poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Gwiezdna na dachu swojego świata :)



Ekspedycja wyruszyła z miasta o godzinie 5.30. Wszyscy uczestnicy stawili się na czas w miejscach zbiórki i dwa samochody bynajmniej nie terenowe opuściły granicę kraju wybierając jak najkrótsza trasę. Na Słowacji byliśmy po ok 1h 15 min. Uiściwszy opłatę w pierwszym obozie (6  euro) w Strbskim Plesie zaczęliśmy wędrówkę do obozu drugiego. Gwiezdna miała oczywiście kryzys - kryzys drogi asfaltowej wiodącej 5 km...


Lądowanie w Mangusovskiej Dolinie.


Obóz drugi przy końcu asfaltówki nad Popradskim Plesem . Ekspedycja zastanawia się czy wziąć na swe bary dodatkowe obciążenie i uzyskać stopień szerpy tatrzańskiego wynosząc ziemniaki, pelet opałowy, beczkę z piwem lub butlę z gazem do Chaty pod Rysami na wysokości 2250m.n.p.m. Zdobycie patentu szerpy honorowane jest darmową szklanką herbaty w tymże schronisku. W końcu doszliśmy do wniosku, że idziemy rekreacyjnie i wystarczy nam własne obciążenie.


Dolina pokryta była jeszcze chłodem i cieniem więc ekspedycja wartko szła w górę. Każdy przystanek groził nagłym i dotkliwym wyziębieniem przepoconego ciała.

Widok na stronę południową w stronę Turkovej.


Kończąca się strefa kosodrzewiny ustępuje królestwu gołoborzy, piargów i gołych grani.



Obóz trzeci rozłożył się dokładnie nad malowniczymi Żabimi Stawami. Nastąpił posiłek regeneracyjny, poprawianie obuwia, zmiana skarpet i przepakowanie zapasów wody w plecakach.


Temu szerpie cenny ładunek o mało nie runął w dół! Na szczęście turystów do niesienia pomocy było tylu, że zdołaki uchwycić i szerpę i beczkę z piwem przed stoczeniem się w stronę Żabich Stawów.


Przed wejściem do Tybetu, och przepraszam, do Doliny Wagi, każdy uczestnik ekspedycji przekraczał bramę utworzoną z furkoczących chusteczek dziękczynnych ;-)



Oczywiście można się tam także dostać środkami wybornej słowackiej komunikacji, której aktualny rozkład wisi na przystanku pod Chatą ;DDD


Sam budynek schroniska uległ modernizacji pomimo, że jest to najmłodsze tatrzańskie schronisko (1933) to jego położenie naraża budynek na zniszczenia spowodowane schodzeniem lawin. Chata jest otwarta tylko w sezonie letnim od 16.06 do 31.10. Nie posiada telefonu,internetu (jedyne nieskażone miejsce w Tatrach?) prąd czerpie z akumulatorów ale oferuje posiłki, napoje i miejsca noclegowe.


Szlak na Rysy jest wyraźnie oznaczony a ponieważ szczyt jest w zasięgu wzroku nasz Puchaty podjął sie wyjść nań choć pierwotnie jego przewentylowany mózg oderwany od miesięcznego budowania kwadratowych światów czy strzelanek stanowczo odmawiał wydania decyzji wiążącej się z kolejnym wysiłkiem fizycznym :)


W schronisku nie ma też takiego udogodnienia i żeby skorzystać z okazji załatwienia potrzeby na tej wysokości w ustronnym miejscu trzeba przejść kilkanaście metrów lub próbować gdzieś za skała lub urwiskiem.


Z dołu wucecik wygląda uroczo,


tak samo po zbliżeniu się, bo zdobienia rodem z Krecika rozweselają każdego.


Mniej rozwesela ów panoramiczny widok jeśli tylko na chwilę opuści się wzrok na kupę kup zaraz czuje się ze zdwojoną siłą jej "aromat".


