aparacie. Posiłkuję się mulastym telefonem, który uważa za konieczne otwieranie miliona aplikacji jak tylko go uruchomię.


Dysk pęcznieje od niepooglądanych filmów. Jakoś mimo długich wieczorów nie ma kiedy... (no i ta śpiączka nagła ledwie zegar wybije 21.00...) Ostatnio mało co mnie wbija w sofę. No może bardzo wzruszający i zabawny

z naturalnie pięknie niezrobioną Helen Hunt.

Wczorajszy

nie bardzo poruszył. Obsada doborowa a brakło konkretnej historii...


Za to ten  z przesłaniem.

Na okrasę dołożyliśmy sobie "Rewizora", którego spektakl po raz kolejny udowodnił, że teatr telewizji może być świetny pod każdym wzgledem. Wielkie brawa ode mnie za pienińskiego flisaka jako stangreta. Świetny Stuhr i Kulesza i zupełnie rześki, jakby wskrzeszony Rysiek z Klanu :)

Koło nosa przeleciał nam Obywatel, bo nasze kino jest małostkowe i woli grać nosicieli kasy. No cóż, Pan Gryzoń opłacił to i owo w nadziemnej telewizji, to liczę, że niedługo pokażą go tam.

Z cyklu, co w domu słychać miedzy reklamami:
- Mamo, dlaczego ty nie chodzisz na babskie wieczory?
- Bo wolałabym, żeby były męskie.

Po wilgotnym Dublinie pod rekę z Bloomem już się przeszłam. Nie wszystkie epizody podobały mi się. Im bardziej był rozedrgany i natłoczony epizod tym lepiej przyswajałam. Teatralny był dla mnie klapą, ale jak wiadomo nie jestem znawcą.

Teraz genialny urywek z Marqueza, taka moja spodobajka :)

"Był to pierwszy mężczyzna, którego Fermina Daza usłyszała siusiającego. Usłyszała go w noc poślubną, gdy leżała powalona mdłościami w kajucie statku wiozącego ich do Francji i odgłos tego tryskającego z końskim wigorem źródła wydał jej się tak potężny i obdarzony taką mocą, że zdjęła ją jeszcze większa trwoga przed przeczuwaną przez nią rzezią. Wspomnienie to, w miarę jak lata osłabiały siłę strumienia, często odżywało w jej pamięci, bo nigdy nie mogła pogodzić się z tym, że za każdym razem zostawiał obsikany brzeg muszli."