wtorek, 29 lipca 2014

Po - malowane.

Obiecałam zdjęcia z nowymi barwami naszego domu. Oto i one :-)

Poddasze, czyli nasza sypialnia, do tej pory było mocno pomarańczowe. Po malowaniu zmieniło się chyba najbardziej ze wszystkich pomieszczeń.


Pokój chłopców był bananowy z pasiastą tapetą przy schodach. Resztkę jej wkleiliśmy koło ich łóżka dodając resztkę tapety z salonu.

W salonie, a właściwie saloniku, królował żółty, pomarańczowy i czerwony. Za stołem i przy wejściu nałożyliśmy tynk strukturalny imitujący trawertyn.Nie przewidzieliśmy tylko, że tynk schnąc jaśnieje i niestety kolor ściany za stołem zlał się z jego barwą. Fajnie za to wygląda na ścianie wejściowej od kuchni, tam gdzie obrazek w czerwonej ramce.


Kuchnia do tej pory miała 3 mocne barwy; żółty, szafirowy i szmaragdowy z wymalowanymi przeze mnie ręcznie lamperiami we wzorki. Teraz postawiłam na szarość i juz po tym kolażu widzicie, że nigdy nie będę mieć domu dizajnerowskiego. Zapomniałam zamknąć drzwi do łazienki i widać kupkę bielizny do prania na ziemi, że o tłoku na ladzie kuchennej nie wspomnę :D

Nastąpiła diametralna zmiana, która tradycyjnie nie podoba się potomstwu. Jeden z nich chciał mieć pokój na czarno, drugi w kolorach Barcy a trzeciemu podobał się stary wystrój :D Na szczęście to nie ich decyzja, więc mamy całkiem świeże barwy, bo jaki jest sens w malowaniu na ten sam kolor. Za kilka lat znowu zrobimy sobie coś odmiennego.

czwartek, 24 lipca 2014

Wielka włóczęga.

Przed nami sierpień, w  którym pragniemy włączyć szwendacza i ruszyć w Polskę. Mamy punkty na liście życzeń: Warszawa, Mazury, Toruń, Koszalin  :-) Trasa może być dowolna, więc czekam na Wasze propozycje gdzie spać, co oglądać, co jeść. Nie chcemy pojechać w jedno miejsce i tkwić w nim całe 10 dni, chcemy synom pokazać Polskę a że wyruszymy spod Tatr to na pewno krajobrazów i wrażeń nam nie braknie. Nie liczymy na pogodę - niech ona liczy na nas ;-)

Z założenia chcemy, żeby było tanio (samo paliwo osuszy nam kiesę dość znacznie), smacznie i ciekawie. Co do stolicy mam jakiś zarys, bo chłopcy sprecyzowali swoje życzenia konkretnie a poza tym mam pewne doświadczenie w organizowaniu wycieczek szkolnych, więc nie zawaham się go użyć. W Toruniu i Koszalinie mamy znajomych (ale zawsze możemy mieć ich jeszcze więcej) reszta pójdzie na zywioł no chyba, że  Drodzy Czytelnicy cos podsuniecie.

Dziękuję za każdą sugestię!

poniedziałek, 14 lipca 2014

Alien.






Rozpływam się z zachwytu nad prozą Józefa Teodora herbu Nałęcz choć przyznam, że nie przebrnęłam przez "Jądro ciemności" czy też "Lorda Jima"w czasach szkolnych. Upadłam gdzieś w połowie i nie dźwignęłam prozy nostro uomo - naszego człowieka by po ponad ćwierćwieczu dobrowolnie sięgnąć ponownie poń ponownie. Zachwycenie moje obejmuje zarówno struktury gramatyczne (którym jest  archaiczny czas zaprzeszły), bogactwo słownictwa jak i sugestywność opisów przyrody. Bez trudu zlokalizowałam na mapie Sulaco nad Golfo Placido mając za jedyną wskazówkę niezmienioną nazwę Punta Mala. I tak się rozkoszując dotarłam do tego szowinistycznego kawałka i nie kryjąc uśmiechu pobłażania dla czasów pana Józka poczęłam się zastanawiać nad tym przypadkiem wadliwego rozwoju w kontekście dwóch przymiotników "jałowy i nijaki", bo "zastanawiająco" wydaje się być na miejscu. Czyżby Józkowi chodziło o "jałowość" kobiet, które nie chcąc mieć dzieci po prostu ich nie miały używając swego "męskiego umysłu" w tym celu? A znowuż "nijaki" miałoby oznaczać maskulinizację odstraszającą  męską atencję przez pozbawienie ciała kobiety owego przynależnego mu uroku i czaru czy też "nijaki" oznaczać miałby rodzaj ni to męski ni to kobiecy ? Ech dumać, że o tym na mym wiejsko-miejskim bruku pozostaje, bo z Józkiem już nie przegadamy owych dylematów. Tak czy siak w wyniku wadliwego rozwoju życia poszczególnych osobników ludzkich, którzy nie chodzili utartymi ścieżkami powstało całkiem sporo bynajmniej nie nijakich dzieł.


