środa, 25 września 2013

25/IX

Nie strawiłam Joyce Carol Oates z tym jej wdowieństwem. Nie zdzierżyłam opisu rejmondowych  (od męża Raymonda) reminiscencji z uczucia, którym go darzyła. Wkurzona przez oszukańczą polską stronę ciotki Wiki po konfrontacji z wersją angielską wydało się, że niespełna rok po śmierci jedynej miłości życia poślubiła kolejną. Rozczarowana podwójnie cisnęłam książką w ręce pana bibliotekarza, który widząc mnie po raz drugi (przynajmniej ja go widziałam po raz drugi, tak mi się zdaje, bo mam wrażenie, że wiele spraw mi jednak umyka) bez dopytywania się wyciągnął moją kartę by sprawdzić ile książek powinnam była oddać.  Dwie. I zdecydowanie ta druga była lepsza. "Cały czas" Janusza Andermana dzieje się w całym czasie jakim jadą dwa samochody dokładnie naprzeciwko siebie. Świadomość nieuchronnego wypadku użyta w pisarskim triku "przeleciało mi całe życie przed oczami". W podobnej sytuacji niczego takiego nie doświadczyłam co prawda (wszystkie moje myśli były skierowane raczej by nie rozpie...lic auta teściów!), ale  uznaję, że dla pisarza każdy pomysł może być godzien realizacji, więc czemu nie ten skoro opowieść toczy się bez męczących i powtarzanych w pierdylionach konfiguracji szlochów nad zmarłym. Tu śmierć ma nastąpić, a powszechnie wiadomo, że póki co życie jest ciekawsze. A opis znanych mi machlojek, matactw i prób ułożenia sobie życia "na godnym poziomie" przez głównego bohatera na przełomie znanych mi politycznych układów historii wydał się o wiele bardziej czytliwy.




Zalana winem klawiatura nabrała przedziwnej sprężystości w działaniu i chociaż pachnie nadal niezbyt drogim ale dobrym winem, to według mnie działa zdecydowanie lepiej niż do tej pory. Może jest alkoholiczką? Oni lepiej działają po spożyciu, gładziej i elastyczniej. Dopóki nie przeszarżują z trunkiem, rzecz jasna.

Ulubione podkolanówki przedarły się znowu na palcach a ponieważ mają teraz swój czas zdobyłam się na zacerowanie ich. Wczoraj miałam w domu  ciepło kominka ale nie przeszkadza mi ono w noszeniu podkolanówek. Przeciwnie, sprawia dodatkowy komfort. Z szafy przywędrowały też do mych ud sztruksy o kroju bryczesów. Nic to, że rzyć mam w nich pękatszą w udach, odpowiada mi struktura materiału i rudy kolor, reszta się nie liczy.

Pan Gryzoń montuje w tej chwili urządzenie zmiękczające wodę użytkową. Po obradach, wszystkich za i przeciw, postanowiliśmy wyłożyć na to ustrojstwo kasę. Poza mną, bowiem, nikt nie zmaga się z kamieniem na armaturze, wannie, kabinie prysznicowej, kiblach itd. Tylko ja wdychałam trujące opary "magicznych" środków, których magię działania musiałam zawsze poprzeć szorowaniem ostrą myjką. Głosowałam więc gorliwie za przedstawiając niezbite i niezbywalne korzyści płynące z kranu miękką wodą. A wodę mamy studzienną i twardą jak granitowe okrąglaki z Dunajca. W szwabskiej skali powyżej 26 stopni cokolwiek by to nie znaczyło. Poza osadem w sprzętach agd mam także pewność w posiadaniu takiegoż we własnym organizmie. Kości się mi nie łamią mimo unikania mleka jak ognia - to fakt. Ale przemieszczanie się piaseczku cienkimi moczowodami to już niezbyt przyjemny fakt. A po żurawinie mam zgagę, też fakt. Zapijam więc zaparzonym siemieniem lnianym, co lubię.  No nic, póki co nawet przepuszczona przez filtr dzbankowy woda zostawiała gruby osad gdzie się dało. Teraz zobaczymy, mam nadzieję, pienistą miękkość kranową :)

