niedziela, 16 lutego 2014

Inauguracja.

Dzisiaj nastąpiła inauguracja sezonu narciarskiego dla mnie. Lepiej późno niż wcale. Na stoku było słonko i było mi okropnie gorąco, bo z przyzwyczajenia ubrałam bieliznę termoaktywną. Idiotka totalna, bo na termometrze 6 powyżej zera, ale idiotyzm może być spowodowany osłabieniem po chorobie ;) Zjechałam karnecik chociaż miałam obawy czy dam radę. Wczorajszy wieczór przeciągnął się do 4 rano. Mocno taneczny, nogi miałam obolałe stąd więc wątpliwości, ale o 11.00 stanęłam na stoku i dałam radę :)


Zawsze przy takich sytuacjach (nocna impreza, rano sport z dziećmi) nachodzi mnie myśl o późnym macierzyństwie. Kiedy sobie przypomnę, to wychodzi mi, że największą ochotę na posiadanie dziecka miałam w wieku 21-23 lat, chociaż nigdy za niemowlakami nie przepadałam, to wtedy pragnęłam mieć. Kiedy wyszłam za mąż mając 26 lat myśl o dzieciach wydała mi się cokolwiek męcząca. Tzn wiedziałam, że ich posiadanie będzie wymagało ode mnie wysiłku, wyrzeczenia pewnej części siebie i jakoś zupełnie przeszła mi ochota na rozmnażanie. Właściwie dzięki Panu Gryzoniowi i jego staraniom (cokolwiek sobie nie pomyślicie o tym) dwa lata później urodziliśmy sobie jedno dziecko a potem w odstępie trzyletnim kolejne; drugie i trzecie. Odstęp trzyletni wymogłam już sama i to kategorycznie a nawet wręcz panicznie. Nigdy nie chciałam być starą matką. Założenie, żeby się "wyrodzić" przed 35 rokiem życia zostało zrealizowane.

Co mnie tak panikowało? Przyznam szczerze, że głównie świadomość możliwych chorób dzieci, których odsetek rośnie wraz z wzrostem wieku matki. Skoro mam mieć dzieci, myślałam, to niech będą z jak najświeższego materiału genetycznego, co i tak nie jest stuprocentową gwarancją. A materiał już zaczynał się przeterminować, moje rówieśniczki posyłały już swoje dzieci do pierwszej klasy kiedy powiłam pierworodnego.

Drugą sprawą powodującą spinanie się w założeniu dziesięciolatki była świadomość, że nie tylko materiał genetyczny mi się we wnętrzu starzeje ale i ja sama. A zawsze bycie matką kojarzyło mi się z byciem na wysokich obrotach 24h/7dni. No i całkiem słusznie mi się kojarzyło, podejrzenia się sprawdziły. Po dziesięcioleciu 300% normy w obsłudze i pracy przy trójce dzieci mogę faktycznie stwierdzić, że te dziesięć lat było spędzone na najwyższych obrotach. Nie zrezygnowałam przecież z pracy, obcięłam tylko jej wymiar do takiego, w którym nie musiałam obawiać się, że nie wyrobię.  Kiedy dzieci osiągnęły poziom rosnącej samoobsługi przyszedł ten czas, na który czekałam z utęsknieniem. Czas powolnego aczkolwiek nie mniej absorbującego pokazywania świata dzieciom i vice versa.  Latałam za rowerkiem pchając spacerówkę jadąc na rolkach, zwisałam na drabinkach, kopałam piłkę, uczyłam jeździć na wszystkim co ludzkość wymyśliła ku swej rekreacji i uciesze. Pan Gryzoń dotrzymywał nam kroku ale z racji pracy udzielał się najwięcej w weekendy. Z każdej wyprawy wracałam mokra jak szczur, zziajana, ciągnąca obsmarkane, brudne ale jakże szczęśliwe potomstwo za sobą do domu. Doceniłam istnienie rowka w tyłku i kondycji, która sobie podrasowywałam ukradkiem wieczorami a to na stepie a to na zajęciach z trenerem. Doceniałam wtedy mój wiek niezaawansowany, doceniałam młodość i ruchliwość z niej płynącą, którą zarażały mnie własne dzieci podczas gdy dzieci moich rówieśniczek kończyły gimnazja i licea ja szalałam z własnymi smarkaczami radośnie. Dostępność różnorodnych uciech skłoniła mnie do nauczenia się jazdy na nartach, udoskonalenia jazdy na łyżwach. Nie widzę siebie oczekującej na dziecko w knajpie pod stokiem albo na ławce kar. Teraz gdy już sami grają w nogę ( nie powiem, żebym lubiła piłkę kopać, ale robiłam to jak określili mnie synowie, bardzo beznadziejnie)  ja jeżdżę rowerem albo na rolkach. Na lodowisku, stoku czy pływalni jesteśmy całym stadem i każdy z nas uprawia dany sport tak jak lubi. Oni szaleją i wyżywają się w sportach zimowych, ja się odprężam i zjeżdżając z górki oglądam bardziej okoliczności przyrody niż przykładam do kantowania. Za to na basenie ze mnie para bucha podczas pływania a oni baraszkują :)

I tak mnie to macierzyństwo późno-wczesne (wiek pierworódek znacznie się obniża przecież) spręża, że wróciwszy o 4 nad ranem z odbitymi stopami wiem, że pojadę z nimi na stok i spróbuje jeździć a nie zapadnę się w fotelu jęcząc na jakąś przypadłość fizyczną. Zawsze bałam się, ze późne macierzyństwo może odebrać mi aktywną i sportową radość z wychowywania dzieci, dzielenia z nimi życia nie tylko "słowem ale też czynem". Kto z nas wie na ile zdrowie i dobra forma jest nam dana? Przyznam też szczerze, że w zestawieniu z późniejszymi atrakcjami macierzyństwa te wczesne olejkowo-pudrowo-pampersowe jawiły mi się i nadal jawią jako przeraźliwie nudne i ograniczające. Możecie myśleć co bądź, sama nie umiem tego dobrze zdefiniować, bo pamiętam radość z całowania małych stópek, tkliwość płynącą z bliskości dzieciątka przy piersi ale mimo wszystko czułam się wtedy jakby uwięziona w schemacie zdarzeń tak przewidywalnych jakim jest rozwój noworodka. Dzięki Bogu nadeszła następna dziesięciolatka a ja nadal jestem w wieku dojrzałym i chociaż norma spadła do 100% jeśli chodzi o obowiązki, to te 200% zwyżki przelać mogę na przyjemności :) Co też bez oglądania się na boki czynię.

Jutro wracam po przerwie feryjnej do pracy. Bardzo mi żal, że te dwa tygodnie dochodziłam do siebie po zapaleniu tchawicy, ale na to nie ma już mocnych. Cieszę się, że ten weekend udało mi się zaliczyć tak aktywnie i atrakcyjnie. Cieszę się, że poprzednią sobotę też udało mi się przetańczyć do 4 rano :)))

Miłego wieczoru :)

18 komentarzy:

  1. Moje uznanie;)
    Nigdy o dzieciach nie marzyłam i pewnie gdybym nie wpadła, nie miałabym, a tak mam, jednego, ukochanego, juz całkiem dorosłego, a teraz dzieki niemu jestem podwójna babcia;)
    Nigdy nie byłam typem sportowca, jedyne co lubie z dziedziny ruchu, to jeżdżenie na rowerze chodzenie, z naciskiem na to drugie, może być w góre, może byc po równym.
    O tyle żałuję, że wpływa to na moją kondycję, czyli zdrowie, ale cóż, natura jest natura, nie zmienisz wbrew sobie;(



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie znosiłam sportu dopóki był on z góry nakazany czyli w szkole. gier zespołowych do dzisiaj nie trawię ale życia bez ruchu nie umiem sobie wyobrazić :)

      Usuń
  2. U mnie wszystko działo się szybko i nie po kolei ( co zresztą mi zostało ) , dzieci miałam wcześnie , bo starszy przyszedł na świat zanim skończyłam 21 lat, drugi rok po nim . I kiedy moje koleżanki dopiero zachodziły w ciąże, ja moich posyłałam już do szkoły. Sportowe życie , a jakże , praca , a jakże - 300%normy . To chyba standard gdy ma się dzieci .Wciąż myślałam,że skończymy 40-tkę a potem jakieś 30-40 lat dla siebie . I co ? zamiast tego obowiązki babciowe ; zabawy z piłką , kulanie się po podłodze , zabawy w chowanego , gonitwa za rowerkiem itd. A najlepsze jest to,ze wcale nie czuję się w wieku babcinym . Zjechałabym sobie po poręczy na ten przykład.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to chyba lepiej że później zaczęliśmy, skończyliśmy 40-tkę i myślę, że mamy jakieś 10-15 lat dla siebie przed inwazją wnuków :D

