środa, 23 października 2013

Literatura polska.

Dlaczego w niej gustuję? Bo nie piszą mi o jakichś Mary i John'ach, nie prowadzą mnie przez urocze zakątki Toskanii, nie opowiadają o smakach ośmiornicy z grilla czy wina a casa ale wiodą przez mój kraj i moje realia - choćby nawet odległe i znane tylko z opowieści sprzed/po wojny. Lubię zatapiać się w tym co mi znane, rozgryzać dokładnej smak polskości i nad nim się zadumać. Nie wyklucza to literatury obcej, którą także czytam, ale zdecydowanie lepiej się czuję w polskim sosie, którego różny smak degustuję z różnym odbiorem.

Wybrałam sobie ostatnio dwie pozycje. Zupełnie różne. Gretkowską, bo wiedziałam już gdzie stoi w bibliotece ;D I Pilcha, bo okazał się być odstawiony na półkę ze starociami a książka z 2013 roku.



Recenzję tej książki przeczytałam wieki temu. Że Gretkowska majstersztyk a Pietucha blado. Że Manuela klasa a Piotr przeciętność. No cóż mam swoje zdanie. Owszem część Gretkowskiej jest dosadna z momentami obsceniczności jak dla delikatnego odbiorcy, którym niestety nie jestem. Historia Ewy, która wcina się trójkątem Wenery w niespójny ale stabilny i wygodny związek dużo starszego malarza i jego wieloletniej partnerki. Ewa spadła z drzewa, spadła na kamyczki, pobiła se cycki - taki koniec - obolała dusza bo malarzowi rodzi się dziecko, którego matką nie jest pramatka.
Druga część także trójkątna. Też z przypadku, zrządzenia losu czy impulsu, którym kierowany jest dojrzały facet żonaty-dzieciaty. Wydaje mi się, że Pietucha przeniósł na karty częściowy ciężar własnej winy, który pewnie czuł rozstając się z poprzednią partnerką, z którą ma tak  jak bohater powieści dwóch synów. Może i była ta część przewidywalna, ale świetnie pokazała, że do zdrady nie trzeba popsutego związku, nie musi być zwalania winy "bo on, bo ona" - wystarczy moment w czasoprzestrzeni i lekkie zmatowienie stałego związku. Pietucha mnie wzruszył, naprawdę, do łez. A ponieważ wcześniej czytałam "Europejkę" Gretkowskiej, to automatycznie znalazłam wiele połączeń między tymi dwoma formami pamiętnika i powieści. "Europejka" była pisana równolegle ze "Scenami" i cieszyło mnie znajdowanie korelacji takich jak choćby nowe perfumy Ewy :)



Sigła - Wisła, cudna i obfitująca w prawdziwy kalejdoskop postaci miejscowość. Pilch opowiada jak mało kto, jak moja babka lecz przy większej ilości odgałęźników, odnośników, dygresji, detalicznych spraw a bogato i suto tak jak to drzewiej bywały szlacheckie stoły zastawione. Nie czytałam tej książki szybko. Szkoda mi było! Dawkowałam cienką stróżką by starczyła mi na jak największa ilość wieczorów. Cedziłam po kilka/kilkanaście kartek żałując, że to i tak za szybko, zbyt pochopnie a potem będzie żal. I był, chociaż historia zaginionej Oli tak naprawdę była jedynie pretekstem do snucia siglańskiej opowieści, to pięknie zbudował Jerzy tym pretekstem nastrój niepokoju i podejrzeń. Czytając, chciało mi się z książką lecieć pieszo do Wisły i wdrapać się na Czantorię by z jej szczytu czytając bacznie obserwować okolice, bo nuż wyszedłby z fary Pastor Mrak albo cudotwórca Fryc Moitschek pocztowy doręczyciel... ech chciałaby dusza do nieba, raju, ale póki co musi zrozumieć że życie nie wieczne ;)



