piątek, 13 czerwca 2014

Nie śpiewałam mu. O regionalizmach.

Ale się rozwinął. Nie w swoim naturalnym środowisku ale przetrwał zimę bez zimy i oto jest wspomnienie zapachu chorwackiego wybrzeża.


Nie ukrywałam nigdy, że jestem fanką regionalizmów tych naszych polskich i tych znalezionych podczas wycieczek. Tyczy się to wszystkiego, od jadła po stroje i mowę. Te charakterystyczne dla danego regionu wyrażenia tym mocniej zapadają mi w pamięć im mniejszą poprawnością językową okazują się  być. Uczę się ich tak jak języków obcych dopytując się o znaczenie słów z pozoru znanych mi od dziecka. No bo kto by pomyślał, że u nas całe życie w angielce palił się ogień pod blachą gdy tymczasem w mieście Łodzi angielkę jada się na śniadanie zaś  u nas wekę :) Z wielka trudnością i bardzo nienaturalne jest dla mnie wychodzenie na dwór, więc wychodzę na pole bynajmniej nie z motyką kopać w grządkach ale po to by na tym polu pospacerować. Rolnicy u nas pracują bowiem w polu i nie myślę tego im zmieniać. We czwartek pijamy wodę ze sokiem a nasze dzieci radośnie dzikują po ogródku. Nie dziwne jest mi wchodzenie przez antrejkę do własnego domu chociaż zapewne nie mając ojca z Wielkopolski nadal wchodziłabym przez ganek. Na nogach mogę nosić laczki lub klapki a na obiad jeść grule bądź pyry. Dla mnie kiszka to kaszanka ale nie zaskoczy mnie nikt na Śląsku częstując kwaśnym mlekiem. Rozśmieszają mnie trochę chorwaccy vatrogaści ale są zrozumiali, bo górale tez watrę palą i gaszą. 

Lubię kiedy słowa z gwary przenikają do języka potocznego, mam dzięki temu wrażenie, że nawet nie wyjeżdżając z kraju można odbyć świetne podróże. Stojąc pod chorzowskim ZOO tydzień temu wchłaniałam sposób mówienia Ślązaków a uszy robiły mi się jak te u gacka wielkoucha. Zupełnie inna intonacja i zaciąganie, tej ;-) Z podobnym upodobaniem słucham młodzieżowych wyrażeń, bo tak epicko przenikają do powszechnego użytkowania, że nawet Marcin Meller wspomina w swoim felietonie o wiadomościach, które podają internety. Niewątpliwie wolę te dwa słówka o wiele bardziej niż wychodzące z mody już, ku mojej uldze, zaje...fajne ;P. Ogromnie podobają mi się młodzi mieszkańcy Podhala, których spotykam przed kasami sklepu na be gdy pytają się "ka idzies?" kolegi/koleżanki by za chwilę mówić zwykłą polszczyzną z ekspedientką. 

To co?, poleję Wam wody ze sokiem, bo choć war zelżał, to człowiek nie wielbłąd - napić się musi :) A Wy mi napiszcie jakie słowa i wyrażenia w Waszych okolicach przeniknęły z gwary do potocznej polszczyzny używanej w Waszym rejonie :)))

PS
A na dworze to dziedzice mieszkali ;P

26 komentarzy:

  1. Właśnie wróciłyśmy ze dworu:PPP Agielek niestety zabrakło. Na szczęście kartofle były. Bo nie ma to jak ziemniaczki z koperkiem;) Raju..więcej nie pamiętam:D Albo wydaje mi się tak oczywiste,że nie warte wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie tak myślę, że nie zauważasz, bo wyrażenia te trwale siedzą w głowie jako słownictwo naturalnie przyswojone. kojarzę jeszcze jakieś placki na słodko, że inaczej niż nasze racuchy albo bliny ale jak to mi z pamięci umknęło :)

      Usuń
    2. o mamo...no..ja tu jadam naleśniki albo omlety..jeszcze kiedyś placki zwane łatkami (z serków hetero;)), pojęcia nie mam o czym wspominasz..

      Usuń
    3. łatki to u nas koty i pieski mają :D ale to nie to. może jakieś kluski? wiem, że to danie na słodko było. za to pamiętam, ze przydrożne bary i grille oferują świeżonkę czego u nas nie uświadczy :) myślę, że u Was są jakieś pozostałości po zaborze, ot choćby "po czemu" czyli pytanie o cenę. matka mojej koleżanki pochodząca z rodziny przesiedlonej z Kresów do dzisiaj tak pyta.

