Z najstarszym, Puchatym, nawiązaliśmy kontakt słowny na bazie ostatnio czytanej lektury.
- To dziwna książka jest. Opinia Puchatego po zapytaniu o odbiór.
- Dlaczego?
- Ta Gienia to jakaś nieprawdziwa jest... Nie ma takich dzieci.
- Jakich?
- Takie co się do domu na obiadek wpychają.
- Są.
- Chyba sobie żartujesz! Przecież ani ja ani Kołek czy Houdini nie chodzimy po obcych domach za rosołkiem.
- Wy nie, ale Gienia nie miała takiego domu jak wy macie.
- No fakt, ta jej mama w ogóle miała ją w nosie.
- No to dziecko szukało kontaktu z ludźmi, proste nie? Zresztą do nas też się władował kiedyś sześcioletni człowieczek. I tu nastąpiło streszczenie:
- Som usy? Zapytał chłopczyna z bujną czupryna i brudnymi kolanami pewnego upalnego lata gdy otwarłam drzwi na jego pukanie.
- Co???
- No usy cy som?
- Jakie uszy?
- No ten twój brat. Usy.
Aaaaaaaaaa! Olśniło mnie, bo brat mój szanowny jest faktycznie posiadaczem pokaźnych i lekko odstających uszu :)
- Nie ma go. Pojechał z kumplem nad rzekę.
- Rowerem? Chłopczyna posmętniał znacznie.
- No.
- Eee, to ja się tu sam bez Usów pobawię! I zgrabnie wymijając mnie dopadł małego pokoju, walnął na kolana i spod łóżka wyciągnął pudełko z matchboxami brata. Skąd on o tym wiedział? się zdumiałam, a że z osłupienia wyjść nie mogłam, to drzwi zamknęłam.
- A ty jak masz na imię?
- Tomeczek.
- Posłuchaj, czy twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś?
- Moich rodziców nie ma.
Potem okazało się, że ojciec Tomeczka lata po całym osiedlu z rozwianym włosem i obłędem w oczach zalanych obfitym potem twierdząc, że mu wampir z czarnej wołgi synka uprowadził. Potem od brata dowiedziałam się, że Tomeczek był przez niego obwożony na rowerze dookoła osiedla i dlatego tak pałał miłością do Usów. Pacholę jeszcze kilkakrotnie wpadało do nas pobawić się samopas skarbami mojego brata ale ponieważ po pierwszym incydencie poznaliśmy jego rodziców, to odbywało się już bez palpitacji sercowych i nerwowych.
- O rety, to są takie dzieci jednak!
- Ano są, a pani Musierowicz nadal ciągnie swoje opowieści.
- To ona jeszcze żyje???!!!
- Oczywiście, nawet w zeszłym roku wydała kolejna książkę z tej serii.
- A ty ile przeczytałaś jej książek?
- Do Noelki.
- Podobały ci się?
- Wtedy bardzo :)
Stasiuk odsyła mnie w lata niezbyt odległe, w krainę mi znaną. Co prawda obejrzaną babskimi oczami ale w podobnym w klimacie. U Stasiuka, jak zawsze, bardzo podoba mi się męska enigmatyczność wypowiedzi odnoszących się do przeżyć wewnętrznych. Krótko i na temat, bez pitu-pitu ozdobników i filozofii.
Połknięta w dwie godziny. I po co było się tak spieszyć?! Przedmioty przenoszące ładunek emocjonalny z postaci na postać, wędrówka w czasie i przestrzeni za pomocą krótkich a pełnych treści zdań skończyła się zbyt szybko, ale tej pozycji nie da się czytać wolniej! Ona wciąga i pogania, dopinguje, zwiększa tempo układając w głowie obraz pewnej rodziny. Mojej? Twojej? Jego lub jej. Łozińskiego czytałam po raz pierwszy i bardzo polecam.
Krótkie aczkolwiek zadziwiające. Zadziwiające rozpiętości pomiędzy ludzkimi jednostkami. Reportaże podzielone na trzy tematy. "Sól ziemi" o ludziach, których nie sposób nie zauważyć tak bowiem odcinają się swoją dziwnością od reszty społeczeństwa. Druga część "Nasi bracia mniejsi" opowiada o tych, którzy tworzą azyle i opieki czy to dla ludzi czy dla zwierząt. "Szamani", to reportaże dotyczące nieuchwytnej materii, którą niektórzy zdają się jednak dotknąć lub usilnie próbują.
Jutro idę po coś nowego, a Musierowicz nadal żyje :)
A ja wiem o czym pisałaś! Bo dałam niedawno W. - jedyna jaką mam własną (reszta biblioteczna była) i wtedy moja ulubiona. Opium w rosole pływało znaczy. Zombke vel Bombke o ile pamiętam. Zaśmiewałam się bardzo.Wtedy.
OdpowiedzUsuńLompke vel Trombke ale percepcja męska jest najwyraźniej inna :)miałam wszystkie do Noelki, potem przekazałam dużo młodszej koleżance. straciły urok kiedy jako 14 latka przeczytałam Krystynę córkę Lavransa :D
UsuńMusierowicz żyje i ma się dobrze. Kiedy przejeżdżam ulica Roosevelta to zawsze wznoszę wzrok do góry wypatrując w pięknej kamienicy jakiegoś Borejki na balkonie."Jeżycjada" to moje dzieciństwo, moje kąty i podwórka, znajome nazwy i ludzie z sąsiedztwa. Ech, łza się w oku kręci. A z młodym Musierowiczem tośmy nawet do jednego liceum chodzili.
OdpowiedzUsuńilekroć w dzieciństwie znalazłam się w Poznaniu wypatrywałam na ulicach Kłamczuchy, Bebe, Gieni, Idy, Cielęciny i innych :) uparcie wierzyłam, że w pewnej narożnej kamienicy z wypuszczonym balkonem siedzi Musierowicz i stuka w klawisze :D
Usuńno proszę, a dobrze się uczył ten Musierowicz?, zapytuje Puchaty, wiesz coś na ten temat?
Uśmiałam się po pachy z Usów ;) Świetne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
O.
:))) pozdrawiam
UsuńJa przeczytałam tylko kilka pierwszych tomów - ostatni chyba był "Kwiat Kalafiora" . Potem już "wyrosłam " Przyjdzie mi nadrobić kiedy wnusiątka zaczną się pasjonować "Jeżycjadą " . Bo ja starej daty babcia , bede z wnukami czytać na głos. A tak w ogóle to mam straszne tyły w czytaniu ostatnio. Ciągle sobie obiecuję nadrabiać i nic z tego , brak mi czasu ( choć po prawdzie to marna wymówka ) wciąż coś się dzieje .
OdpowiedzUsuńnie czytałam dzieciom powieści na głos. no chyba, że Bajki robotów Lema :D na głos już nie muszę i przyznam, że bardzo ucieszyła mnie umiejętność, którą nabyli, bo ja lubię czytać szybko i z innej półki ;)
UsuńJa też , ale to maluchy będą czytać i trochę ja - to tak w ramach ćwiczeń umiejętności . A jak to zrobić inaczej , jeśli nie dając dobry przykład.
Usuń