Cedry pod śniegiem
Ten film mogę oglądać powtórnie. Wzruszająca opowieść o ludzkiej krzywdzie i wybaczaniu. Do tego przepiękna ścieżka muzyczna i wspaniałe zdjęcia.
Przetrwanie
Czy to jest naprawdę amerykańskie kino? zapytaliśmy się z Panem Gryzoniem po projekcji. Rozbity samolot na Alasce i garstka przetrwałych katastrofę robotników otoczonych watahą wilków w surowej i śnieżnej scenerii. Brak happy endu i stąd to powątpiewanie.
Lew w zimie
Skąd ja znam tego gościa? O matko, jak włosy potrafią zmienić człowieka!!! Patrick Stewart ze Star Trek świetnie zagrał role starzejącego się Henia II a Glenn Close pokazała cały wachlarz emocji jako niekochana królowa i matka synów walczących o schedę po ojcu. Zdjęcia kręcono na Spiskim Zamku - trzeba będzie zorganizować sobie jakąś wycieczkę w tamte okolice!
Chłopiec na rowerze
Chłopiec, którym opiekuje się fryzjerka, desperacko pragnie wrócić do ojca. Kiedy to się nie udaje Cyryl postanawia poszukać gdzie indziej męskiego autorytetu. Czy zrobi wszystko by przypodobać się szefowi lokalnego gangu? Czy opiekująca się nim w weekendy kobieta będzie walczyć o zagubionego w sobie chłopca?
Piękno
Czy piękno kryje się w nas jako cos innego niż zwykło się mysleć? Czy "brzydkim" jest ten, który całe życie udaje nie siebie i ulega obsesyjnej namiętności? Film niejednoznaczny, obnażający brzydotę zarówno zewnętrzną jak wewnętrzną. Główny bohater jest łysiejącym, grubym facetem mieszkającym w RPA. Posiada rodzinę i drugie życie, w którym zaprzecza ustalonym przez siebie samego regułom.
Yuma
Przygraniczny Brzeg i zmiany lat 80 i 90-tych. Chęć poprawy bytu nie zawsze kończy się kolorowo zwłaszcza gdy bohater wybiera drogę na skróty. Demoniczny Tomasz Kot.
Żyła sobie baba
Piękna Varvara wydana za mąż jest dziewczyną naiwna i początkowo zupełnie niewinną. Życie w rodzinie męża nie leczy jej z naiwności tak od razu ale pozbawia części niewinności kiedy zostaje zgwałcona przez teścia. Jej życie wśród nienawidzących ją mieszkańców wsi staje się coraz cięższe za sprawą przemian politycznych i obyczajowych w Rosji w czasach rewolucji i I wojny światowej. Reżyser próbował złagodzić okrucieństwo bajkową legendą, jak dla mnie niezbyt udolnie.
Wakacje się kończą, a my bez Obcego! Chyba się starzejemy, bo popatrywać zaczęliśmy na serial "Ray Donovan" :D Nie ukrywam, że główną przyczyną mojej oglądalności jest Leiv :D:D:D
Wkrótce wracam do "szkolnego" rozkładu dnia ale od czego są wydłużające się wieczory? Plackiem ze śliwkami mam zamiar pożegnać wakacyjne rozpasanie kulinarne ( oprócz ciast i ciasteczek, jagodzianek, pierogów, gołąbków itd produkowałam nawet bułki i chleby a także testowałam przepisy z różnych blogów albo programów Michel Oddaj Tego Fartucha, Dżemiego oraz kuszącej Nigelli.) Puchaty spreparował menu na 30 następnych dni, które mam podobno wykonywać przez kolejne 10 miesięcy :D
piątek, 30 sierpnia 2013
środa, 28 sierpnia 2013
Nie tylko z piórkiem kapelusik.
W niedzielę skończył się trzydniowy 13 Jarmark Podhalański. Można się było posilić regionalną strawą, oczy nasycić folklorem w rożnych jego przejawach, uszy nacieszyć muzyką. A w góralskim kapeluszu nie tylko piórko (kawalerskie) czy gałązka jedli (żonatego) ale tez różne różnostki mogą znaleźć miejsce :)
Paradę otwierającą te trzy dni otwierała orkiestra a tuz za nią w opiece Janosika kroczyła patronka naszego miasta Św Katarzyna.
prawdziwą sensację wzbudził zespół rosyjski. Szczególnie kiedy zaczęli śpiewać
Расцветали яблони и груши,
Поплыли туманы над рекой; Выходила на берег Катюша, Hа высокий берег на крутой. , bo okazało się, że Polacy całkiem dobrze jeszcze pamiętają "język wroga", którego kiedyś musieli się uczyć. Mnie się ruski, o pardon, rosyjski (jak poprawiała nas wiecznie nasza pani) zawsze podobał i szczerze żałuję, że wieloletnia nauka poszła w nieużytek.