Odnośnie działania dostępnych na rynku środków zwalczających osad z kamienia mam własne zdanie. Poparłam doświadczeniem przywożąc przed laty amerykański specyfik o pięknej nazwie Comet, którego użycie polegało faktycznie tylko na spryskaniu i spłukaniu powierzchni brudnej i potem wystarczyło tylko wytrzeć do sucha by osad z mydła i kamienia zniknął. Porównując składy polskich preparatów gdzie roi się od anionów, kwasów i innych chemikaliów rzetelnie wymienionych na opakowaniu, ze składem Comety, doszłam do wniosku, że Amerykanie są w posiadaniu wyjątkowo żrącego kwasku cytrynowego albowiem to on jest głównym składnikiem kometki (reszta chroniona patentem i nie wymieniana na etykiecie). Hmm, cóż pewnie go mają ze strefy 51, stąd i nazwa ;P I z pewnością amerykański środek miał w sobie coś obcego, bo przy użyciu nie zatykały mnie wdychane opary :D

Świeci jaskrawe słońce i w tym momencie temperatura na zewnątrz urosła z 5 do 8 stopni. W ogródku tkiwą mi się uschnięte badyle, ale po 2 tygodniach deszczu nie chce mi się robić z siebie błotnej babki. Może liczę na śnieg? Że spadnie i przykryje to wszystko. Idę robić polędwiczki w sosie pieczarkowym. Z pęczakiem i buraczkami - poezja dla mnie. Z ziemniakami- proza dla dzieci.

Teatr nas dostrzegł. To znaczy naszą miejscowość. Spektakle nagle zalały nasz MOK. Tak od ubiegłego sezonu. Wyczaili, że na prowincji ludziska też złaknieni czegoś więcej poza ogłupiającą telewizją. Na Bartku Topie, nowotarżaninie z urodzenia, były tłumy we wakacje - bilety poszły  w ciągu kilku pierwszych dni, sprawdzałam, bo tez chciałam iść pooglądać na żywo kuzyna mojego szkolnego kolegi. Nie udało się. Za to małżonek zagrał i wygrał bezpłatne wejściówki na "Symulacje" do Zakopanego końcem sierpnia. Teraz lecą u nas - oboje bawiliśmy się świetnie na tym spektaklu a Pana Gryzonia to nawet podskoczyło w pewnym momencie mimo, że fabuła raczej nie z horroru ;)

Miłego :)


16 komentarzy:

  1. Rozczarowanie książką to bardzo bolesna sprawa.

    A Kwasek cytrynowy... uwierz mi to jedna z najbardziej żrących substancji będących w użyciu - potrafi wyżreć nawet fugę z pomiędzy płytek! Amerykanie potrzebowali jedynie czegoś co zniesie adhezję tak aby osad łatwo się ścierał, co jednocześnie nie działało by antagonistycznie w stosunku do kwasku cytrynowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lepiej rozczarować się książką niż człowiekiem ;)

      co do kwasku, to może tak jest ale jakie on musiał mieć stężenie skoro ścierał samotrzeć osad z kamienia a rączkom mym nie czynił zniszczenia choć gołe były? Makro, nie wierzę w amerykańską ściemę, tam musi być niezła bateria żrących substancji skoro dała radę kamieniowi, któremu 10% ocet spirytusowy nigdy nie dał rady... oni tam stosują o wiele bardziej stężone substancje w otoczce jakichś anihilatorów skoro nie szkodziły mi na płuca przy wdychaniu oparów. mam swoją wersję wydarzeń aczkolwiek może być ona błędna :)

      Usuń
  2. Oates kiedys bardzo lubilam, mam nawet spory stosik jej ksiazek, ale tej nie czytalam; stosik pozyczonych ksiazek tak wysoki, ze zacznie mi brakowac czasu. Comet nie znam, musze poszukac chociaz wciaz mam gdzies zapomniany Bar Keeper's Friend, a ten mial byc cudownym srodkiem na wszystko. U nas padalo w nocy po mojej solidnej pracy w ogrodku; jesien i u nas, ale stanowczo za wczesnie :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie kierowana tym lubieniem wpadłam jak śliwka w kompot - nie zraziło mnie to do ogółu jej prozy, po prostu nie strawiłam tej pozycji. Comet kupiłam jako rekomendowany przez kuzynkę męża środek - rekomendowany, bo ponoć wszyscy Polacy to wywożą okraszając kawą Taster's choice :D teraz jedyną rzeczą, którą wlekłabym przez ocean byłyby chusteczki zapachowe do suszarki elektr. :)

      Usuń
  3. Ale dajesz popalić, tyle wątków na raz, rady nie daję;)
    Krótko i nie po kolei;
    Andermana nie znam, chyba, że jako byłego męża Trzepiecińskiej, muszę przeczytać coś - muszę?
    Tołpę uwielbiam, 'Drogówkę' widziałaś, bo nie pamietam?

