wtorek, 26 lipca 2016

Po książki do ludzi.

Świadoma odmienności swojego gustu literackiego od większości czytelników nieustannie sięgam po opinie innych, żeby przekonać się co ich zachwyca ale też żeby nie zamknąć się hermetycznie w tym co lubię najbardziej. Od ostatniego wpisu o książkach minęło sporo czasu, więc udało mi się całkiem sporo przeczytać.

Po pierwsze odkładana na potem "A little life". Jakże się cieszę, że dostałam ją w prezencie i mogłam przeczytać w oryginale. Po pierwsze uświadomiła mi zmiany w kanonach literackich anglojęzycznych a po drugie po prostu mnie wciągnęła. Stojac z oryginałem w Empiku i porównując teksty cieszyłam się tym bardziej, że nikt mi nie "skrzywił" tłumaczeniem całości. Cokolwiek nie powiedziano o tej pozycji jednego nie można jej odmówić - bardzo dobrze rozłożony ciężar akcji, dzięki temu musisz po prostu czytać dalej. Osobom mającym tendencję do popadania w smutek zdecydowanie odradzam czytanie tej lektury w sezonie jesień/zima. Ogrom bólu, cierpień fizycznych i psychicznych potrafi przytłoczyć nawet w najdłuższy dzień lata.



Kolejną pozycję też wciagnełam w oryginale chociaż doszły mnie słuchy, że polski przekład "Everything I never told you" jest nadzwyczaj udany. Portret amerykańskiej rodziny w obliczu tragedii. Lektura uświadamia, ze tak naprawdę nawet najbliższe otoczenie, najbardziej ukochani ludzie mają swoje tajemnice, potrzeby i marzenia, o których nierzadko dowiadujemy się w ekstremalnych sytuacjach. Nigdy nie można przewidzieć i odgadnąć drugiego człowieka, zwłaszcza w sytuacjach kiedy ma się pewne oczekiwania względem współmałżonka czy dzieci. A oczekiwania ma się zawsze.


"Buszujący w zbożu" to juz kanon literatury amerykańskiej. Przeczytałam, bo byłam ciekawa co też wzbudzało taka sensację na amerykańskim rynku księgarskim ponad pół wieku temu. Z pewnością narracja w stylu wypowiedzi nastolatka była odkrywcza. Oczywiście z  dreszczykiem emocji i z wypiekami musiano czytać zaznaczone urywki traktujące o seksualności :D Na dzień dzisiejszy jest to amerykańska lektura w szkołach średnich. Wulgaryzmy w polskim tłumaczeniu nie zszokują dzisiaj nawet przedszkolaka.



"Budda z przedmieścia" to w zasadzie taka tematyka jak w  "Buszujący w zbożu" tylko zdecydowanie odważnej i śmieszniej. No ale nie dziwmy się, książka napisana dobrych kilka dekad później i w bardziej liberalnym środowisko niż purytańska Ameryka. I ta pozycja traktuje o dojrzewaniu jako procesie przedstawionym w pierwszej osobie. Mój egzemplarz okraszony przedmową Zadie Smith, którą zaczęłam czytać, a która niestety zepsuła mi radość czytania nieznanego (pełno cytatów). Rozbawiona jednak przeczytałam tę pozycję myśląc w duchu, że gdybym ją dorwała przed cyklem "Klaudyny" Colette czy przed "Zwrotnikiem Raka" Millera  czyli jakieś 30 lat temu, to pewnie były by i rumieńce i przyspieszony puls, a teraz miałam po prostu niezły ubaw z przygód Karima.