Do wspólnych tańców zapraszani byli obserwujący występy mieszczanie i goście.
W 1918r we wschodnim rogu rynku widnieje sylwetka oddalonej nieco synagogi.
W latach 40-tych ten sam narożnik świadczy o zmianach. Obecnie w częściowo odbudowanym budynku synagogi znajduje się kino.
Jarmarki i targi odbywały się na Rynku przez wiele lat. Potem zostały przeniesione na Pl. Słowackiego i zajmowały teren wzdłuż ulicy aż do parku. Za czasów mojego dzieciństwa na osiedlu Bereki (tam gdzie w czasie wojny było nowotarskie getto) wyasfaltowano całkiem spory plac, otoczono go murowanymi straganami i szybko okazało się, że jarmark zaczyna z niego wystawiać macki jak ameba nibynózki. I taki widok rozpłyniętego chaosu można obserwować z mostu kończącego Al. Tysiąclecia.
A mnie zachwyciły te gliniane naczynia w brązowo- zielonej glazurze. Że też poszłam z aparatem a nie pełnym dutków trzosem!!! No nic, za rok się obkupię :)
Pozdrawiam :)))
Dodałam jeszcze kilka zdjęć, takich uśmiechniętych i radosnych, takich zrobiłam większość :)))
Zespół Kołka :)
Paradę otwierającą te trzy dni otwierała orkiestra a tuz za nią w opiece Janosika kroczyła patronka naszego miasta Św Katarzyna.
Były też krakowianki, ale
prawdziwą sensację wzbudził zespół rosyjski. Szczególnie kiedy zaczęli śpiewać
Расцветали яблони и груши,
Do wspólnych tańców zapraszani byli obserwujący występy mieszczanie i goście.
Ratusz otaczała wystawa muzeum wyniesiona "w pole" Można było obejrzeć kilka zdjęć miasta pokazujące jego zmiany. Ale także eksponaty i makiety.
W latach 40-tych ten sam narożnik świadczy o zmianach. Obecnie w częściowo odbudowanym budynku synagogi znajduje się kino.
Jarmarki i targi odbywały się na Rynku przez wiele lat. Potem zostały przeniesione na Pl. Słowackiego i zajmowały teren wzdłuż ulicy aż do parku. Za czasów mojego dzieciństwa na osiedlu Bereki (tam gdzie w czasie wojny było nowotarskie getto) wyasfaltowano całkiem spory plac, otoczono go murowanymi straganami i szybko okazało się, że jarmark zaczyna z niego wystawiać macki jak ameba nibynózki. I taki widok rozpłyniętego chaosu można obserwować z mostu kończącego Al. Tysiąclecia.
A mnie zachwyciły te gliniane naczynia w brązowo- zielonej glazurze. Że też poszłam z aparatem a nie pełnym dutków trzosem!!! No nic, za rok się obkupię :)
Pozdrawiam :)))
Dodałam jeszcze kilka zdjęć, takich uśmiechniętych i radosnych, takich zrobiłam większość :)))
Zespół Kołka :)
i absolutnie niespodziewający się zdjęcia sąsiad :)
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Sól w oku.
Czyli Wieliczka w obiektywie. Jak większość małych i średnich miasteczek Wieliczka także przeszła przeobrażenie się w miasteczko zadbane i atrakcyjne dla odwiedzających. Moją pamięć zalegają jeszcze obrazki z wycieczek szkolnych sprzed ćwierćwiecza. Obrazki niechlujnych budek drewnianych naprzeciwko Szybu Daniłowicza, w których były jakieś fryty, oranżada i pamiątki (piwo?). Wszystko to oblegał dziki tłum wycieczkowiczów wszelkiej maści i większość uczniów gubiła się wśród tego beztrosko co doprowadzało do szału wychowawców i opiekunów.
Zaczęliśmy od budynku, który w mojej pamięci nie był już biblioteką a był prawie ruiną ogrodzoną na koniec walącym się parkanem z byle jak skleconych desek i blachy. Potłuczone okna, oberwane tynki i zarośnięte otoczenie stwarzały klimat nadający się do horroru pt "Duchy w Pałacu Konopków". Na szczęście pałacem zajęto się w porę i teraz można ucieszyć oko i samym budynkiem i skwerkiem z fontanną przed nim.