Ale wucecik ma bieżącą wodę, deskę i jeśli zajdzie się tam świtem bladym to także papier toaletowy. Ekspedycja do obozu trzeciego dotarła już w okolicach przedpołudniowych, więc musiała podcierać się chusteczkami higienicznymi z własnego zaopatrzenia :D


I teraz już wiadomo KTO to jest Yeti!




Widok na Chatę ze zbocza Rys.


Gwiezdna zdecydowanie lepiej czuje się zbratana ze skałami niż z asfaltową nawierzchnią.


Ze zdumieniem zaobserwowałam zjawisko popularne w krainach północnych, którego nie doświadczyłam wchodząc na Rysy ponad 20 lat temu od strony polskiej (co prawda od tamtej strony raczej nie ma na czym układać takich uroczych kamiennych stosików)


I słowacka strona ma nawet swój "język trolla" w miniaturze!


 Od szczytu dzielą nas już finalne metry i powoli następuje przechodzenie ekspedycji do korzystania ze wszystkich kończyn. 



 KuzynKa zabroniła fotografowania się po słowackiej stronie i nawet przysiąść na południowym stoku zabraniała, w myśl Roty zapewne także podjęła decyzję o powtórnym wejściu jesienią na Rysy od patriotycznej strony.




Jedyny dostępny  i autoryzowany widok na Czarny Staw, Morskie Oko i okolice.




Ostatni rzut na turnie dziś zdobyte z największej słowackiej doliny.






Kilka ostatnich fotek, to zabudowa z zachęcających do wypoczynku miejscowości Tatr Wysokich. Myślę, że każdy znajdzie tam godne "ubytovanie" :) My pomknęliśmy do domu.


Ekspedycja wróciła cała choć nie obyło się bez strat. Chcąc sfotografować członków swej dzielnej drużyny wiszących na łańcuchach pod wejściem do Wagi, Gwiezdna tak niefortunnie złapała za swój aparat, że otwarła go i wysypała wszystkie 4 akumulatory... 3 udało się złapać na pochyłej płycie ale jeden lawinką ruszył w kierunku Żabich Stawów :( Kolejną stratę poniósł Kuzyn nadziewając się na hak holowniczy stojącego za nim auta. Reszta strat to zapewne spadek masy ciała, ale to juz do zysków zgodnie zaliczyliśmy :)))

- Dużo ludzi na szczycie? Pytam schodzącego chłopaka.
- Nieee, nieszczególnie.
- Nie odpadają jeszcze od grani? Upewniam się czy aby się tam przedrę by przysiąść.
 - Spokojnie, jest miejsce jak o tej porze.
- Pytam bo byłam tam ostatnio ponad 20 lat temu.
- Aaaa, to w takim razie dużo ludzi, dużo!

Faktycznie ruch turystyczny zwielokrotnił się i nasilił. O miejscach leżących nie było nawet mowy. Za to widoki na szczęście nieopodatkowane i dostępne dla wszystkich :)

Dzisiaj dzień relaksu i regeneracji. Puchaty zapowiedział, ze nie wchodzi na żadne szczyty poniżej 2500 metrów by nie hańbić swego osiągnięcia. No cóż, trzeba będzie dziecko zawieść w Alpy, a nie proponować mu Turbacz w najbliższy weekend! Jestem bezwzględnie dumna z jego osiągnięcia ponieważ zapierał się wszystkimi kończynami przed tą ekspedycją i tylko oferta handlowa (czytaj: przekupstwo) zakupu specjalnej koszulki potrafiła go zmobilizować. Po zejściu widać było, że sam tez jest z siebie dumny :)))

Młodsi nad Bałtykiem. Trochę rozczarowani zapajeczynowanymi domkami w ośrodku i zimną tonią morza dopiero się rozkręcają. Dzisiaj mają zapowiedziany dłuższy pobyt na plaży i to ich znacznie pocieszyło. Poza tym grają w karty i chwalą wyżywienie :)


Pozdrawiam :)

15 komentarzy:

