Tak, właściwie nie ma juz nic do powiedzenia. Oceny w szkołach ocenione. I bardzo dobrze, że to za nami i bardzo dobrze, że oceny mieszczą się w granicach przenikania do kolejnych klas. Nie sa to oceny moich dzieci, bo gdyby tak było każde świadectwo byłoby ze szczerozłotym paskiem. Bo to bardzo dobrzy ludzie są, inteligentni, wrażliwi, bystrzy z humorem i wyobraźnią. Mało tu pisze o nich, bo....
.... jakoś nie umiem się dziećmi chwalić publicznie i zachwyt zostawiam w środku lub słyszą go tylko oni sami....
.... nawet nie noszę zdjęcia w portfelu, żadnego z nich, ani męża (o czym przypominam sobie stojąc w kolejce do kasy gdy kobieta przede mną otwiera portfel z galerią....
....na komórce tez nie mam wiele ich zdjęć, może 2 - 3 (znowu któregoś z nich brakuje)...
Mało tu pisze o nich, bo oni zawsze byli dla mnie oddzielnymi bytami wymagającymi czasu i uwagi oraz szacunku. Dopiero spojrzenie z dystansu czasu i doświadczeń uświadamia mi ilość pracy włożonej przez nas jako rodziców w tych wspaniałych młodych ludzi. Widzę, że nie chodziliśmy przy tym na skróty. Jacyś tacy przeraźliwie odpowiedzialni byliśmy, aż do granic absurdu chyba. Zawłaszczyliśmy sobie ich na te pierwsze kilka lat na dobre, pazurami wpięci w ich żywoty chociaż z drugiej strony w naszej postawie była "nieodpowiedzialność" dawania im swobody wyborów(to wg starszego pokolenia), lekceważenie potencjalnych zagrożeń i co najbardziej chyba zastanawiające; trzymanie parasola ochronnego w stanie złożonym w jakiejś komórce naszego serca. Pewnie, że kusił otwieraniem, kusi do dziś, ale kto powiedział, że tenże parasol ochroni ich przed życiem? Życie to nie bajka, realia i prawda zawsze były priorytetem naszego postępowania. Ideałów jednak nie było, nie ma i nie będzie - też się nie oszukujemy w tym względzie. Dalej jest zapierdziel chociaż w ciągu ostatnich kilku lat w zupełnie innym wymiarze.
Dzisiaj powiem, że rodzicielstwo to niekończąca się inwestycja pod względem fizycznym, psychicznym i emocjonalnym ale kiedyś, kiedyś tam nie chciało mi się inwestować i wiecie co? Jakże się cieszę, że mnie KTOŚ przekonał :)))
Ostatnio odwiedził nas znajomy. Była sobota, chłopcy mieli wolne z okazji Dnia Dziecka, więc oświadczyłam mu, że muszę dokończyć ich rejony. Ten znajomy, sam ojciec dwóch dorosłych synów, jeszcze z roczników poborowych i zdziwił się
- Jak to, oni sprzątają dom?!? Co tydzień???
- Tak.
A ja zdziwiłam się w duchu, że mogłoby być inaczej. Na nasze trzy niekończące się inwestycje patrzymy z dumą.
gratulacje.
OdpowiedzUsuńNo i słusznie , bo macie powody do dumy. Szkoda, że nie wiele ludzi dziś tak myśli o wychowywaniu dzieci .Wielkie gratulacje dla Was. A znajomy , cóż , będzie miał to co sobie załatwił.
OdpowiedzUsuńJa się lubię moimi chłopaczyskami chwalić, właśnie z dumy :) . Mają obowiązki też, ale przecież to nie sedno wychowania. Najistotniejsza jest obecność rodzica i uważność na dziecko, jakość relacji.
OdpowiedzUsuńFel powyżej:)
OdpowiedzUsuńA Ja mam starszego na pikniku harcerskim w Łękach Górnych, młodszego na oazie w Złockim koło Muszyny, w domu co prawda lekki nieład i pusta lodówka ale za to luz blues... niech żyją wakacje!!!
OdpowiedzUsuńNo nasz syn też ma kilka obowiązków i mam nadzieję, że kiedyś będzie wdzięczny mi za to albo jego przyszła żona/partnerka :-)
OdpowiedzUsuńa zdjęcia mam i w komórce i w portfelu (choć nie za szybką) ale uwielbiam sobie czasem spojrzeć na Niego :-)
marucia
:) Tylko gratulować. U nas dopiero zaczyn rozpoczęty...
OdpowiedzUsuńakasza2