Po drodze minęliśmy swojski akcent pt "nasi tu są".
i weszliśmy na placyk przed najstarszym szybem miasta. Różnie ten Szyb Regis był wykorzystywany na przełomie lat. Mnie udało się załapać tam na dyskotekę w latach 90tych :) Obecnie szyb powrócił do budynków wykorzystywanych ponownie przez kopalnię soli.
I właśnie natknęliśmy się na grupę turystów wychodzących z niego pod przewodnictwem górnika i zmierzających w stronę Szybu Daniłowicza obok kościoła Św Klemensa na tak zwana trasę turystyczną. Oprócz niej kopalnia otwarła całkiem niedawno "trasę górniczą" dla turystów. Grupa uczestników dostaje specjalne kombinezony, kaski z czołówkami, mapy i pod opieką górnika zjeżdża na dół by wykonać przeznaczone dla niej zadania. Trasa taka trwa 3 godziny a światła w czołówkach wystarcza na 2 godziny - tak powiedzieli nam oprowadzający nas po mieście przyjaciele, więc grupa musi się podzielić na tych, którzy świecą i tych, którzy idą w mroku :) To musi być niezłą zabawa!
Przeszliśmy na Rynek, który nie dość, że jest "krzywy" (pochyły) to jeszcze pomalowany w takie oto 3D
Ryneczek cichy, malowniczy i kolorowy - szkoda, że właściciele sklepów dookoła niego nie zwracają uwagi na to jak banery i napisy, które zamieszczają na swoich kamienicach psują ten urok..
Lody były naprawdę "mniam mniam"!
Górnik wychodzący z malowidła 3D
A potem"od tyłu" dotarliśmy pod Szyb Kingi gdzie mimo niedzieli pracowali górnicy.
Młyn Solny, to wejście do ośrodka rehabilitacyjnego, który mieści się w podziemiach kopalni.
Zaczęliśmy od budynku, który w mojej pamięci nie był już biblioteką a był prawie ruiną ogrodzoną na koniec walącym się parkanem z byle jak skleconych desek i blachy. Potłuczone okna, oberwane tynki i zarośnięte otoczenie stwarzały klimat nadający się do horroru pt "Duchy w Pałacu Konopków". Na szczęście pałacem zajęto się w porę i teraz można ucieszyć oko i samym budynkiem i skwerkiem z fontanną przed nim.
Po drodze minęliśmy swojski akcent pt "nasi tu są".
Mijamy ładnie odremontowaną "Jaroszówkę"
oraz koszmarek z epoki komunizmu, który dzięki odnowieniu fasady przestał tak bardzo razić na tle wielickich "sukiennic"
i weszliśmy na placyk przed najstarszym szybem miasta. Różnie ten Szyb Regis był wykorzystywany na przełomie lat. Mnie udało się załapać tam na dyskotekę w latach 90tych :) Obecnie szyb powrócił do budynków wykorzystywanych ponownie przez kopalnię soli.
I właśnie natknęliśmy się na grupę turystów wychodzących z niego pod przewodnictwem górnika i zmierzających w stronę Szybu Daniłowicza obok kościoła Św Klemensa na tak zwana trasę turystyczną. Oprócz niej kopalnia otwarła całkiem niedawno "trasę górniczą" dla turystów. Grupa uczestników dostaje specjalne kombinezony, kaski z czołówkami, mapy i pod opieką górnika zjeżdża na dół by wykonać przeznaczone dla niej zadania. Trasa taka trwa 3 godziny a światła w czołówkach wystarcza na 2 godziny - tak powiedzieli nam oprowadzający nas po mieście przyjaciele, więc grupa musi się podzielić na tych, którzy świecą i tych, którzy idą w mroku :) To musi być niezłą zabawa!
Przeszliśmy na Rynek, który nie dość, że jest "krzywy" (pochyły) to jeszcze pomalowany w takie oto 3D
Ryneczek cichy, malowniczy i kolorowy - szkoda, że właściciele sklepów dookoła niego nie zwracają uwagi na to jak banery i napisy, które zamieszczają na swoich kamienicach psują ten urok..
Lody były naprawdę "mniam mniam"!
Górnik wychodzący z malowidła 3D
Minęliśmy Szyb Daniłowicza i przeszliśmy do parku za terenem kopalni skąd widać warzelnię soli.