  1. Pełna podziwu jestem:)
    Jesli dobrze rozumiem, wejście od niepatriotycznej strony jest łagodniejsze?
    tak mnie zapewniała znajoma bliska mi wiekiem i kondycją:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak właśnie jest :) przede wszystkim jest trasa o wiele krótsza (od Palenicy do Morskiego jest prawie 10 km asfaltem potem 4,1 km szlakiem)po słowackiej stronie asfaltem idzie się ok 3,8km potem szlakiem niebieskim i czerwonym. wejście jest prostsze niż od polskiej strony gdzie ok 1/3 szlaku z Czarnego Stawu trzeba pokonywać na 4 łapach. jak podają źródła od Morskiego Oka idzie się ok 4h a od Żabich Stawów 3,5h. nachylenie stoku od strony Czarnego Stawu to 30%, mnie najbardziej dał się we znaki zalegający śnieg (byłam tam końcem czerwca)i trawers (miałam zawroty głowy jak na karuzeli) natomiast końcowa wspinaczkę na 4 łapach wspominam jako najmniej uciążliwą :) być może podążymy za patriotyzmem KuzynKi we wrześniu ;)

      Usuń
    2. a wchodzili turyści w przedziale wiekowym od ok 1 roku (w nosidle) do powyżej sześćdziesiątki :)))

      Usuń
    3. Ja sie tak gotuje do skoku od kilku lat i ciagle mi nie wychodzi, obawiam sie, ze do 60 nie zdaze:-(
      :-)

      Usuń
    4. a u nas to była spontaniczna decyzja jednej chwili - takiej z lekka zakrapianej, potem już głupio był się wycofać :D nie było czasu robić przygotowań, to i nóżki teraz bolą

      Usuń
  2. łoooo!!! Gratuluję wyczynu. Z moim nadciśnieniem nie dałabym rady .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dałabyś, mój ojciec miał znaczne nadciśnienie a chodził w góry :) co prawda odpuścił sobie miłość młodzieńczych lat czyli Orlą Perć, Granaty czy Świnicę ale dolinkami wędrował. nie myślę, że przyjemność bycia w górach wiąże się z metrami nad poziomem morza, to po prostu przyjemność bezwzględna :)))

      Usuń
    2. Po dolinkach to i z nadciśnieniem dam radę , ale takie Rysy , to już nie w kij dmuchał .
      A poza tym , wygódka ekstra !

      Usuń
  3. No, no. I ja jestem pod wrażeniem relacji, a przede wszystkim kondycji. Misiek po 4 naszych wyjazdach w Tatry w czasach jego późnego dzieciństwa stwierdził, że on już nigdy w góry nie pojedzie, bo ma dość chodzenia. Po kilku latach przerwy, czyli niedawno, coś tam przebąkuje, że w sumie... to on tak mógłby ze swoją Żancią pojechać w Tatry... pochodzić... Co kobiety robią z chłopami, no mówię Ci...;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. he,he za Żancią nawet na Everest ;P nie pamiętam, żebym kiedyś w dzieciństwie narzekała na góry (a rodzice regularnie co niedziela ściągali nas o 5.00 z łóżek by autobusem dojechać na jakiś szlak)ale pokolenie naszych dzieci ma tyle "bezwysiłkowych" rozrywek w zasięgu ręki, że chodzenie kojarzy im się tylko z nadaremnym i bezcelowym zużyciem energii własnej... Puchatego trzeba było przekupić :|

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. i super wycieczka, polecam Ci tą trasę jak już trochę od remontu odsapniesz :)

      Usuń
  5. Rysy są jeszcze w moich marzeniach...
    akasza2

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękną pogodę mieliście! :)
    My wchodziliśmy na Rysy raz z polskiej strony i raz ze słowackiej ... i rzeczywiście ze słowackiej strony dużo przyjemniej było. Tylko wtedy Chata pod Rysami zupełnie inaczej wyglądała :)))

    OdpowiedzUsuń