środa, 7 października 2015

To sobie nawarzyłam kompostu, wpis długi wyczerpujący zarówno autora jak i Czytelnika.

Po co komu kompostownik? Według mnie to kwintesencja ogrodniczego recyclingu, po prostu rzecz nieodzowna w każdym ogródku. Kompostownik pozwala uzyskać piękną ziemię tanim kosztem. Ale po co komu ziemia? Już wyjaśniam. Plewiąc grządkę usuwamy pewną ilość ziemi z wyrzucanymi chwastami czy przekwitłymi roślinami. Wrzucając je do śmieci trwale pozbywamy się tej ziemi co roku. A wiadomo, ziarnko do ziarnka i zbierze się  miarka i to niejedna w ciągu kilku sezonów! Szybko zorientujecie się, że grządka jest coraz płytsza i na nic spulchnianie ziemi, bo po pierwszym lepszym deszczu wszystko "siada". Kompostownik mam odkąd tutaj mieszkamy i jeszcze nigdy nie kupowałam ziemi by dosypywać na grządkę. Owszem kupuję ziemię do skrzynek balkonowych ale tylko wtedy kiedy nie mogę jej uzyskać z kompostownika.

Są różne sposoby kompostowania, mój jest "na lenia". Nie segreguję chwastów, nie zważam na to, że mają np zawiązane nasiona. Sypię do kompostu wszystko jak leci tnąc na mniejsze kawałki tylko gałązki drzew lub rośliny o grubych łodygach. Nie mam żadnej koncepcji układania kompostu poza jedną; skoszoną trawę cienko rozsypuję i zasypuję ziemią. Do kompostu wyrzucam wszystkie jadalne resztki kuchenne oprócz mięsa i kości. Lądują tam skorupki z jajek, obierki, skórki owoców, fusy z kawy i herbaty oraz niedojedzone resztki z talerzy. Na to chwasty z ogródka i przekwitłe części roślin a pod koniec sezonu wyrzucam rośliny ze skrzynek balkonowych (część z nich przeżywa na tym kompoście do kolejnego sezonu, więc ich na wiosnę nie kupuję, min tojeść rozesłana) a jeszcze podsypuję popiołem z kominka ponieważ jest pozyskiwany tylko z drewna i to bukowego.

Przez te 20 lat mojego czynnego ogrodnictwa miałam 3 rodzaje kompostowników. Pierwszym była zwykła pryzma. Po prostu w jedno miejsce (najlepiej zacienione i bezpośrednio na glebie) odkładałam resztki. Owszem zdawało to egzamin lecz było bardzo nieestetyczne i trudno było nadać tej kupie jakiś kształt. Drugim kompostownik był gotowy produkt ze sklepu ogrodniczego; czarny plastikowy, składany. Niestety ze względu na niskie temperatury panujące na Podhalu szlag go trafił po 3 zimach - popękał od mrozu i po prostu rozpadł się :( Szkoda mi go było niezmiernie ponieważ miał on w dole jednej ze ścianek wyjmowane drzwiczki co ułatwiało wyciąganie gotowej już warstwy nawozu. Trzeci produkt został więc zbity z desek sposobem domowym i wytrzymał najdłużej. Jedynym kłopotem było wyciąganie z niego ziemi ponieważ należało zawsze zdejmować wierzchnią warstwę nieprzerobionych jeszcze resztek.

Nadeszła jednak i na ten trzeci kompostownik ostateczna chwila. Drewno choć zaimpregnowane i pomalowane zgniło sobie razem z resztkami wzbogacając mieszankę. Dwa dni temu rozbiłam go więc bez zbytniego wysiłku z mojej strony.


Jak widać kompostownik miał konstrukcję cepa, deski były przybite do drewnianych listew o przekroju kwadratowym. Jedynymi sprawami, o których trzeba pamiętać, to zachowanie dystansów pomiędzy deskami ( kompost musi mieć dostęp powietrza) oraz brak podłogi - śmieci muszą stykać się bezpośrednio z glebą. Kompostownik nie był niczym przykryty w związku z czym lało nań i sypało śniegiem co na pewno przyczyniło się do szybszego rozkładu drewna ale ponieważ wytrzymał ponad 12 lat, to następny też będzie taki sam ;-)