Dzisiaj tłum juz nie jest dziki, stoi grzecznie i karnie na placu przed szybem pod ocieniającymi go pawilonami z materiału. Tam gdzie niegdyś pracująca kopalnia miała swoje zaplecze techniczne czy mechaniczne stoją zgrabne pawilony, w których można zjeść i napić się za lekko posoloną cenę ;)
A potem"od tyłu" dotarliśmy pod Szyb Kingi gdzie mimo niedzieli pracowali górnicy.
Ze względu na protesty organizacji prozwierzęcych ten górnik sam popychał wózek z drewnem ;),
bo parowozów żadnych nie wypatrzyłam w Parowozowni.
Młyn Solny, to wejście do ośrodka rehabilitacyjnego, który mieści się w podziemiach kopalni.
Dzień był przepiękny, słoneczny i jeszcze pełen rozedrganego powietrza ale śliwki lecące nam na głowę z mijanych drzew przypominały o nadchodzącej jesieni. My do Wieliczki jeszcze wrócimy kalendarzowym latem, ale będzie to wizyta związana z pracą Pana Gryzonia i zwieńczona bankietem w jednej z podziemnych komnat. A tak sami z siebie mocno zapaliliśmy się do przejścia "trasą górniczą", bo TO naprawdę musi być COŚ fajnego i miejmy nadzieję, że damy radę wpisać to w nasz pełen atrakcji i przygód życiowy grafik :)))
Pozdrawiam serdecznie :)
wtorek, 20 sierpnia 2013
Jak staremu po łysinie.
Na kolonii życie płynie...
Na kolonii życie płynie,
Jak choremu po rycynie.
Już o 7 jest pobudka,
potem gimnastyka krótka.
Po gimnastyce jest śniadanie,
głodomory śpieszą na nie.
Po śniadaniu, ani śladu,
A my chcemy już obiadu.
A na obiad same skwarki,
obgryzione przez kucharki.
Po obiedzie odpoczynek,
ciężka chwila dla dziewczynek.
Chłopcy ciszę zachowują,
poduszkami bombardują.
A dziewczynki jak aniołki,
połamały wszystkie stołki.
Przyszła pani chłopców zbiła,
a dziewczynki pochwaliła.
Nasza pani jak ta lala,
na słoneczku się opala.
Pan kierownik elegancik,
zawsze spodnie ma na kancik.
Nie zaczynaj z kierowniczką,
bo Cię walnie popielniczką.
Na kolację jest kiełbasa,
obgryziona przez grubasa.
Po kolacji jest wycieczka,
autobusem do łóżeczka.
O północy straszą duchy,
a chłopaki pod poduchy.
Znacie to, pamiętacie? Przyznam się, że w życiu na kolonii nie byłam ale piosenkę znałam i gardło nią zdzierałam w okresie wakacyjnym. Z tym, że w wersji którą pamiętam było, że życie płynie jak staremu po łysinie - cała reszta już bez zmian.
Chłopcy wrócili po dwutygodniowym pobycie nad polskim Bałtykiem z radością i tęsknotą do domu. My tez wytęsknieni odebraliśmy ich jakichś takich wydłużonych pionowo, lekko brudnych i trochę głodnych. A potem pojechaliśmy do Wieliczki na przyjacielskie posiady z pachnącą ogniskiem zapiekanką z kociołka w tle.
- To co chłopaki, za rok pojedziemy wszyscy na wczasy nad Bałtyk?
- Nieeeeeeeee. Chcemy do Chorwacji!!!!
Dlaczego? Bo piasek jest fajny nad Bałtykiem ale woda już nie. Bo jagodzianki i gofry są dobre nad Bałtykiem ale pogoda już nie zawsze (mieli tydzień ładny i tydzień chłodny, wietrzny i deszczowy). Najbardziej cierpieli z powodu niemożności przebywania w wodzie cały dzień. Wyjścia na plażę były tylko popołudniu i każda grupa mogła przebywać w wodzie tylko 15 min. Ja ich rozumiem, doskonale i wiem, że te 15 min musiało wydawać się im karą a nie bonusem. Oni nawet w zimnej wodzie chcieliby siedzieć bez limitu, a tu kolonia i pani z panem rządzą...
Odmiana babki lekarskiej występująca w rejonie śródziemnomorskim.
"Gdybyśmy kiedyś narzekali na Chorwację, to możecie nas Bałtykiem postraszyć" - doszli do takiej konkluzji kiedy to przypomnieliśmy im, że nad Adriatyk nie chciało się im kilka razy ruszyć tyłka podczas tegorocznego wypadu.
