czwartek, 11 października 2012

Nürnberg, miasto odbudowane.

Jakież miłe zaskoczenie przeradzające się w zachwyt nad tym miejscem! Norymberga zawsze kojarzyła mi się z ponurością. No że niby cała gotycka, szara, surowa i jeszcze te procesy nazistów ułożyły w mojej głowie wyobrażenie miasta zasnutego smutkiem i grozą wspomnień.
 

 
A tymczasem stolica Frankonii natychmiast zauroczyła mnie na wstępie dworcem kolejowym, którego nie miałam czasu sfotografować, ale za to zaglądnęłam do wnętrza miejskich murów otaczających basztę by przenieść się w świat Jasia i Małgosi braci Grimm :)
 



 
Urocze miejsce wołało o więcej spaceru i fot, ale... Przewodnik wycieczki zorganizowanej zawsze pozostanie dla mnie raczej poganiaczem karawany niż przewodnikiem. Ja wiem, takie są wycieczki zorganizowane, ale trudno się zgodzić na ten sposób zwiedzania kiedy do tej pory zdążyło się już zapomnieć o szkolnych wycieczkach :)
 
Muszę przyznać, że wraz z Gryzoniem stanowiliśmy szczep zbuntowanych, do których przyłączało się w kolejnych miejscach coraz więcej wyznawców. Naszym mottem stało się "jak masz się wysikać za pieniądze, to niech to będą pieniądze dobrze wydane, czytaj: na piwo i jadło". Zwiedzanie miejskich szaletów odpuściliśmy sobie beztrosko i zastąpili zwiedzaniem pobliskich barów i kawiarni połączonych z degustacją  :)))


 
Z opisów literacki utrwaliło się we mnie przekonanie, że w takowych oknach dachowych mieszkali służący, lokaje, kucharki, artyści oraz biedni studenci na czele z Raskolnikowem :D Tymczasem jest to budynek Urzędu Celnego.

Zbrojownia.

Pani wskazywała kierunek za poganiaczem.

 
Wieza kościoła św Wawrzyńca.


 
Nieliczne, ocalone witraże zostały wstawione ponownie na swoje miejsca. Dolny rząd pt "znajdź różnice" ;)


Dzieło "naszego" Wita Stwosza "Pozdrowienie anielskie"


 
Ten kościół wzbudzał mój zachwyt strzelistością gotyckich naw, maestrią łuków i kamiennych zdobień.
 
 
 


Kościół poważnie ucierpiał w czasie II wojny światowej ale został mozolnie i w miarę możliwości odbudowany.



Norymberskie kamieniczki obfitują w zabudowane balkony co niewątpliwie dodaje im uroku.

 
Rzeżba inspirowana sztuką średniowieczną zwana "Łódką głupców".
 

Schöner Brunnen - studnia fontanna na Rynku Starego Miasta.
 
 
 

Kościół Najświętszej Marii Panny.

 

Kamieniczka vis a vis kościoła Św Sebolda


 
Nawa główna w tymże kościele z XIIIw.


 
Okropnie niepasujące do całości organy :/


 
Nagrobek Św Sebalda.



Zapewne smaczne i pięknie opakowane norymberskie pierniczki dostępne na straganach na Rynku i przy Konigstrasse.

Po czym odwróciliśmy się raz jeszcze w kierunku kościoła NMP ponieważ na wieży zegarowej poczeły grać kuranty, dzwonić dzwony i ruch uczynił się wśród figur wielki :) 

 
Tymczasem pan Poganiacz zaproponował był wdrapanie się na wzgórze zamkowe i część wycieczki podążyła za nim posłusznie. Nam jednakowoż wydało się to trywialne i uradziliśmy udać się do wspaniale zachęcającej swą wystawą kafejki tuż przy kościele św Sebolda. W onej to, godnej polecenia, słodkodajni skosztowaliśmy przepyszne, domowe i zupełnie świeże apfelstrudle z sosem waniliowym i trunkiem kawowym to uczciliśmy. Kelnerka przyjęła zamówienie w mowie złożonej angielsko-niemieckiej :)

 
Po tej zacnej strawie ruszyliśmy na czuja przed siebie, albowiem Poganiacz nie zostawił nam zbyt wiele czasu wolnego. Mówiąc po prawdzie, gnaliśmy norymberskim brukiem kurzgalopkiem przystając tu i ówdzie na zdjęcia.