 Ziemię z takiego kompostownika należy przesiać zanim na powrót zaniesie się ją na grządki. Ja użyłam dość gęstego sita ponieważ jako osoba leniwa wrzucam do kompostu także drobne kamienie wykopane z grządki. Ha, i czego ja tam nie znalazłam przy okazji tego siania! Z sześć drewnianych i plastikowych klamerek do prania, sznurki, którymi podwiązuję klematis, lotkę od badmintona oraz kilka kapsli i rozerwanych torebek foliowych pewnikiem po nasadzanych kupnych cebulach). No i stos kamieni, śrubek, gwoździ, drucików, kawałków płytek a nawet historyczny ułamek pieca kaflowego - to wszystko bywało zamiatane i wrzucane na kompost przez Pana Gryzonia po każdym z licznych remontów :D


Ta po prawej to sterta śmieci odsiana od cennego nawozu.



A co zrobić z cennym nawozem? Przywrócić poziom ziemi na grządce lub ewentualnie uzupełnić wybite czasem, deszczem tudzież nogami dziury i zagłębienia w trawniku. Oczywiście ziemię należy równo rozgrabić i najlepiej podlać by się lekko ubiła. 





Mój kompostownik miał wymiary 130 x 130 x 90 cm i pozwalał na nieprzerwane kompostowanie odpadków z tego mikrego areału przez ok 3-4 lat czyli akurat na tyle starczała jego pojemność by regularnie wydobywać zeń nawóz. 

Moje lenistwo ma jedną wadę jeśli chodzi o ów sposób kompostowania. Na wiosnę pierwsze i najbujniej wschodzące okazują się być chwasty wszelkiego rodzaju :D Ale teraz mam na razie spokój z fizyczną rekreacją związaną z posiadaniem areału, a nasza Szpilka oszalała z radości, że w końcu ma taką dużą kuwetę pełną pachnącej robaczkami ziemi :)))

Jak podaje ostatni numer National Geographic; górale i góralki lubią robić wszystko sami, ziemię też, szczególnie, że na Podhalu jak u Myśliwskiego - kamień na kamieniu a na tym kamieniu jeszcze jeden kamień ;-)

Przepraszam jeślim kogoś zanudziła :)


11 komentarzy:

  1. Gdybym miała ogródek potraktowałabym ten opis jak poradnik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam identyczny kompostownik i sito. Ziemia jest rewelacyjna:-)
    (mssf)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam plastikowy z Mrówki - już chyba czwarty rok - nawet się sprawuje, jest miło zakonspirowany, jego wadą jest jednak podsychanie kompostu, co znacznie spowalnia rozkład roślin, nawet pomimo dosypywanie komposterów.

    A ziemia z kompostem - pierwsza klasa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może stoi w nasłonecznionym miejscu? u mnie kompostownik stoi za domem w cieniu północnej ściany, no i nie ma przykrywy.

      Usuń
    2. Jest od północno zachodniej, ale pokrywa robi swoje. Wpadłem na pomysł i wyrzucam tam obierki podlane woda z płukania, zaczęło pomagać.

      Usuń
  4. Ja mam bezkształtną pryzmę i za mało siły, by się wkopać w jej dno, gdzie jak podejrzewam jest ta super ziemia :D Chyba trzeba będzie męża użyć ;) Ale ten plastikowy kompostownik to mi się marzy, ale najpierw musi zapaść decyzja gdzie, co, bo u nas część gospodarcza ogrodu wciąż ruchoma jest.

    Jakie Ty masz wysprzątane rabaty tej jesieni! U mnie wciąż mchy, porosty, ruja i poróbstwo, jednym słowem bajzel :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. męża zawsze trzeba uzywać!!!

      grządka jeszcze mi kwitnęła, bo były na niej nagietki, kosmos i dalie ale po pierwszym przymrozku dalie padły i wyrwałam wszystko bez sentymentów - juz mnie natura nauczyła, że nie ma co dłużej zwlekać z porządkami, dzisiaj na grządce leży już śnieg.

      Usuń
    2. Plastikowy jest łatwy do przesuwania. Nożna go też posadowić np na kawałku linoleum i wtedy przesuwa się wszystko - ale za to kompost "robi się" zdecydowanie długo (przetestowałem).

      Usuń
  5. Czytelnik nie wyczerpał się :) Przydatne informacje, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń