Z życzeniodawcy przeszłam w życzeniobiorcę. Kwiatki zostają nadal te same. Moje ulubione. W dodatku z własnego ogródka.
Nie wiem czy Dzień Matki celowo został ustanowiony na ostatnie dni maja by podkreślić wiosenną naturę tego dnia czy tez jechanie na oparach by dobić do końca roku szkolnego?
Pracuję w domu, czyli tak naprawdę przecież nic nie robię o czym wiedzą zapewne wszystkie matki świata. Wykorzeniam więc złe nawyki myśleniowe we własnym potomstwie by nie popaść w jeszcze większą niedocenialność. Wrednie każę im sprzątać, robić zakupy, samodzielnie szykować sobie weekendowe śniadania a sama siedzę z kubkiem kawy na tarasie i poddaję się rozkoszy nicrobienia.
Czytałam dzisiaj o coraz bardziej sfrustrowanych matkach Polkach i zastanawiałam się czy lepiej się frustrować czy być posądzanym o leżenie do góry brzuchem przez dnie całe... Żadnych wniosków odkrywczych; i tak żle i tak niedobrze. Przyznawanie się o niewyróbkach, padaniu na pysk czy nietrafianiu palcem do nosa ma bardzo małe zalety terapeutyczne kiedy mówisz to sama sobie. Jeszcze mniejsze ma kiedy przyznasz się światu, bo nagle odezwą się miliony matek, które dają rady WSZYSTKO ogarnąć, połączyć zawodowe życie z domowym, być z dzieckiem non stop mimo pracy na pełny etat i nie omieszkają wbić złośliwą szpilę "jak to? ty się nie wyrabiasz?" W innych może twe wyznanie wzbudzić agresję ponieważ przypomni im o tym czego same zaniedbały a co koniecznie ukryć chciały przed światem. Ten zazwyczaj wypalają ci piętno rozżarzonym żelazem.
Napada się na nas ze wszystkich stron. Jesteśmy posądzane o zaniedbania emocjonalne, moralne, dydaktyczne, logistyczne i tkwimy w tym po szyję starając się chodzić na paluszkach, żeby broń Boże nie zalało nam ust czy nosa. Do tego same sobie dolewamy na własną rękę miliony wyrzutów sumienia odnośnie prawdziwych lub wyimaginowanych zaniedbań a pocieszmy się tym, że jako dzieci latałyśmy z kluczem na szyi i przeżyłyśmy, wyszłyśmy na ludzi i to wszystko po to, żeby się teraz samobiczować i dręczyć przeżuwając syndrom matki Polki na wszelakie dostępne sposoby.
I tak nikomu nie dogodzisz, bo dla teściowej zbyt cienko ubierasz dzieci, dla teścia nie nauczyłaś ich podstaw grzecznego zachowania, dla bezdzietnej koleżanki zupełnie sobie nie umiesz z potomstwem poradzić, dla innej matki nie karmisz piersią/karmisz piersią, nie nosisz w chuście/nosisz w chuście, nie dajesz jedzenia ze słoiczków/dajesz je, spisz z dzieckiem/nie spisz z nim...A dla męża w ogóle nie masz czasu!
Sama wiesz za to ile czasu uda ci się wyrwać dla siebie samej. Często okraszony jest on kolejnymi wyrzutami sumienia, konsumowany w pośpiechu i ukradkiem (najlepiej w oddaleniu od domu albo w szczelnie zamkniętej łazience) zostawia na sumieniu gorzki smak macierzyństwa.
Dlaczego nie piszę dzisiaj o słodyczy, którą nam daje posiadanie dziecka? Bo jestem przewrotna, bo drażni mnie jej gloryfikowanie i zmuszanie nas wszystkich do jednakowych uczuć i emocji. Słodycz jest i każda z nas o tym wie i to widzi, a mówiąc i pisząc tylko o jednej stronie medalu same sobie nie dajemy szansy na głębszy oddech. Zawsze nie dowierzałam lukrowanym obrazkom, węszyłam kłamstwo czy tez fałsz. Nie jestem doskonałą mamą i wiem to mimo starań, które popełniam w tym kierunku, że nigdy nie osiągnę nirwany macierzyństwa - dajmy więc sobie dzisiaj dzień wytchnienia, zróbmy coś dla siebie - w końcu to nasze święto! Nie gotuję dzisiaj obiadu, nastawiam się na odbiór życzeń i nawet palcem nie tknę żelazka chociaż rano zaczęłam prasować :D
Kochane, jak najmniej zmartwień, zmęczenia, irytacji i frustracji w macierzyństwie, pamiętajcie: dla Waszych dzieci jesteście najlepszymi mamami na świecie :)))
Bardzo ładnie napisałaś, mądrze nawet;)))
OdpowiedzUsuńZ Dniem Matki mam o tyle problem, że to dzień i mój, i mojej mamy, a to znaczy, że jakby dwa w jednym, dwa różne, dodam i na tym poprzestanę..
dla mnie też dzień z podwójnym świętem ale ponieważ napisałam post po wizycie u mamy to nastawiona byłam na już tylko odbiór kwiatów i czekolady :)
Usuńa ja dzis odwaliłam całe zaległe prasowanie ;) ale tylko swoje rzeczy wyprasowałam,reszta juz mnie nie interesuje,jestem matka egoistką i dobrze mi z tym. Potomstwo łapki posiada,chce niech na żelazku śmiga. Był w moim życiu czas totalnie nastawiony na dzieci,teraz cieszę sie chwilami które mam dla siebie,i nie mam wyrzutów sumienia. Ale każda matka wybiera swoją drogę,ważne żeby jej z tym dobrze było :)
OdpowiedzUsuńoczywiście, że potomstwo ma kończyny i tez prasuje swoje rzeczy :) mnie też moje chwile nie dostarczają już wyrzutów sumienia ale pamiętam, że kiedyś każda kartka z czytanej książki była poczuciem okradania dzieci z mojej uwagi. często myślę, że tamten czas bardzo skutecznie wypierał mój egoizm ale niezwykle cieszę się następnym etapem matkowania :)))
UsuńSwieta prawda - tyle Ci tylko napisze...
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńCudne konwalie :)
OdpowiedzUsuńO.
a jak pachną!
UsuńNiestety to prawda . Zawsze są jakieś wyrzuty sumienia i coś za coś.
OdpowiedzUsuństety-niestety, nie chciałabym się skupiać tylko na jednym aspekcie, dla mnie jest równowaga w tym wszystkim; czasem słońce, czasem deszcz tak jak w całym życiu są góry i doliny, więc nie ma co się przywiązywać tylko do jednej strony.
UsuńOj, też kojarzę święto mam z konwaliami. :D
OdpowiedzUsuńMoje byczenie dziś oznacza brak obiadu na jutro. ;)
akasza2
konwalie wiedzą kiedy zakwitnąć :)))
UsuńPodpisuję się obiema rękami :)Trzeba to sobie powtarzać, ze jesteśmy najlepszymi mamami na świecie, bo inni zasadniczo znajda tylko nasze niedociągnięcia. Mam tez wrażenie, ze ojcom się tak tego braku czasu, braku czułości i niewyrabiania nie wypomina. Bo ojciec jest już fajny jak wyjdzie z dzieckiem na spacer. Ale może jestem sfrustrowana ;)
OdpowiedzUsuńAnge, jesteś sfrustrowana nie mniej niż inne mamy - taki samiec, choć nie nasz wróg, bywa gloryfikowany za samo pchanie wózka na spacerze ;-P od nas wymaga się całej reszty, więc nie tylko musimy sobie powtarzać jakie to najlepsze jesteśmy ale też w to mocno wierzyć :)))
Usuńwczoraj była wywiadówka - mamuśki wypacykowane i kilku zagonionych samców, pomiędzy przywiezieniem dzieci ze szkoły, podaniem (wcześniej ugotowaniem) im obiadu, zrobieniem zakupów, ogarnięciem domu (a przecież każdy z nas pracuje też zawodowo) i tam, też wysłuchaliśmy tyrady na temat jak to kobieta ma ciężko w życiu - pewnie poszlibyśmy się opić z wrażenia lecz... tyle jeszcze było do zrobienia przy dzieciach (zadania, nauka, materiały, prace itp.)... wieczorem pomachałem jednemu z tych facetów - pił tak jak ja jedno piwo na balkonie (mieszkamy na sąsiednich pagórkach, więc się widzimy), mieliśmy dokładnie 5 minut czasu dla siebie, bo potem trzeba było iść posprzątać po kolacji i walić się na ryj ze zmęczenia, bo rano ona obudzi żeby ją do pracy odwieźć...
UsuńZaiste trudno i nielekko być mamą.
Makro, nie chcę być złośliwa ale to samce mają ogólne przyzwolenie społeczne na niezajmowanie się własnym potomstwem. Kobietę takową od razu nabija się na pal. Jak to się dzieje, że mimo zagonienia masz tyle przedreptanych kilometrów? ;P ja rowerem ledwo wyrabiam po zakupy do sklepu na najwyższym biegu mimo, że nie pacykuję się od rana. chciałabym usłyszeć komentarz Twojej żony pod tym postem dla pełni obrazu :)
Usuń"Makro, nie chcę być złośliwa ale to samce mają ogólne przyzwolenie społeczne na niezajmowanie się własnym potomstwem." - Jasne, ale skąd to się wzięło? Oczywiście z jednej strony to kwestia strategii rozrodczych - czyli coś nabytego po przodkach od czasu dominacji prokariotów. Ale z drugiej, nadzwyczajnie często obserwowana zaborczość kobiety, która od najwcześniejszego okresu, zwyczajnie izoluje mężczyznę od dziecka - w przypadku stad ludzkich (czyli społeczeństwa) jako gatunku który w minimalnym stopniu podlega ewolucji biologicznej,. zaś w ogromnym ewolucji kulturowej - ten drugi czynnik jest najistotniejszy - po prostu społeczny uzus jako normę wprowadził taki a nie inny zestaw zachowań. Jednocześnie owo "niezajmowanie" jest akceptowane społecznie jedynie w przypadku gdy mężczyzna dostarcza odpowiednio dużych środków na utrzymanie dzieci którymi się "nie zajmuje".
Usuń"Kobietę takową od razu nabija się na pal. " - straszne skojarzenia, ale w praktyce to jedynie jakies drobne wyrazy społecznej niezgody.
"chciałabym usłyszeć komentarz Twojej żony pod tym postem dla pełni obrazu :)"
Oto komentarz mojej żony
"Jak to się dzieje, że mimo zagonienia masz tyle przedreptanych kilometrów? ;P "
Dokładnie tak samo komentuje to moja żona! (Co zapewne świadczy o tym że kobiecość jest zjawiskiem ponadosobniczym). Oczywiście wszelkie wzmianki typu że lepiej organizuję sobie czas, że rezygnuję z wielu innych rzeczy, ze nie zajmuję się duperelami i przekładaniem rzeczy z miejsca na miejsce... traktowane są jako agresja słowna z mojej strony.
ps. zapomniałem też dodać iż wielu z nas robi na etacie szoferów, gdyż kobietom nie chciało się zrobić prawa jazdy, za to oczekują abyśmy trwali w gotowości gdy im akurat zachce się gdzieś jechać.
to nadal jest Twój komentarz rozpalony do białości :)
Usuńnie wiem czy chcesz usłyszeć wyliczankę moich zajęć/zarobków/rezygnacji z siebie, żeby ją przebić? post miał za zadanie pokazać jak może czuć się matka w polskim społeczeństwie i jakim presjom jest poddawana. Twoje spojrzenie pokazuje, ze nie odbiegasz w opiniach od społeczeństwa. daj zonie przeczytać ten wpis i podyskutujcie na ten temat, bo to właśnie o to chodzi nie jak widzimy sami siebie ale jak nas widzą inni :)
PS
pracuję zawodowo, jestem naczelną kucharką i zaopatrzeniowcem naszego stada, mam prawo jazdy i zarabiam nie tylko na waciki. mąż robi to samo co ja poza gotowaniem, no nie karmił dzieci piersią - stąd wyniknęła być może pewna izolacja synów w niemowlęctwie. oboje jesteśmy mistrzami w logistyce i mamy czas na swoje hobby. to gwoli zapewnienia, że tekst nie traktował o moim macierzyństwie choć pewne elementy z wpisu nie są mi obce.
