Droga jak już powiedziałam nie była krzyżowa, najwyraźniej potomstwo wyrosło już z wieku "mamo, bo on się patrzy przez moje okno!" co nastrajało dobrym humorem siedzącego za kółkiem Pana Gryzonia.
Praga przywitała nas tradycyjnym korkiem w okolicach centrum ale mając w pamięci niedawno minięty korek na wylocie, który pewnie ciągnął się przez ponad 10 km, cieszyliśmy się, że już jesteśmy prawie u celu.
Jedenastu z nas wydało okrzyk grozy na widok okolicy, która była najbliższym otoczeniem hostelu. Jedenastu czyli wszyscy prócz mnie. Sama wybierałam to malownicze otoczenie :) A tak serio to hostel Kolbenka przy ulicy Kolbenovej ma trzy ważne plusy, które przeważyły o wyborze miejsca. Po pierwsze jest o kilka kroków od stacji metra, po drugie ma miejsca parkingowe a po trzecie jest na zadoopiu czyli panuje tutaj błogi spokój przerywany tylko szumem przelatującego w tunelu metra.
Pierwszy dzień spędziliśmy bardzo skromnie. Po jednym posiłku do syta tego dnia udaliśmy się na nabożeństwo krzyża do katedry Św Wita. Ponieważ byliśmy tam w celach duchowych zdjęć nie robiłam żadnych (zresztą jest zakaz fotografowania podczas nabożeństw). Dwie godziny wystarczyły nam by przekonać się, że średniowieczne budowle to miejsca niezbyt przytulne i ciepłe, ale akurat na taki rodzaj nabożeństwa, który odbywał się w blasku świec i kilku bocznych lamp, są bardzo odpowiednie. Nastrój panujący w tej surowej gotyckiej świątyni bardzo pasował do odsłuchania opisu sądu nad Chrystusem tradycyjnie czytanego na role przez duchownych i z udziałem chóru jako tłumu żydowskiego domagającego się wydania Barabasza. Nabożeństwo prowadziła największa szycha duchowieństwa czeskiego arcybiskup praski i prymas Czech Dominik Duka. Na zakończenie nielicznym wiernym (niestety katedrę pobudowali sobie Czeski zbyt dużą ;-) zostały rozdane pamiątkowe obrazki z błogosławieństwem arcybiskupa.
Szczerze mówiąc obawiałam się, że nabożeństwo będzie powodem do śmiechu - język czeski od zawsze zdawał mi się ogromnie zabawnym. Na szczęście ucho i mózg szybko przestawiły się na dwujęzyczność i nawet nie przyszło nikomu z nas do głowy śmiać się.
Drugiego dnia wyjrzało słońce, więc po śniadaniu pojechaliśmy metrem do centrum. Tam po porannej kawce poszliśmy do kościoła Św Idziego poświęcić pokarmy. Tak, to jedyny praski kościół, w którym można uczestniczyć w mszy św po polsku ponieważ jest w nim polska parafia pw św Jana Pawła II. Księdzem prowadzącym święcenie był ojciec Hieronim Kaczmarek a nas samych uwieczniono na tej fotografii tu
Pokropieni święconą wodą wyruszyliśmy do najstarszej praskiej piwiarni gdzie nasze potomstwo odstawiało kabaret w sali kabaretowej pozując "ochoczo" do zdjęć.
Po drodze widzieliśmy kilka wisielców ;-)
Spacerując nabrzeżem do Mostu Legii spotkaliśmy dwa budynki splatane w objęciach i wirujące w tańcu.
A na wystawach, jak to w Pradze, króluje "zielona wróżka".
Stanęliśmy na chwilę przed Pomnikiem Ofiar Komunizmu
I odwiedziliśmy też słynną praską figurkę Jezuska przebieraną w szatki koloru stosownego do szat liturgicznych (ten wzorek jako żywo przypomniał nam kurpiowskie motywy)
Następnie wdrapaliśmy się ponownie na Hradczany by z niemałym zaskoczeniem i uciechą dowiedzieć się, że zwiedzanie Złotej Uliczki w czasie Wielkanocy jest darmowe.
Po artystyczno - spożywczych uniesieniach poszliśmy na Kampę gdzie znajduje się "praska Wenecja"
A skoro byliśmy tam to jakżeby nie poklepać po pupci wielkich bobasków Davida Cernego przed Pałacem Lichtensteinów.
No i zrobił się malowniczy i romantyczny praski wieczór z tłumami na Moście Karola, gwarem na wąskich uliczkach i uszczęśliwionymi różnymi używkami ludźmi.
Niedzielę Wielkanocy rozpoczęliśmy znowu od wizyty w kościele Św Idziego. Niektórzy z nas brali nawet czynny udział w liturgii :))) Skąd ojciec Hieronim wiedział do kogo podejść i poprosić o asystę to wie tylko, ten który Jest - poprowadził go bezbłędnie.
Nawet gromadne stanie pod lewitującym posągiem.
Reszta z dwunastu biegała po schodach usiłując znaleźć wejście do kawiarni z imponującym barem :D
Potem spacer przez Rynek na Józefów w poszukiwaniu zaginionego czasu i Golema.
Zadzieranie głowy w kościele św Mikołaja w podziwie dla największego czeskiego żyrandola oraz wspaniałości barokowych zdobień.
A na obiad pojechaliśmy na Żiżkov. Tu też jest stary żydowski cmentarz a oprócz tego spokój i zero turystów. Prawdziwie leniwe niedzielne popołudnie wśród spacerujących w promieniach słońca rodzin.
A te gdzie wlazły? Na wieżę telewizyjną, którą widać praktycznie z każdego punktu Pragi.
Ten wyjazd nastawiony był na powolne konsumowanie i trawienie świątecznych wrażeń i zdarzeń i takim był. Chwile modlitwy, skupienia, zadumy a potem radość ze Zmartwychwstania pozwoliły nam przeżyć ten wspólny czas w tak wyjątkowym miejscu razem. Trochę brakowało nam polskiej tradycji adoracji Grobu Pańskiego ale za to mieliśmy polski lany poniedziałek (o co postarały się nasze dzieci) i poznaliśmy czeską tradycję okładania dziewcząt w ten dzień witkami ozdobionymi kolorowymi wstążkami :)
(zdjęcie z internetu)
Rudá stuha = náklonnost a láska
Modrá stuha = naděje
Žlutá stuha = odmítnutí
Zelená stuha = chlapec je dívce oblíbeny
|