"Musiałam umrzeć" Chadżidża rosnie w małej wiosce na Kaukazie i właśnie ten etap zycia głównej bohaterki wydał mi się napisany najlepiej. Być może dzięki temu, że dość szczegółowo zostały opisane wiejskie obyczaje, otoczenie i bohaterzy drugoplanowi. Gdy dorosła już dziewczyna przenosi się do upragnionego miasta miałam wrażenie, że to coś sie zepsuło w narracji. Niemniej książka na czasie, szczególnie w obliczu wysypu ataków terrorystycznych, które miały miejsce niemalże zaraz po przeczytaniu tej pozycji.
Musiałam umrzeć

"Wołanie grobu" sprawnie napisany kryminał oparty na założeniu "mamy sprawcę i teraz musimy mu udowodnić zabójstwa" czyli konwencja od tyłu. Trzyma w napięciu, gubi tropy aczkolwiek jak dla mnie w zbyt oczywisty sposób nakreślona osoba podejrzana. Czytając ostatnio kryminały zastanawiam się czy nie powinnam robić tego bardziej powierzchownie, tak by nie wyhaczyć wszystkich faktów i przesłanek przed tymi, którzy prowadzą śledztwo? :D Tak czy siak, na plaży się sprawdził - dwa dni byłam w innym świecie.


Wołanie grobu

"Dom z witrażem". Hmm, uroiłam sobie zapewne, że wszystkie pozycje nominowane do nagrody Nike muszą być w "mój deseń", no i musiałam wyleczyć się z tego urojenia. W tej książce jest albo czegoś za dużo, albo czegoś zbyt mało jak dla mnie. Ciekawa historia rodu opowiedziana ze szczególnym wskazaniem na kobiety, piękne opisy Lwowa i zupełnie dziwne w tym zestawieniu; albo romans głównej bohaterki, albo patriotyzm - nie wiem, końcówka tej książki zawiała mi jakimś patetycznym uniesieniem.

Dom z witrażem

No to byłoby na tyle, pominęłam pozycje, które zupełnie nie pozostawiły we mnie żadnych wrażeń - aż niewiarygodne, że ktoś pisze takie pozycje a już najmniej do uwierzenia, że ktoś je publikuje.

Za jakiś czas opowiem znowu o moich żywotach równoległych, stosik nagromadzonych pozycji jakoś mi zawsze dziwnie pęcznieje :) Pozdrawiam :)



poniedziałek, 25 lipca 2016

Rekordowy rekord.

Zdarzało się nam już pokonywać te 1000 km w różnym czasie, odbiegającym od normy 12 godzin. Tegoroczny powrót z chorwackiej wyspy Pag przekroczył jednak normę w nieumiarkowany sposób. 33 godziny spędzone w samochodzie (dwie ponad dwugodzinne pauzy na "spanie") i rekordowe 120 km pokonane w ciągu 12 godzin nie zniechęciły żadnego z uczestników wyprawy na podobne wakacje w przyszłym roku. Przyczyna był wiejący halny z prędkością odpowiadającą 9/10 stopniom w skali Beauforta. Zamknięto autostradę prowadzącą na wybrzeże oraz niektóre odcinki magistrali adriatyckiej czyli "jadranki", która wygląda jak "zakopianka" od Nowego Targu do Zakopanego. Korki, które utworzyły się natychmiast sięgały ponad 10 km i nim zorganizowano objazd poprzez Welebit to się stało i czekało w megakorku. Na szczęście jadła i picia był ci u nas dostatek, więc nie było nerwów o podstawy przetrwania. Graliśmy w karty i w "Czarne historie" i bujani podmuchami udawaliśmy, że śpimy wygodnie w aucie. Bura, czyli tamtejszy halny, szalała dwa dni uniemożliwiając wygodne podróżowanie turystom jadącym z i na wybrzeże Zamknięte były mosty i promy. Plitwice, które chcieliśmy zwiedzić w drodze powrotnej, są prawdopodobnie nadal tak oszałamiająco piękne jak były ostatnim razem :)

A same wczasy? Panie, nudna nuda, rzekna Ci którzy podczas wyjazdów muszą zwiedzać, muszą być re-animowani, muszą coś robić, bo inaczej się nudzą.

- Mamo, tylko nudni ludzie się nudzą - złota myśl na plaży naszego średniego syna najlepiej oddaje moje zdanie w tym względzie.

Na szczęście my nie doświadczamy tego na własnej skórze. O tych pozycjach, które przeczytałam "nudząc się" na wsi zabitej dechami nadmienię wkrótce. Dzisiaj tylko dodam, że nasi chorwaccy przyjaciele i znajomi okazali nam jak zwykle wielkie serce i wzruszyli nas swoją pamięcią i hojnością :)









Vidimo se uskoro!!!