    A odkamieniacz mnie zainteresował, bo osad mam na armaturze, jakby miała sto lat, a nie dwa;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogówkę i Dom zły obejrzałam - podobały mi się. mam zamiar uderzyć do kina na "W imię" i Wałęsę jak znajdziemy czas z mężem.

      mogę Ci polecić wyrób który aktualnie używam, też niestety śmierdzący ale bardziej skuteczny niż te marketowe. nazywa się Ravak cleaner i wystarcza mycie raz na tydzień chociaż po 2 dniach mam znowu widoczny osad, to jednak skutecznie go usuwa po dniach 7 bez wściekłego szorowania. sitek w kranach już nie odkamieniam, wyrzucam co 2 - 3tyg i zakładam nowe. dlatego zakup stacji zmiękczającej wodę, mam dość tego kamiennego syfu w łazienkach!

      Usuń
  4. Ostatnio całkiem brak mi czasu na książki. Ale nadrobię , nadrobię choć pewnie nie w klimatac , które polecasz . Coś dobrego na kamień kupiłam ostatnio w lidlu z serii W5 jakaś wersja eko. Do mycia kibli , ale myłam tym i zlew i płytki . Skutkuje a nawet wybiela. Do stalowego zlewu mam środek w "spreju" kupiony z Whurta ,na bazie owców .Oszczędnie używam , bo drogie to tałatajstwo , ale też skuteczne i po umyciu tym środkiem długo nie osiada tłuszcz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidla nie mamy :( z tego co pamiętam macie miękką wodę - zawsze z bratem nazywaliśmy mydlenie się maśleniem, bo taki poślizg był jak po maśle, ale to też może się zmieniać z biegiem lat... a u Wujka Emeryta, tylko 6 km od nas, woda jeszcze bardziej miękka i gdzie tu sprawiedliwość? ;)

      Usuń
    2. A to jak gdzie . Nie wiem od czego to zalezy . W domu mam w miarę miękką - kamień w czajniku pojawia się po 2-3 miesiącach, w biurze ( jakieś 3 km dalej ) walczę z nim nieustająco . Dzbanek muszę odkamieniac co 3 tygodnie

      Usuń
    3. zależy nie od nas niestety a od geologii :(

      Usuń
  5. A ja do mrozów będę chodzić w skarpetkach! nie dam się zimnu:) Musi już być z minus 20, żebym wciągnęła pod spodnie rajstopy, nie cierpię:/ no, ale kolanówki, to jak skarpetki...;) A moja klawiatura mogłaby o niejednym posiłku i napoju opowiedzieć, niestety... ale co zrobię, kiedy najlepiej przy kompie mi się je? A teatr? byłam z blogowym Berberyskiem w Supraślu na występach Teatru "Wierszalin", boszsz, co za przeżycie! Mam nadzieję, że to nie ostatnie nasze spotkanie z tym teatrem, bo są zaje*iści :) I Tobie miłego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja lubię rajtuzki, tak mi z przedszkola zostało ;-) zakładam jednak przy konkretnych temperaturach ujemnych. Wierszalin zapisuję w pamięci, może kiedyś przyjadą do nas? też niestety jadam przy kompie, bo ogólnie jadam czytając albo czytam jadając - nie walczę z tym uważając za mało szkodliwe, bo przecież to NIE ja wylałam wino ;P

      Usuń
  6. o! To ja czekam na wieści jak się sprawować będzie ustrojstwo zmiękczające. Wspomnij kiedyś koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. działa już od godziny ale o efektach opowiem jak przetestuję. póki co to muszę na błysk wyszorować wszystko, żeby było na czym sprawdzać odkładanie się lub nieodkładanie kamienia. trochę Cię ostudzę w entuzjazmie - ta stacja jest dość spora i podłącza się ją do jednego pionu zasilającego wszystkie krany i sprzęty co w blokach niezbyt zdałoby egzamin, bo z reguły jest kilka pionów zasilających osobne pomieszczenia :/

      Usuń
  7. domyślam się. Tyle mieszkań i skorodowanych starych rur,że myśleć można tylko o czajniku typu Brita. Żeby tylko miękka woda chroniła od osadów w organizmie to już bym miała;)

    OdpowiedzUsuń
  8. filtr z takiego czajnika jest u nas po tygodniu, max po 2 do wyrzucenia, bo przestaje działać. mimo filtrowania popsuło się u nas dość sporo drobnego sprzętu agd, nie mówiąc o pralkach i zmywarce stąd zakup

    OdpowiedzUsuń