wtorek, 9 lipca 2013

Wyszłam z domu i nie wracam.

Bo zamarzam w nim. Dzisiaj zostawiłam uchylone okno w kuchni i sypialni na górze. Zapomniałam się, bo zawsze zostawiam tylko na górze uchylone. Owo zapomnienie zaowocowało wychłodzeniem parteru do 18 stopni (na górze nadal było ciepło), więc zamiast pić kawę w domu siedziałam na tarasie w polarze i wystawiałam zmarznięte stopy do słońca, bo w cieniu było tylko 14 stopni. Uciekłam więc z zimnego domu do ogródka po ugotowaniu botwinki na obiad. Pojechaliśmy odebrać świadectwa z młodszymi synami i potem do mojej mamy. Houdini pękał z nieukrywanej dumy prezentując kolejny czerwony pasek :) Kołek zapowiedział, że w następnym roku będzie starał sie zapanować nad swoim gadulstwem (czasami przeszkadza w zajęciach). Po powrocie obrałam ziemniaki i znowu uciekłam na pole pozwalając im dochodzić w arktycznych 22 stopniach naszej kuchni. Dzieciaki się rozbiegły, więc przebrałam się w kostium i udaję, że ciągle jestem na Chorwacji. Podczytuję Wasze blogi, piję kawę gorącą jak słońce Afryki i jak Scarlett O'Hara mówię, że grządkę wyplewię jutro.

I żeby nie było spać mogę w niższej nawet niż 18 stopni temperaturze ale komfortową egzystencję kury domowej zaczynam dopiero powyżej 24 stopni. Nigdy nie ustawiam klimatyzacji poniżej tej magicznej liczby (tej klimatyzacji na wojażach przecież!). Co innego z ogrzewaniem w zimie. Tu Pan Gryzoń jest rygorystyczny 21 i ni pół stopnia więcej. Nie marznę, zazwyczaj ubieram się w  coś  polarkowego, puchatego i ciepłego i nie mam pretensji, do zimy że zimna, ale lato... Lato to ja kocham upalne, niestety i zazdraszczam Polsce centralnej nocy powyżej 20 stopni.  Jesli Wam u siebie zbyt gorąco, to wiecie gdzie się przenieść jakby już upał był niemożliwy do wytrzymania ;-)

 Cieszę się, ze mój taras ma ciemnobrązowy kolor i z upodobaniem stawiam na tej imitacji plaży gołe stopy :-) Aloha, jak zacznie być zimno na polu, to wrócę do domu i coś wrzucę jak zrzucę - cos do ogladania, ale póki słońce, to jestem w ogródku :)))

7 komentarzy:

  1. A ja się cieszę ,że w biurze ( częściowo w przyziemiu) mam jakieś 5 stopni mniej niż na dworze i w mieszkaniu a co najmniej 20 mniej niż w aucie.Na ogródku też bym chętnie posiedziała, bo w domu duchota. Czekam na jakieś obrazki z podróży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w zasadzie auto ma klimatyzację, więc jej używa mój mąż, bo ja wolę wiatr we włosach czyli otwarte szyby :)obrazki się wgrywają, wkrótce będą :)

      Usuń
  2. To już - zamieniamy się i basta!
    Ja dziś od południa w domu siedze, bo tu mam chłód, a za oknem ohydnie ciepło;(
    A nie wspomnę, że w samochodzie wysiedzieć się nie da i wszystko, co mam załatwić, przekładam na jakieś chłodniejsze jutro, enigmatyczne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, nie, nie! żadne zamiany nie wchodzą w rachubę, no chyba, że klimatami się zamienimy :)O'Hara jest dobra na wszystko :)))

      Usuń
    2. O tak, metodę znam i staram się stosować, nawet mi już czasem wychodzi bez wyrzutów na sumieniu:)

      Usuń
  3. U mnie noce też chłodne, ale w dzień jakieś 24, da się przeżyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 w dzień!, o przypomniało mi się dlaczego nie lubię Bałtyku w lecie ;)

      Usuń