Dzisiaj spotykamy się z przyjaciółmi, którzy właśnie wrócili znad Adriatyku. Odsmażymy nasze wystygłe już cokolwiek wspomnienia i emocje :)
Miłego dla Was.
PS
Tegoroczne wakacje po powrocie spędziliśmy w towarzystwie pędzli, farb, papieru ściernego i gipsu. Ci co mogli, to brali czynny udział w remontowaniu balkonu, sufitu w łazience, jednej szafki balkonowej i jednej mini komódki, którą trzeba było pociągnąć lakierem, bo była z surowej sklejki. Zgodnie uznaliśmy, ze sień w naszym domu też wymaga remontu, ale to już załatwi fachowiec.
środa, 14 sierpnia 2013
Coś na oko.
Lekarz Tom mający poukładane życie nie potrafi zrozumieć decyzji syna, który w życiu kieruje się innymi wytycznymi niż tata. "Nie ma nawet komórki" wykrzykuje Martin Sheen grający ojca, co dosadnie i dobitnie wyraża dezaprobatę synowego stylu życia. Daniel wyruszył szlakiem Św Jakuba i zginął w Pirenejach. Zrozpaczony ojciec jedzie po jego ciało do Francji. Rozmowa z policjantem, który był przy identyfikacji zaszczepia w Tomie dziwny niepokój, ciekawość, które stają się potem przymusem. Przymusem wędrowania śladem syna. To wspaniały film pokazujący jak bardzo można skrzywdzić najbliższych chcąc by żyli oni "po naszemu". Wędrujący ojciec doświadcza tak innych i zaskakujących bodźców oraz spotyka się z przeróżnymi ludźmi, że wyzbywa się swojej pogardy dla tej inności, otwiera się na nowe życia, które tak różne nie są gorsze czy lepsze od jego własnego. Naprawdę bardzo kojący film w przepięknej scenerii dostarczył mi wielu przemyśleń i wzruszeń.
Vera żyje w zamknięciu pod opieką kobiety i mężczyzny. Kobieta dostarcza Verze wszystkiego co ta potrzebuje a mężczyzna obsesyjnie obserwuje Verę. Początkowo miałam wrażenie, że oglądam Sliver ale potem, potem wszystko się zmieniło. Almodovar zaskakująco poprowadził historię chirurga - wynalazcę sztucznej, idealnej skóry i jego pacjentki - ofiary obsesji. Film ma świetny suspens, wiec nie mogę zdradzić co się wydarzyło. Przy tym zasypuje bogactwem znaczeń i scenami nieudanych zbliżeń erotycznych (czego w kinie raczej się nie widzi zbyt często). Przy tym wielki ukłon w manipulowanie życiem ludzkim - etyka, moralność i ambicje głównego bohatera wydawać się mogą przerażająco nieludzkie.
Sekty. Któż o nich nie słyszał? Chyba wszyscy. W tym filmie znajdzie swoje potwierdzenie większość sektowych wydarzeń (inicjacyjny seks z przywódcą, wymiana partnerów, napady rabunkowe, przemoc, narkotyki itd.). Martha wyrwała się z sekty i żyje w domu swojej siostry i jej męża. Żyje życiem zatrutym przez wydarzenia, które miały miejsce w komunie. To nie tyle film o złych wydarzeniach, co próba opowieści o tym jakim koszmarem okazuje się próba życia w normalnym środowisku. Ile strachu niesionego przez wspomnienia może znieść Martha a ile jej siostra i mąż.
Historia zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Znakiem czasu są upadające firmy, naciągacze różnego autoramentu a w tym wszystkim zwykli ludzie, którzy żyjąc chcą poprawić swój byt tracą wszystkie swoje oszczędności ulokowane w nierzetelnych przedsięwzięciach. Nie ich wina, że chcieli mieć nowe mieszkanie (polecieć na fajne wczasy, zarobić na swoich oszczędnościach itd.) Małżeństwo Bartka i Beaty wprowadza się do matki Bartka. Zachowanie dwóch obcych sobie kobiet połączonych wspólnym mianownikiem syna-męża wyraża to dzieje się w niejednym domu. Wzajemne oskarżenia, podczas których każda strona ma jakąś swoją rację zaostrzają relacje między małżonkami i matką a synem. Bartek chce zadowolić, ułagodzić obie kobiety ale taka postawa sprawia, że jest piłeczką pingpongową bez własnego zdania. Smutna historia codzienności przytłoczonej brakiem pieniędzy, pracy, mieszkania...