      Usuń
  2. Ja we Wrocławiu idę na dwór, a w Krakowie na pole;)
    Rozróżniłabym regionalizmy od gwarowych określeń, to jednak nie to samo.
    Lubiłam zawsze gwarę góralską, oczywiste ;)
    Pamietam, jak swego czasu nad morzem jechałysmy z moją mama autobusem pełnym Kaszubów i dosłownie płakałysmy ze smiechu, bo nie rozumiałysmy w ząb, co oni mówią, a fajnie nam brzmiało;)
    Teraz, dzieki mężowi, mam w rodzinie Kaszuba:)
    Uogólniając, uważam, że każdy powinien mówić poprawna polszczyzną - teraz to jest już raczej normą, ale pamietam czasy, kiedy np. na wsi rzadko spotykało sie ludzi, mówiących nie gwarą.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o nie! w życiu się na to nie zgodzę! poprawną polszczyznę to sobie można sobie w szkole i książce ale w życiu ma być różnorodnie i spontanicznie - tak rodzą się nowe słowa, które potem wchodzą w kanon poprawności albo stają się kultowe. poprawność nie jest w życiu konieczna, u nas nadal na wsiach się gwarzy i to jest piękne :))) może każdy powinien umieć się poprawnie wysłowić ale niekoniecznie zawsze i wszędzie - byłoby nudno.

      Usuń
    2. Ale ja nie mam na myśli regionalizmów, w postaci zamienników typu ziemniak/kartofel, weka/baton czy na pole/na dwór, etc - to wszystko mieści się w pojęciu 'poprawna polszczyzna'
      Ja mówię o zasobie słów, melodii, akcencie, końcówkach, szyku zdania, ogólnej poprawności języka.
      Inaczej - zapytam Cię 'kaj idziesz', ale traktuję to jak dowcip językowy, a nie poprawne pytanie.
      Podobnie, nie przeszkadzają mi wtręty-zapożyczenia, slang młodzieżowy, pod warunkiem, że są w cudzysłowie.
      Poprawność nie oznacza braku fantazji i nudy.
      Nawiasem - literacki język nie jest w polszczyźnie znów tak bardzo odległy od mowy potocznej.

      Usuń
    3. dowcip językowy nie, zdecydowanie nie w odniesieniu do gwary :) zasób słów w gwarze jest równie bogaty jak w poprawnym języku ale nie traktuję gwary jako niepoprawności nawet we wtrętach czy przeniesieniach akcentu i melodyki na zwykły polski. odległe jest mi Twoje myślenie - dla mnie to ogromna przyjemność i atrakcja kiedy znajduje się w innym regionie i mogę wychwycić takie subtelne różnice. nie wzbudza mojej irytacji codzienne używanie gwary :) potocznie czy literacko byłoby nudno gdyby cała Polska mówiła tak samo.

      Usuń
  3. Ja oczywiście wychodzę na dwór , a jem kawiorek , na angielkach się gotowało .Takie nasze regionalne słówka , które weszły do języka potocznego i się zadomowiły to u nas "wiara" - czyli ludzie , ryczka - czyli niski stołeczek służący do siedzenia , pyry - tłumaczyć nie muszę , bejmy - pieniądze i taryfa - czyli taksówka. Oczywiście funkcjonują jeszcze setki innych , np ajzole, wichajstry , dinksy , betki, szkieły , szabelek itd - nie sposób wymienić wszystkich , nawet w osobnym wpisie . Charakterystyczna jest też zamiana samogłosek Np świecić na świycić", "w domu - w dumu " itp. To najmocniej się zakorzeniło .
    A tak poza tym ; dzięki za piękne góralskie korale - świetnie się sprawdzają w Wielkopolsce jako dodatek do letnich sukien .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i jeździ się baną, jada leberke na skibce, i mówi, że mama mi nie kazała iść na dwór czyli zabroniła :) Haniu, bardzo się cieszę, że przełamałaś niechęć do błękitu :)))

      Usuń
  4. u mnie podobnie jak u Ciebie, ale wchodzimy przez ganek, antrejki nawet nie słyszałam ;) na nogach klapki. na obiad u babci bywały zimnioki z kwaśnym mlykiem. uskrobane oczywiście i ugotowane najpierw ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. anterjka to z Wielkopolski, mniemam że pozostałość po modzie na francuski "entrée" wejście. u nas obiera się zarówno jabłka, grule jak i jajka ze skórki :)))

      Usuń
  5. a to rozmaryn tak pięknie kwitnie?

