Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Henning Mannkell. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Henning Mannkell. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 lipca 2015

Lato z książką.

Recenzje powinno się pisać na gorąco. No to te moje będą podgrzewane temperaturą z zewnątrz.


M. Grzebałkowska "1945 wojna i pokój". Bardzo potrzebna książka, bo myśląc o  1945 roku widziałam tylko kwiaty, wstążeczki, uśmiechy, całusy, łzy szczęścia i zatykanie flag na Bramie Brandenburskiej. Tak widziałam przez wiele lat, bo tylko takie obrazy pojawiały się w tv z okazji każdej rocznicy wyzwolenia. Z biegiem lat uzupełniałam obraz o różne historie i te zasłyszane i te przeczytane. I wtedy pojawił się w mej głowie melanż postaci. Juz my Polacy nie tacy cacy; nie tylko uciśnieni, pokonani, zgnębieni przez Niemca i Ruska ale też sami w sobie różni; i dobrzy i źli. Książka szczególnie spodobała się mojej mamie i jej bratu. Mama wojny nie pamięta (rocznik 42) ale pamięta biedę i powojenny strach, głównie z opowiadań swojej matki i ojca. Podhale żyło pod paraliżem bandy Ognia Józefa Kurasia ale też nie brakowało śmiałków, którzy ruszyli na szaber. Tamte lata nie były pasmem radości z tytułu wyzwolenia, były raczej pasmem niepewności podszytej strachem i Grzebałkowska dobrze oddała atmosferę jak i prawdę historyczną tamtych momentów.


A. Stasiuk/D. Wodecka "Zycie to jednak strata jest". Czytając czułam się tak jakbym siedziała gdzieś na otwartej przestrzeni i rozmawiał z autorem. Dorota Wodecka zadawała pytania, które sama miałam ochotę zadawać a Stasiuk odpowiadał, ja nawet gęby nie musiałam otwierać i po lekturze miałam wrażenie, że mogłabym teraz po prostu pomilczeć w towarzystwie Stasiuka.


H. Mankell "Włoskie buty". To moje pierwsze zetknięcie z Mankellem nie kryminalnym i jakże udane! Autor zaskakiwał mnie znajomością układów męsko-damskich i umiejętnością trafnego przekazu. Ale, ale, w fabule tkwi sporo tajemnic i dzięki temu książka nie popada w nastrój znany z romansów (taki, który mnie nudzi lub usypia) ale pozwala na czujne śledzenie rozwoju wypadków i podobną do kryminałów chęć rozwikłania zagadek. Do tego dodajmy jeszcze klimat skandynawskiej posępności pomieszanej z ekstazą krótkiego lata i już mamy mieszankę wartą przeczytania.


M. Hayder "Zaginione". Z tą autorką spotkałam się po raz pierwszy i nie powiem, żeby było to spotkanie nieudane. Kryminał, którego akcja dzieje się w hrabstwie Glouscestershire jest napisany sprawnie i wciągająco. Punktem początkowym jest uprowadzenie jedenastoletniej dziewczynki razem z samochodem z podziemnego parkingu. Prowadzący śledztwo Jack Caffery nie orientuje się wprawdzie tak szybko jak ja kto jest prawdziwym sprawcą ale nie jest to wadą ciągniętej opowieści. Nadal miałam chęć czytać dalej, choćby dlatego by potwierdzić własne podejrzenia :) W tym kryminale splata się kilka wątków i akcja prowadzona jest na kilku płaszczyznach - czytelnik nie ma czasu się znudzić :)


A. Munro "Dziewczęta i kobiety". Dałam noblistce drugą szansę, bo kiedyś czytając kilka jej opowiadań zniechęciłam się - wydały mi się napisane strasznie sucho, jakby z pozycji beznamiętnego obserwatora i nie zdobyły mojego uznania. Jednak wiedziałam (od innych), że proza Munro jest nierówna i widząc tę książkę w Biedronce zakupiłam. To było bardzo dobrze wydane 9zł :D Tutaj Munro nie jest beznamiętnym obserwatorem - obsadza się w pierwszej osobie i bez cienia pruderii opisuje swoje wchodzenie w dorosłość. Nie ma tu żadnego zadęcia na wybielanie postaci i dzięki temu miałam wrażenie, że Del Jordan to mogłam być ja. Dojrzewanie jest fantastyczne i jednocześnie okropne. Z jednej strony krew miesięczna spływająca po udach z drugiej narastający krytycyzm do własnych bliskich a w końcu pytanie o swoją tożsamość i próba zaistnienia w świecie dorosłych. Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej powieści na ten temat.



A. Oz "Judasz" Bardzo cenię prozę Oza za obrazowe pisarstwo pełne szczegółów pozwalające czytelnikowi przesuwać przed oczami film pełen dźwięków i zapachów. Jednak "Judasz" zmęczył mnie Benem Gurionem, którego miałam dość ale, który był nieodzownie potrzebny wymyślonemu przez Oza bohaterowi ze względu na osadzenie akcji w roku 1959.  Szmuel jest młodym studentem, który pisze pracę o Judaszu w oczach Żydów i który postanawia przerwać studia z powodu utknięcia w martwym punkcie tejże pracy. Zarobkowo postanawia zająć się opieką nad niepełnosprawnym człowiekiem. Ta historia, pomijając szczegóły polityczne ówczesnego Izraela, pełna jest przeżyć wewnętrznych Szmuela zafascynowanego dojrzałą kobietą. Trafnie, bardzo trafnie ujęte, w rzeczy samej a na okrasę dostajemy rozważania ateisty na temat zarówno chrześcijańskiego jak żydowskiego ewentualnego spostrzegania osoby Judasza, Jezusa i Boga.



E. Hawke "Środa popielcowa". Książka autorstwa aktora, który nie pisze o swoim życiu/sukcesie/odwyku/diecie itd wydała mi się poniekąd dziwactwem we współczesnym świecie show biznesu. Kupiłam ją rok temu na wyprzedażowym kiermaszu w Łebie. Zaczęłam nawet czytać historię opowiadającą o dwójce młodych ludzi ale... potem czytałam już coś innego. Tego lata wróciłam do niej i odkryłam, że Hawke umie spojrzeć na kontakty damsko-męskie z różnego punktu widzenia co jest niewątpliwym atutem. Autor zaskakuje wrażliwością wnikania w niuanse duszy co rekompensuje troszkę kanciasty styl pisania i jeden błąd merytoryczny, który mi wpadł w oko.