 
I tak natknęliśmy się na Muzeum Zabawek.

 
 A potem na przeurocze mostki nad rzeką Pegnitz czy Rednitz


 
Zawijając w zakamarki, które wprost wołały "Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie!"

 
Ale parkomet, parkomet wołał co innego i w dodatku w obcej walucie... :(


A szkoda to wielka, bo miasto nie dość, że zaskoczyło mnie niesamowicie swoim klimatem, to co rusz zaskakiwało a to rzeżbą, a to fontanną i jakże tu odjechać?...


Niestety zegary choć nie tykały to poganiały... 


 



 
 
Niesubordynacją lekką wykazaliśmy się w następnym miejscu zwiedzania, ale o tym kolejnym razem. W Norymberdze stawiliśmy się na miejscu zbiórki nawet przed czasem :)
 
 
 
Są ludzie, którym wycieczka bez przewodnika w osobie ludzkiej wydaje się być zupełnie nieciekawa. Mnie nieciekawe wydaje się być poganianie, notoryczny brak czasu na zdjęcia oraz poruszanie się po wytyczonych szlakach.  Brylowanie wiedzą na zadany temat tez mnie nie pociąga, a mnóstwo informacji wtłaczanych w kilka godzin nie sądzę by było choć w części zapamiętane przez słuchających.  Osobiście wiem, że z natłoku faktów podanych pozostają mi w głowie marne szczątki, ale już to do czego sama dotrę nie wypada z głowy. Po cóż mi więc podróże? Z biegiem lat widzę coraz wyrażniej - po to, by poogladać jak kiedyś żyli i obecnie żyją ludzie. Czym handluja na straganach, co jadają, gdzie zatrzymał się czas, a gdzie dalej gna, co tam rośnie w ogródkach i jakie miny robią małe dzieci. Z biegiem lat punkty wycieczek "must see" zaczynają spadać w rankingu moich działań turystycznych. Jakiś Makłowicz się ze mnie robi, bo przedkładać zaczynam smaki i zapachy nad widoki ;)
Norymberga już na zawsze pachnieć mi będzie spfelstrudel, lebkuchen, wodą znad kanałów i jesienną goryczą przebarwionych liści. A czy w głowie ostanie się Albrecht Durer, Kaspar Hauser czy Wit Stwosz tego już nie jestem do końca pewna ;)
 
 
Pozdrawiam, obwieszczając wszem i wobec, że według wszelkich znaków na niebie i ziemi jutro jest PIĄTEK :)))

6 komentarzy:

  1. Ano, jest jutro piątek, 12 października 2012. Cieszmy się nim, bo taki dzień już się nie powtórzy. Jest jedyny! Nie było takiego wcześniej, nie będzie później. :)) Może spotka nas coś miłego, dobrego? Pierwszy powód do radości to ten, że nie jest to piątek 13-go. A nawet gdyby był, to co? Czy u Was to jakiś szczególny dzień (urodziny, imieniny, rocznice?). Wtedy jeszcze milej.... :))
    Fajna wycieczka!
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanno, jak dla mnie to każdy piątek może być 13, jestem totalnie nieprzesądna i każdy dzień jest dobry do celebracji :)po intensywnym tygodniu zamiast się cieszyć, że odpocznę cieszę się na intensywny weekend :)))

      Usuń
  2. I dla tego my z Żoną ostatni raz na wycieczkę z przewodnikiem pojechaliśmy ponad dekadę temu - zresztą był to ksiądz nazywał się Dusza i faktycznie był "duszą przewodnią".

    W samotnych eskapadach przeszkodą może być nieznajomość języka ale... Polacy są wszędzie ;-)


    Norymberga przepiękna! W twoich kadrach do tego nabiera osobistego uroku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też nie lubimy zwiedzać z przewodnikiem - nie da się włażić w rózne kąty i zakamarki, chociaż czasem przyczepiamy się do jakiejś grupki żeby posłuchać o czym opowiada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. od naszego Poganiacza po prostu uciekaliśmy ;) ta wycieczka trafiła się nam za friko, więc tylko dlatego zdecydowaliśmy się jechać :)

      Usuń