Tymczasem bruk ów obfitował jeszcze wczoraj w atrakcje kulinarne podhalańskich smaków, wśród drewnianych budek z specjalnościami ziemi górskiej przewijali się próbujący owych delicji turyści, lokalni i profesjonalni z tefałenu. Towarzystwo brzmiało, dźwięczało i migotało w takt przeróżnej muzyki przy nowo odsłoniętym słońcu na nieboskłonie falując od budek do sceny, poddając się kuszącym woniom dobiegających z rożnych kierunków by ulegać pokusie wiśniowo-porzeczkowego chutney'a, kiszonej kapusty z sokiem jabłkowym, miodem, goździkami na ciepło albo alternatywnych "hamburgerów" Maćka z Master Chefa  składających się z moskala z kaszanką, kiszoną kapustą i oscypkiem.


Nostromo i Sulaco to statki kosmiczne, których nazwy zostały zapożyczone z prozy Josepha Conrada. Latem miewam nostalgiczne ciągoty do ponownego, entego odtworzenia filmów o przerażającym ksenomorfie. Nostromo wiezie wzbogacone rudy w książce Conrada fabuła oplata się wokoło kopalni srebra. Film został zapisany przez Bibliotekę Kongresu USA w Narodowym Rejestrze Filmowym jako dziedzictwo kulturowe. O prozie Conrada pewnie wiecie więcej niż ja, która porzuciwszy ją na tyle lat z przyjemnością rozsmakowuję się w powolnej odsłonie bohaterów opowieści, która miała przecież nie powstać.

"Pewną troskę wszelako wzbudziła we mnie okoliczność, iż po skończeniu ostatniej noweli z tomu Tajfun wydawało mi się, że na całym świecie nie ma już nic, o czym można by pisać".

Myślę, że ten cytat jasno pokazuje, iż nie można niczego być pewnym i nie trzeba skreślać przyszłości definitywnie, bo przecież "Nostromo" trzymam właśnie w swojej dłoni :-)


Skąd "Nostromo" w moim domu? Hmmm, wstyd się przyznać ale weszłam do biblioteki w regały z prozą angielską by znaleźć inne dzieło, którego nazwa chwilowo wypadła mi z głowy na widok nostalgicznej nazwy na obwolucie tomu, z którym wyszłam :D Chcecie zgadywać po jaką książkę poszłam? Proszę bardzo, znana i ceniona, równie kultowa chociaż nie pióra Józka, nie ma też nic wspólnego z filmami o ksenomorfach.

czwartek, 3 lipca 2014

Co widzisz?



Oprócz kubków z kawą?


A tu?


Tu Wam podpowiem, że w trzecim wyłania się napis 3D



To moje ulubione obrazki chociaż nie wszyscy je widzą. Kiedyś mój mąż miał całą książkę zapełnioną podobnymi obrazkami, które tylko ja widziałam inaczej czyli w formie 3D. Niektóre z tych kompozycji są całkiem proste, na niektóre trzeba długo oczy "ostrzyć|", żeby cos się wyłoniło.

Przepis na dekorację tortu:
1 kolorowy wydruk odpowiedniej wielkości
lukry plastyczne rozwałkowane

Wykonanie; na rozwałkowany niebieski lukier położyłam kartkę z wydrukiem i po konturach przerysowałam długopisem. Zdjęłam papier i wycięłam główny kształt nożem i nożyczkami. połączyłam tęczowe kolory na grzywę i ogon, rozwałkowałam, powtórnie przyłożyłam wydruk i odrysowałam potrzebne części. Wycięte przykleiłam odrobiną zwykłego lukru do reszty. Oko i chmurkę z piorunem zrobiłam ręcznie.


Jubilat był bardzo zadowolony ja też, bo wykonanie płaskich dekoracji na torcie zajmuje zdecydowanie mniej czasu niż lepienie ich w formach przestrzennych.

Odespaliśmy noc z 1/2 kiedy to sześcioro nastolatków imprezowało w naszym salonie całą noc na dwóch materacach. W pierwotnym założeniu impreza miała odbyć się na ranczo u Wujka pod namiotem i przy ognisku, ale nieustanny deszcz i niska temperatura skłoniła nas do użyczenia własnego lokalu. I tak mi się przypomniało, że 16 lat temu kiedy Puchaty się urodził był dokładnie taki sam deszczowy i zimny lipiec (w Tatrach nawet spadł śnieg) a po nim nastąpił upalny sierpień. 

Dzisiaj w końcu przestało lać :)