"to nadal jest Twój komentarz rozpalony do białości :)" - wcale nie - mówicie z moją żoną jednym językiem.
Usuń"post miał za zadanie pokazać jak może czuć się matka w polskim społeczeństwie i jakim presjom jest poddawana." - to świadczy o waszej uprzywilejowanej pozycji - kto pamięta o dniu ojca? Jeszcze jak miałem dzieciaki w przedszkolu u Józefitek to mądre siostrzyczki o tym pamiętały...lecz teraz już nikt - w sfeminizowanej szkole samo napomkniecie że dziecko ma tez ojca, przyjmowane jest jako faux pas.
"pracuję zawodowo, jestem naczelną kucharką i zaopatrzeniowcem naszego stada, mam prawo jazdy i zarabiam nie tylko na waciki." - tu mnie nie przebijesz, ja jeszcze obsługuję żelazko, zmywak, kotłownię, ja chodzę na wywiadówki, ja pielęgnuję ogród (żona wskazuje cele), zajmuję się psem ("chciałeś to się zajmuj"), do mnie należą śniadania w domu, do szkoły i pracy dla żony i dzieci, sprzątanie kuchni, wszelkie naprawy domowe i ... wymieniać można by jeszcze długo.
Co ciekawsze nie jestem żadnym ewenementem - praktycznie wszyscy mężczyźni z którymi się znam mają podobny do mojego zakres obowiązków.
nie czuj się gorzej tylko z tego powodu, że jesteś ojcem, masz takie samo prawo do frustracji jak inni skoro czujesz się w tej roli wykorzystywany ponad miarę. jeśli tak jest, to post jest i Tobie dedykowany bez względu na tytularną matkę Polkę.
Usuńa to, że ja pędzę na rowerku nie wynika z niewyróbki tylko ze specyfiki mojego trybu życia. zarobkowo pracuję w różnych godzinach między 7.30 a 18.00 i chcąc mieć czas dla siebie muszę dostosować się do realiów, w których żyję - tego czasu mam całkiem sporo tylko, że nie w jednym dłuższym kawałku, więc mogę sobie pozwolić na godzinę sportu czy inne zajęcia. ja naprawdę nie myślałam o sobie pisząc ten post :)
kto pamięta o Dniu Ojca? ja, nasi synowie, nasza szkoła :)))
zakres obowiązków? hmm szczerze powiem tak: mój mąż nigdy nie przebierał zarzyganej pościeli dziecięcej a ja jeszcze nie zmieniałam kół w naszym aucie - jeszcze, czyli wszystko się może zmienić, poza to co robimy podzieliło się "samo" wg gustów i upodobań. nie mamy ramówki, jesteśmy po prostu wymienialni i żadna nagła zamiana ról nie grozi katastrofą :)
Rzecz w tym że ja wcale się "ponad miarę wykorzystywany" nie czuję! Więcej - spokojnie mógł bym wziąć na siebie więcej, dlatego sam nie kwękając nie traktuję też serio kwękania innych.
OdpowiedzUsuń"tego czasu mam całkiem sporo tylko, że nie w jednym dłuższym kawałku," - to dokładnie tak samo jak ja.
A wracając do sedna - jedynym naprawdę istotnym problemem kobiet jest brak testosteronu i wynikłe stąd ciągotki do depresji wzmocnione comiesięczną huśtawką hormonów ... i ja to rozumiem, współczuję i wcale bym się nie zamienił.
to w porządku :) nie wiem czy mam hormony w porządku ale nie sądzę, żeby to one decydowały o usposobieniu - ze mnie naturalnie urodzony optymista :-)
UsuńZnaczy że ZNP nigdy Cie nie dopada?
OdpowiedzUsuńWiesz nauka nauka wyniki są uśrednione statystycznie a mój znajomy statystyk utopił się w jeziorze którego średnia głębokość nie przekraczała 15 cm... ;-D