A trzecią przeczytałam do spółki z czwartą troszkę wcześniej. Ta akurat nie o Polsce, nie o Polakach ale napisana przez Polkę :) Z tyłu notatka od autorki "piszę powieść jakbym sobie opowiadała bajkę" czy jakoś tak. Faktycznie opowieść ma fantastyczne wstawki, frapujące i nieoczekiwane sytuacje. Jak Pilch twierdzi w "Demonach" - w Boga samego nie da się rady wierzyć, można wierzyć w słowo boże, jeszcze łatwiej wierzyć w księgę, ale w Boga nie sposób". Tokarczuk wysyła swoich bohaterów w podróż do miejsca gdzie Księga jest przechowywana.. Idąc wedle wskazówek tajnej i niezbyt jasnej mapy podróżnicy w końcu docierają do punktu przeznaczenia, ale czy docierają tam ci, którym najbardziej na tym zależało? To już przeczytajcie sami. Piękna bajka dla dorosłych :)



Cały czas powieści, to chwila oddzielająca głównego bohatera od śmierci w wypadku samochodowym. Czyli tak zwany "film zycia" przelatujący podobno w takich przypadkach przez głowę (osobiście doświadczyłam zupełnie czegoś innego w podobnym, krytycznym momencie życia). I jemu tez przelatuje całe życie. Swoje i rodziców, szczegółowo i wiernie oddane realia czasów komunistycznej Polski. I lawirowanie pomiędzy dogodnościami życiowymi. Być jak chorągiewką na wietrze, to porównanie celnie oddaje charakter głównego bohatera, który powiela schemat życia ojca o czym z zaskoczeniem przekonuje go wspomnienie pogrzebu. Nie jestem pewna czy ludziom film życia tak szczegółowo przesuwa się przed oczami, ale podobno nasz mózg ma nieograniczone możliwości. W każdym razie książka jest ciekawym przekrojem czasów minionych.

14 komentarzy:

  1. a no i widzisz; ja za to tak bardzo oddaliłam się od polskich realiów, ze ciężko mi się odnalezć w lit.polskiej. Tokarczuk lubię bardzo. przeczytałam jej wszystkie książki. jednej nie mogłam przetrawić zupełnie, reszta została w moim regale, znaczy, że może kiedyś do nich wrócę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedyś miałam okres zaczytywania się pozycjami z lit. obcej, żądna świata, inności itd. z założenia negowałam rodzimą jako nieinteresującą. teraz nastąpił wielki come back i z przyjemnością czytam. teraz sobie uświadomiłam, że ostatnimi książkami obcymi były te od Ciebie o przygodach detektywa Rebusa :)

      Usuń
    2. nie licząc porzuconego Pamuka :D

      Usuń
    3. Pamuk sucks!!! kto to pitolenie czyta. nawet po alkoholu nie wiem, o czym ten człowiek pisze:)
      u mnie to to nie jest "żądza świata":) to jest mój świat. ja tu żyję, ten świat jest moim. naturalnym więc jest, ze czytam o Johnach i Mary:)

      Usuń
  2. Mam tak z polskim filmem, chcę oglądac ludzi w klimatach, którzy i które są mi bliskie, nawet jesli obce;)
    Natomiast z naszą współczesną literatura mam problem - albo mi sie nie podoba, albo mi się... nie podoba, co ja na to poradzę, jedyne, co owszem, poza reportażami i biografiami, to Kuczok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie tak ma być - albo się podoba albo nie, czy to film czy to książka, każdy odbiera inaczej. szykuję się wybrać do kina na Machula "Ambassada" - reżyser bezkrytycznie uwielbiany przeze mnie :)

      Usuń
  3. Jeśli już, to chyba skuszę się na Tokarczuk, lubię tę autorkę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. walczę o tron? że czytam Walkę o tron? a nie, raczej nie... póki co czytam Marcina Mellera "Miedzy wariatami" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaa, to fakt:) mam nadzieję, że ta bitwa należy do mnie:)

      Usuń
    2. nie zamieniaj tytułu na "Między myszami" i pozostań wygrana na polu bitwy :)))

      Usuń
  5. nie wiem - o czym piszesz - bo nie wyświetla mi się ostatnia okładka. Ale dwie ze stosiku czytałam- daaawno temu. Tokarczuk zawsze mi się podobała- zwłaszcza te starsze rzeczy, a Gretkowska i Pietucha okropnie mnie wtedy wkurzyli,że tylko mięsem rzucałam, a już na pewno się nie wzruszałam. Ot - każdy odbiera świat inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ostatnia książka to Anderman "Cały czas"- tak każdy odbiera inaczej świat

      Usuń