poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Please don't stop the music.

Szaleństwo sobotniej nocy osiągało apogeum przy dźwiękach najmniej ambitnych utworów muzycznych, co oczywiste jest dla mojej grupy społecznej, której przekrój wiekowy dzieliły 3 dekady z drobnym okładem. Dowiodło to słusznie wysnutej tezy, że towarzystwo "ę,ą- ynteligencka warszawka" kiedy skończy dysputy o wyższości Peszek nad Mozartem rusza w pląsy przy tej samej sieczce co zwykły plebs (tezę wysnuł redaktor naczelny Przekroju Marcin Prokop, który jak mniemam zna się lepiej na społeczeństwie wyższego szczebla). Czyś z pana, czyś z chama jednakie rytmy poruszają twe kończyny Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie

Zaczęliśmy jednakże kulturalnie od zimnej przystawki- łosoś na sałacie lodowej z czarnymi oliwkami i cebulką w sosie vinaigrette. Niekoniecznie wszyscy uczestnicy imprezy wiedzieli dlaczego sos został tak nazwany a już większość zupełnie lekceważyła jego poprawną pisownię i olewała wymowę zajadając się owym łososiem winegrę

Potem były dwa mięsa z grilla z ćwiartkami pieczonych ziemniaków z barowym zestawem surówek. Tu już znikły opory związane z niedouczeniem i ewentualną słomą wystającą z gumofilcy specjalnie pastowanych na wysoki połysk od tygodnia, albowiem podano swojską siwuchę o temperaturze nieodbiegającej od zewnętrznej (właśnie zaczął padać śnieg) czyli jedynie słusznej o czym to niższe sfery wiedzą z doświadczenia a wyższe z podręczników kulinarnego savoir-vivre (czytaj; sawiorwiwr, sawuławiwr *) Goście wydawali się być zadowoleni ze składu menu, co do którego nazwy mieli te same obawy jak Magda Gessler do pure, więc wymawiali z polska jako jadłospis. Sałatki, galaretki (staropolski sentyment do sety i galarety!) mięsa zimne i barszcz z krokiecikiem znikały w miarę upływu czasu.

Zgrana przeze mnie samotrzeć (ja i mój komputer co wyklucza osoby trzecie jakby słowo owo sugerowało) rąbanka przyniosła zadawalający efekt utworzenia natychmiastowego komitetu w sprawie doboru piosenek tanecznych, który to komitet pstrykał sobie co chciał i w nosie miał reakcje oportunistyczne. Czasami ktoś niezrzeszony dopadł laptoka i chyłkiem nacisnął własny utwór z listy co owocowało połowicznym odsłuchaniem Nothing else matters Metallica i nim zaczęły płonąć zapalniczki komitet otrząsnął się i odparł atak Gustavem Lima Po czym dobił wszelkie próby przebojem "Córka rybaka" podczas, którego wszyscy równym głosem wyli o jeziora srebrnej toni. Ale kiedy komitet poszedł pić wódkę (komitety społeczne zawsze miały taką tradycję, że z równym upodobaniem zajmowały się rządzeniem tłuszczą jak i umacnianiem się w jedynie słusznych decyzjach czymś mocniejszym), to odwetowi zdrajcy znów wysłały swe oddziały cichociemnych i zapodały Maleńczuka z Grechutą a na pokazanie pazura puściły Balladę o Tolku Bananie w wykonaniu zespołu Strachy Na Lachy. Tym razem odwetowe działania nie zostały przerwane więc opozycja wrzuciła sobie "Prawy do lewego", żeby zachęcić komitet do spożywania trunków podczas gdy sama ochoczo tańczyła po dwa i po cztery wedle starej góralskiej tradycji jednoczącej muzykę Karpat z Bałkanami.

Właściciele restauracji dotarli najpóźniej ponieważ w tym samym czasie zajęci byli goszczeniem starostwa, które bardzo interesowało się naszym towarzystwem wycinającym hołubce i gwiżdżącym tudzież kwiczącym radośnie w podskokach. Na szczęście zostali zatrzymani na właściwym poziomie - o dziwo niższym niż nasz własny Ze wszystkich zaproszonych gości nie zjawiła się tylko siostra mojego męża i szwagier, bo polegli w walce z rotawirusem i zamiast obejmować się czule na parkiecie ćwiczyli biegi do łazienki gdzie tkwili w objęciach muszli klozetowej (która nota bene ma całkiem niezłą akustykę). Mój brat podczas części kolacyjno- dyskusyjnej próbował zatrudnić się u Janka Marka jako facet do mycia okien, a kiedy napotkał się z odrzuceniem podania, to odwołał się do Marka Janka uzurpując sobie prawo do obsługiwania maszyny do gorących napoi w ramach stażu. Marek dostał już cynk od Janka i również odmówił. Mój brat stawił się więc dzisiaj w swoim starym miejscu pracy zastanawiając się zapewne nad rozszerzeniem oferty usług, które mógłby świadczyć dla przyszłego szefa dwojga imion.


Było czadowo. Jednym słowem. Wróciliśmy do domu o 3.20 (goniłam potem jeszcze 20 min własną kotkę, która uznała, że właściwie to już się wyspała i czas zacząć zabawę!) a wstaliśmy o 10.30, bo synowie bezkarnie podczas naszej nieobecności użytkowali tv i komputery w nielimitowanym czasie. Sami sobie zrobili hot-dogi na kolację i sami położyli się spać na pewno nie o 23.00 jak solennie obiecywali

* niepotrzebne skreślić

18 komentarzy:

  1. No normalnie zazdroszczę....... :)))
    To jakaś duża okazja była? Gratulować, życzyć? Przeoczyłam jakąś informację? :)
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanno, imieniny moje i męża mimo, że oddalone od siebie o 3 tyg to zawsze obchodzimy razem, moje zazwyczaj w poście wypadają. cały czas robiliśmy je w domu ale ze względu na mały metraż impreza była podzielona na 3 etapy (2x przyjaciele, 1x rodzina) a potem jeszcze następowały urodziny średniego syna, więc stałam przy kuchni 4 tyg pod rząd szykując jedzenie. jednak faktem, który przeważył w decyzji przeniesienia imprezy do lokalu była niemożność tańczenia :D teraz tylko obiadek dla dziadków i kinderbal przede mną, zupełny luzik.

      Usuń
  2. A więc i gratuluję, i życzę! :)) Życzę oczywiście wszystkiego NAJ! Gratuluję udanej imprezy. :)
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  3. :) To sto lat.
    Świetnie zrelacjonowane.
    akasza2

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie źle zabalowaliście ! Wszystkiego najlepszego dla Solenizantów !

    OdpowiedzUsuń
  5. aleeeee faaaaajnieeeee!
    wanilia39 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wanilko, wychodziliśmy z parkietu jak z sauny :D

      Usuń
  6. Czytam, czytam i chyba ze zmęczenia nie mogę doczytać co to za okazja była? bo od czytania opisu potraw zgłodniałam:)) dzieci zaaawszeee kładą się spać "o czasie", tia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w poście nie ma info - to były moje i męża imieniny :)

      Usuń
  7. O rany, ja chcę na parkiet!!! :DDD I najlepszego :))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie :)) Najlepszego, Gwiezdna!

    OdpowiedzUsuń
  9. spacer pisze: ups...w tym zabieganiu przeoczylam! Przepraszam i najlepszego!

    OdpowiedzUsuń