    OdpowiedzUsuń
  6. I jeśli robiłabyś ankietę kto za kto przeciw, podnoszę rękę za. Gwary i dialekty mają niesamowity i dla mnie urok, tym bardziej że u nas takich nie ma. Jeszcze u starszych słyszy się jakieś obco pobrzmiewające akcenty, ale ogólnie mówimy językiem ogólnopolskim, zależnie od osobowości i wpływu środowiska charakteryzującego się bogatym bądź ubogim zasobem słownictwa;)
    A te góralki w Must be the music śpiewające po hiszpańsku były niezłe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie wszystko zaczyna przykrywać ogólnopolski język, szczególnie w dużych miastach nie uświadczy się takich smaczków. nie oglądam Must be the music ale z doświadczenia wiem, że góralki i górale mają głos - co się drzez? to nie jazz to folklor ;D

      Usuń
  7. niestety wiecej moglabym powiedziec o polinglish niz gwarze, bo kiedys niewiele przywiazywalam do niej uwagi. Pamietam jednak wstydliwe przezycie z dziecinstwa jak nie moglam zrozumiec pytania: Waju je dwie? zastanawialam sie skad wieje, a to chodzilo o to czy mam tylko jedna siostre. Ostatnio w polskim sklepie odkrylam, ze wlascicielka z Nowego Sacza nie wiedziala co to susz/kompot z suszu, a u nas to bylo Zima na codzien :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a mnie krępowało niesamowicie jako dziecko z miasta, że kazano mi do każdej babki i chłopa we wsi wołać "ciotko, ujku" bez względu na pokrewieństwo :) czy aby na pewno właścicielka pochodzi z NSącza? dziwi mnie to niesamowicie, bo najlepsze polskie wędzone śliwki pochodzą z okolic Łącka i z nich robiło się kompot na wigilię, każdy tutaj to wie :)

      Usuń
    2. tak twierdzi, a ja latwowierna jestem; tez mnie to zdziwilo, kompot z suszu podano nam w Jeleniej Gorze na wigilijna kolacje wiec wydawalo mi sie, ze to raczej ogolnopolski napoj :) artdeco

      Usuń
    3. a może ta pani wychowywała się po prostu w domu bez tradycji? tez takie są.

      Usuń
  8. Dużo słów już znika z języka. Twojej antrejki to już raczej nie uświadczysz. Ja kultywuję "wiarę", bo nie widzę w języku polskim żadnego odpowiednika i "tej", bo lubię sobie coś do zdania wtrącić. Regionalizmów jest mnóstwo. Fakt, że czasem ich nawet nie zauważamy. Dla mnie szokiem było, że nie mówi się "otworzyć okno jak szeroko", "odbić bilet", nie "nadusza się na przycisk",. Pewne rzeczy są zakorzenione, ale wbrew pozorom nikt w Wielkopolsce nie mówi pyry (chyba, że celowo, aby zwrócić czyjąś uwagę na pochodzenie), tylko ziemniaki. Za to mówi się durszlak i pyzy (kluski na parze), ramiączko (wieszak na odzież) itd., itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a czym rozkłócasz mąkę z wodą? moja mama rogalką a ojciec firlejką, no i on nigdy nie obierał ziemniaków tylko strugał :) "weż naduś no na ten dynks" to najbardziej charakterystyczne powiedzenie ojca :)))

      Usuń
  9. Ja juz nie rozkłócam, ale kwirlejkę mam ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja czasem jej używam - ostatnio odwrotna stroną robiłam dziurki w ziemi, żeby zasiać fasolkę :DDD

      Usuń
  10. A juści żeśmi słodkie rzeczy godała, Jo tysz naszo gadke nad warszawskom kmine przedkładom.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam gwary, regionalizmy,różne akcenty, melodie!
    Podobno dla północnej i zachodniej polski my na lubelszczyźnie zaciągamy, nawet Bledasia komentowała jak w zeszłym roku gościli. To co śmieszy mojego męża warszawiaka to: ciapy (kapcie, laczki czy jak tam zwiecie), bober (bób), bułka parówka ( w Warszawie paryska, taka długa).

    OdpowiedzUsuń