Śnieżka raczej dla dorosłych. Baśniowa pogoń za dobrem i miłością przerwana przez okrutną lecz jakże boską Charlize Theron w roli macochy. Film na letnie wieczory niesie sporo rozrywki, śmiechu i doznań wzrokowych zarówno względem aktorów jak scenografii. Mnie się najbardziej podobały krasnoludki :)))
Misiaczek i jego główny bohater podbili me serce :) Denis jest olbrzymim facetem (kulturystą)mieszkającym z apodyktyczną matką, która uzurpuje sobie jedyne prawo do syna i jego uczuć. Olbrzym jest zagubiony w relacjach z innymi kobietami, kanciasty, nieśmiały cokolwiek by nie powiedział wie, że będzie to śmieszne i zostanie odrzucony. Razem z matką są na weselu kuzyna, który żonę przywiózł z Tajlandii. Poza matczynymi plecami kuzyn namawia Denisa na wycieczkę do tego raju na ziemi. Zaopatrzony w niezbędne adresy, kontakty itd. Denis wyrusza w podróż okłamując oczywiście matkę. Ciepła historia, zawierająca niesamowicie pozytywny ładunek mimo niefortunnych losów Denisa. Tego Misiaczka nie sposób nie lubić!
Patrzymy i oczom nie wierzymy. Fernand i Dominic są w więzieniu, wiemy dlaczego. Odwiedza ich Alice z synem. Ale który, kurna jest jej facetem skoro obydwóch namiętnie całuje na powitanie?! Żeby nie było tak łatwo i prosto, widzenie to umożliwił jej strażnik więzienny, który spotyka Alice na kursach tanga. Widząc jej oddanie i namiętność wyrażaną przez szybę rozmównicy zarówno względem Dominica jak i Fernanda czuje, że Alice jest kobietą specjalną, wyjątkową i wartą uwagi. Jean-Christophe nie umie uwolnić się od magnetycznego czaru Alice, nie zważając na nic brnie w historię jak nóż w masło. Tango libre - taniec wolności, dla Alice uczą się go obydwaj więźniowie, bo każdy z nią widzi swoją przyszłość. Bardzo podobali mi się aktorzy w tym filmie, aktorzy, a nie gwiazdorzy :)
Smarzowski nie leje lukrem po pączusiach. Fakty wyglądają na przerośnięte w krzywym zwierciadle, ale czy takimi nie są? Że policjanci tak się nie zachowują? Hmmm, znam troszkę to środowisko. Nie wydaje mi się, że trzeba zbytnio koloryzować, niektóre sytuacje nadają się z życia prosto do filmu. No i cóż, nie wychodzi z tego film pełen estetycznych doznań (raczej miałam nieodparte skojarzenie z lekturą Zwrotnika Raka Millera), wychodzi dramat i z całkiem niezłym wątkiem kryminalnym. I już myślisz na koniec, że to wszystko chała, że wygrywa zło a jednak przyjeżdżają tajniacy i biorą kogo trzeba za parchaty - ten epizod daje jakąś nadzieję.
I klasyka na koniec obejrzana razem z Puchatym.
- Mamo, dlaczego oni tak jakoś dziwnie się wyrażają?
- Jak dziwnie? Co masz na myśli? Ciekawa byłam jego spostrzeżeń.
- No tak jak nikt miedzy sobą nie gada.
- Poważnie tak ludzie ze sobą nie rozmawiają? Podpuszczałam go dalej.
- Weż przestań! Kto widział takie dziwne wyrazy w mowie potocznej! Oni gadają jakby robili odczyty naukowe, albo byli w sądzie albo... bo ja wiem gdzie?
- Na zebraniu partyjnym. Dokończyłam.
- Na jakich zebraniach partyjnych tak się gada?
- Teraz to nie wiem, ale dawniej, towarzyszu, to był jedyny słuszny sposób wyrażania swego zdania.
- Nawet jak coś się nie podobało i było beznadziejne? Przecież oni tu cały czas przeczą sobie w opiniach!
- Nawet jak się nie podobało, to podobać się musiało, żeby ktoś mógł spać spokojnie.
- No teraz gadasz jak z filmu wyjęta!
Po czym trzeba było wyjaśniać tendencyjność pytania o odgłos paszczy końskiej. Aleśmy się oboje dośmiali :DDD
Subskrybuj:
Posty (Atom)