Rozpływam się z zachwytu nad prozą Józefa Teodora herbu Nałęcz choć przyznam, że nie przebrnęłam przez "Jądro ciemności" czy też "Lorda Jima"w czasach szkolnych. Upadłam gdzieś w połowie i nie dźwignęłam prozy nostro uomo - naszego człowieka by po ponad ćwierćwieczu dobrowolnie sięgnąć ponownie poń ponownie. Zachwycenie moje obejmuje zarówno struktury gramatyczne (którym jest archaiczny czas zaprzeszły), bogactwo słownictwa jak i sugestywność opisów przyrody. Bez trudu zlokalizowałam na mapie Sulaco nad Golfo Placido mając za jedyną wskazówkę niezmienioną nazwę Punta Mala. I tak się rozkoszując dotarłam do tego szowinistycznego kawałka i nie kryjąc uśmiechu pobłażania dla czasów pana Józka poczęłam się zastanawiać nad tym przypadkiem wadliwego rozwoju w kontekście dwóch przymiotników "jałowy i nijaki", bo "zastanawiająco" wydaje się być na miejscu. Czyżby Józkowi chodziło o "jałowość" kobiet, które nie chcąc mieć dzieci po prostu ich nie miały używając swego "męskiego umysłu" w tym celu? A znowuż "nijaki" miałoby oznaczać maskulinizację odstraszającą męską atencję przez pozbawienie ciała kobiety owego przynależnego mu uroku i czaru czy też "nijaki" oznaczać miałby rodzaj ni to męski ni to kobiecy ? Ech dumać, że o tym na mym wiejsko-miejskim bruku pozostaje, bo z Józkiem już nie przegadamy owych dylematów. Tak czy siak w wyniku wadliwego rozwoju życia poszczególnych osobników ludzkich, którzy nie chodzili utartymi ścieżkami powstało całkiem sporo bynajmniej nie nijakich dzieł.
Tymczasem bruk ów obfitował jeszcze wczoraj w atrakcje kulinarne podhalańskich smaków, wśród drewnianych budek z specjalnościami ziemi górskiej przewijali się próbujący owych delicji turyści, lokalni i profesjonalni z tefałenu. Towarzystwo brzmiało, dźwięczało i migotało w takt przeróżnej muzyki przy nowo odsłoniętym słońcu na nieboskłonie falując od budek do sceny, poddając się kuszącym woniom dobiegających z rożnych kierunków by ulegać pokusie wiśniowo-porzeczkowego chutney'a, kiszonej kapusty z sokiem jabłkowym, miodem, goździkami na ciepło albo alternatywnych "hamburgerów" Maćka z Master Chefa składających się z moskala z kaszanką, kiszoną kapustą i oscypkiem.
Nostromo i Sulaco to statki kosmiczne, których nazwy zostały zapożyczone z prozy Josepha Conrada. Latem miewam nostalgiczne ciągoty do ponownego, entego odtworzenia filmów o przerażającym ksenomorfie. Nostromo wiezie wzbogacone rudy w książce Conrada fabuła oplata się wokoło kopalni srebra. Film został zapisany przez Bibliotekę Kongresu USA w Narodowym Rejestrze Filmowym jako dziedzictwo kulturowe. O prozie Conrada pewnie wiecie więcej niż ja, która porzuciwszy ją na tyle lat z przyjemnością rozsmakowuję się w powolnej odsłonie bohaterów opowieści, która miała przecież nie powstać.
"Pewną troskę wszelako wzbudziła we mnie okoliczność, iż po skończeniu ostatniej noweli z tomu
Tajfun wydawało mi się, że na całym świecie nie ma już nic, o czym można by pisać".
Myślę, że ten cytat jasno pokazuje, iż nie można niczego być pewnym i nie trzeba skreślać przyszłości definitywnie, bo przecież "Nostromo" trzymam właśnie w swojej dłoni :-)
Skąd "Nostromo" w moim domu? Hmmm, wstyd się przyznać ale weszłam do biblioteki w regały z prozą angielską by znaleźć inne dzieło, którego nazwa chwilowo wypadła mi z głowy na widok nostalgicznej nazwy na obwolucie tomu, z którym wyszłam :D Chcecie zgadywać po jaką książkę poszłam? Proszę bardzo, znana i ceniona, równie kultowa chociaż nie pióra Józka, nie ma też nic wspólnego z filmami o ksenomorfach.