Zaczęliśmy od budynku, który w mojej pamięci nie był już biblioteką a był prawie ruiną ogrodzoną na koniec walącym się parkanem z byle jak skleconych desek i blachy. Potłuczone okna, oberwane tynki i zarośnięte otoczenie stwarzały klimat nadający się do horroru pt "Duchy w Pałacu Konopków". Na szczęście pałacem zajęto się w porę i teraz można ucieszyć oko i samym budynkiem i skwerkiem z fontanną przed nim.
Po drodze minęliśmy swojski akcent pt "nasi tu są".
Mijamy ładnie odremontowaną "Jaroszówkę"
oraz koszmarek z epoki komunizmu, który dzięki odnowieniu fasady przestał tak bardzo razić na tle wielickich "sukiennic"
i weszliśmy na placyk przed najstarszym szybem miasta. Różnie ten Szyb Regis był wykorzystywany na przełomie lat. Mnie udało się załapać tam na dyskotekę w latach 90tych :) Obecnie szyb powrócił do budynków wykorzystywanych ponownie przez kopalnię soli.
I właśnie natknęliśmy się na grupę turystów wychodzących z niego pod przewodnictwem górnika i zmierzających w stronę Szybu Daniłowicza obok kościoła Św Klemensa na tak zwana trasę turystyczną. Oprócz niej kopalnia otwarła całkiem niedawno "trasę górniczą" dla turystów. Grupa uczestników dostaje specjalne kombinezony, kaski z czołówkami, mapy i pod opieką górnika zjeżdża na dół by wykonać przeznaczone dla niej zadania. Trasa taka trwa 3 godziny a światła w czołówkach wystarcza na 2 godziny - tak powiedzieli nam oprowadzający nas po mieście przyjaciele, więc grupa musi się podzielić na tych, którzy świecą i tych, którzy idą w mroku :) To musi być niezłą zabawa!
Przeszliśmy na Rynek, który nie dość, że jest "krzywy" (pochyły) to jeszcze pomalowany w takie oto 3D
Ryneczek cichy, malowniczy i kolorowy - szkoda, że właściciele sklepów dookoła niego nie zwracają uwagi na to jak banery i napisy, które zamieszczają na swoich kamienicach psują ten urok..
Lody były naprawdę "mniam mniam"!
Górnik wychodzący z malowidła 3D
Minęliśmy Szyb Daniłowicza i przeszliśmy do parku za terenem kopalni skąd widać warzelnię soli.
Dzisiaj tłum juz nie jest dziki, stoi grzecznie i karnie na placu przed szybem pod ocieniającymi go pawilonami z materiału. Tam gdzie niegdyś pracująca kopalnia miała swoje zaplecze techniczne czy mechaniczne stoją zgrabne pawilony, w których można zjeść i napić się za lekko posoloną cenę ;)
A potem"od tyłu" dotarliśmy pod Szyb Kingi gdzie mimo niedzieli pracowali górnicy.
Ze względu na protesty organizacji prozwierzęcych ten górnik sam popychał wózek z drewnem ;),
bo parowozów żadnych nie wypatrzyłam w Parowozowni.
Młyn Solny, to wejście do ośrodka rehabilitacyjnego, który mieści się w podziemiach kopalni.
Dzień był przepiękny, słoneczny i jeszcze pełen rozedrganego powietrza ale śliwki lecące nam na głowę z mijanych drzew przypominały o nadchodzącej jesieni. My do Wieliczki jeszcze wrócimy kalendarzowym latem, ale będzie to wizyta związana z pracą Pana Gryzonia i zwieńczona bankietem w jednej z podziemnych komnat. A tak sami z siebie mocno zapaliliśmy się do przejścia "trasą górniczą", bo TO naprawdę musi być COŚ fajnego i miejmy nadzieję, że damy radę wpisać to w nasz pełen atrakcji i przygód życiowy grafik :)))
Pozdrawiam serdecznie :)