      Usuń
  3. najwazniejsze, ze po chorobie; zawsze chcialam jezdzic na nartach, ale zaczelam nauke jako 15- latka, a pozniej dluga przerwa (do dzisiaj). Mnie ostatnio rozgrzalo odsniezanie, za duzo cebulek mialam na sobie I moglabym plywac :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie mąż nauczył jeździć na nartach dopiero jak miałam 35 lat, wcześniej przeszkadzały ciąże i dzieci. właśnie rozmawialiśmy sobie na stoku obserwując starsze pary, że całkiem niedługo też tak będziemy wyglądać, bezdzietnie. Art., ktoś musi gdzieś na świecie odśnieżać skoro na Podhalu nikt tego nie robi tej zimy ;P

      Usuń
  4. A u mnie żona jak zaparła się na dójce, to ani drgnie ;-)
    Z drugiej strony lubię jak starszy syn gdzieś na zawody szachowe (albo piłkarskie) jedzie, bo zawsze mam kilka godzin na zwiedzanie okolicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, bo jak się zona uprze to już niema na nią mocnych ;) no proszę i Tobie posiadanie potomstwa dostarcza przyjemności :)))

      Usuń
  5. u nas w tym roku śniegu po szyję. tylko Edynburg ominęło. ale to akurat dobrze. na nartach nie znam się, ale rower i bieganie na tak:)bo nie ma to jak ruch na świeżym powietrzu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uno, wygląda na to, że wszędzie padał śnieg prócz Podhala i Edynburgu :D oj nie ma to jak natlenić się porządnie!

      Usuń
  6. Ach, a ja sobie wmawiam, ze pozne macierzynstwo mnie odmladza :D I sie napawam tymi udkami pulchnymi i ciamkaniem moich cyckow oraz mam nadzieje, ze za pare lat jakos podolam i nie padna podazajac za coraz szybsza pociecha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiiki, oczywiście, że odmładza! przecież moje kumpele mają dzieci na trzecim roku studiów a ja sobie robię na parkowej drabince zwis :)im się nie chce, bo dzieci takie duże, a mnie wręcz przeciwnie. wróżę Ci równie aktywną dziesięciolatkę :)))

      Usuń
    2. Wiesz, mnie troche zawsze zatyka, gdy sobie pomysle, ze moja babcia w moim wieku byla juz od dwoch lat babcia :)

      Usuń
    3. mnie też zatkało gdy kilka lat temu rozmawiałam z chorwacką babinką, która wypytała o mój wiek, ilość i wiek dzieci i powiedziała, ze będąc w moim wieku była już wdową i babcią - młodość trysnęła każdym porem mojego czterdziestoletniego ciała, bo najmłodszy syn był jeszcze w przedszkolu i gdzie mi tam do babciowania i wdowieństwa :D

      Usuń
  7. spa pisze: lepiej późno niż wcale - przynajmniej narty odkurzone i nastrój zwyżkuje. Właśnie na góry popatrzyłam - robię wreszcie backup zdjęć i jest tego od licha [ Was zobaczyłam wiosennie (folder czerwiec 2009)]. Ja nic odkrywczego nie napiszę - wybrałam jak wybrałam - młodości i zdrowia brakuje gdy się paprocią będąc dzieci rodzi..ale cóż... Taki był plan ..tylko realizacja się opóźniła. Dziś był pierwszy dzień suchych majtek (!) czyli już z górki nie;)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha, tez ostatnio przeglądając zdjęcia trafiłam na te czerwcowe! W i W takie dzieciuchy jeszcze a M jaki mały :) grunt, że plan zrealizowany :))) oj z górki i to na całego - łap te chwile rozkosznego dzieciństwa A czym tylko możesz, bo nie wrócą.

      Usuń
  8. O właśnie te,co WW jeszcze dziećmi,a M zaryczany. Wydaje się niedawno,a tu 5 lat!

    OdpowiedzUsuń
  9. No, to ja się w planie do 35 lat nie wyrobiłam. Trochę jestem przerażona, ale dam radę. :)
    akasza2

    OdpowiedzUsuń