Bawaria, stolica Monachium, położona nad rzeką Izarą. Nazwa miasta wzięła się od opactwa benedyktynów, które osiadło na brzegu rzeki a mnichowie co zaczęli? warzyć piwo :), bo przy handlu często przecież zasycha w gardle. Prężnie rozwijającym się miastem władali Wittelsbachowie- jeden z trzech głównych niemieckich rodów.
Bawarczycy to lud rolników, którzy bardzo mocno przywiązani są do swoich regionalnych tradycji. Oprócz masy turystów, w tym śmiesznie wyglądających Japończyków w strojach bawarskich, w mieście często byliśmy świadkami pozowania do pamiątkowych fotografii. Poniżej pozują panienki z włoskimi turystami. Panienki poznaje się po kokardce fartuszka zawiązanej z lewej strony.
Jednakże wraz z opadającym słońcem tłumy zaczęły nas unosić ku Teriesienwiese gdzie impreza Oktoberfest jest świętowana od ponad 200 lat. Miejsce jest pełne wielkich i mniejszych namiotów, w których sprzedawane jest piwo jednego gatunku- tego, którego wytwórcą jest browar będący właścicielem namiotu. Najsłynniejsze marki to Augustiner,Paulaner, Hacker-Pschorr, Löwenbräu. Początkowo impreza miała sportowy charakter ponieważ Ludwik, książę bawarski a mąż Teresy Saksońskiej, miał zacięcie do olimpiad. Potem zamieniła się w wielki festyn ludowy zwany dożynkami chmielowymi.
Ahoj tam w namiocie!
To płyniemy, na szczęście nie crawlem :D
Dobór obuwia jak widać różny, tu kolorystycznie idealny :)
A u mężatki wieczorowy :)
Tam wydawało nam się, że może coś wypijemy...
ale niestety wszystkie miejsca przy stole były zajęte a kelnerki nie podają piwa stojącym gościom...
W przejściu do następnego namiotu zaatakowało mnie jakieś stado dzikich świń ;D
A Pan Gryzoń oświadczył, że on nie będzie bawił się jak małpka w klatce i, że jemu to się w ogóle nie podoba. Klatka to palarnia, musi być ogrodzona, bo przy wejściach do wszystkich namiotów stoją selekcjonerzy i pilnują by ilość gości wewnątrz była ciągle ta sama, tj nie zagrażająca samoistnym stratowaniem.
Niejeden już poległ na polu chwały mimo dość wczesnej pory piątkowego popołudnia.
Na Teresienwiese część namiotowa łączy się z wesołym miasteczkiem i straganami z tradycyjnymi wyrobami. Jakby komu było mało procentowych zawrotów głowy to może sobie poprawić swawolami na różnorakich karuzelach.
Pani przy nadziei zaszczepia tradycje w nienarodzonym :)))
Popychano nas i potrącano ale w końcu udało się nam wydostać z tego wielkiego, międzynarodowego kotła. Może gdybyśmy byli podchmieleni, to spodobałoby się nam takie jarmarczne obchodzenie dożynek, może... Niestety był piątek po południu i wszyscy płynęli nieprzerwanym strumieniem w kierunku namiotów już od wczesnego przedpołudnia. Ci, którzy dochodzili tam razem z nami mieli swoje żelazne zapasy w wielkich reklamówkach, a my niestety nie. Podobnoż mieliśmy szansę dosiąść się do kogoś... ale do kogo?, bo jakoś nie widać było wolnych miejsc.
Pan Gryzoń był niestety zawiedziony. Szykował się na widok wielkich Helg noszących po 10 kufli naraz a tymczasem sam unosił się na falach ludzkich prądów, wydawałoby się mało ciepłych. Kufle zaiste wielgaśne, nazywają się Mass i mieszczą 1 l piwa, a że są masywne to same w sobie sporo ważą. Dzisiaj usłyszałam, że owo piwo podczas tegorocznego Oktoberfest ma zatrważająco niską cenę ca 9,30 euro. Heh, my pozostaliśmy przy 3,50 za pół litra w knajpie na mieście i też popróbowaliśmy tegoż zacnego trunku nie nadwyrężając sobie zbytnio nadgarstków MASSywnymi kuflami.
nieszczęściem wszelkich piwnych imprez jest... konieczność sikania. Ponieważ organizatorzy z reguły nie udostępniają darmowych szaletów, to zdarzało mi się że wydawałem na nie tyleż samo co na napój... mało krzepiące.
OdpowiedzUsuńbyły darmowe szalety! jedyny jaśniejszy punkkt imprezy ;) za to kolejki do nich były jak przed mięsnym za PRLu
UsuńOj nie dla mnie takie imprezy! Ja to nawet piwa nie lubię.
OdpowiedzUsuńna szczęście to juz za nami :) ale pifko lubię :)))
Usuńjakże się cieszę, że nie bywam w takich miejscach :) byliście dzielni :D
OdpowiedzUsuńbyliśmy, należy się nam Order Odrodzenia Gryzonia ;D
Usuńa drindl sobie sprawiłaś? przy Twoich warunkach wyglądałabyś olsniewająco :)
OdpowiedzUsuńtez nie lubie takich spędów i żadna frajda pic piwo z ciężkiego kufla, kiedy ciągle ktos łazi za plecami. no, ale byliście i widzieliscie, i to sie liczy :)
nie kupiłam, ale bardzo żałowałam, że nie pożyczyłam sobie stroju góralskiego na tą okazję - też wypycha do dekoltu to i owo :D a pewno byłabym zauważalna :)
Usuń:) Też by mi się taka impreza nie spodobała.
OdpowiedzUsuńakasza2
Tak się zastanawiałam , gdzie w tym roku wypoczywaliście i wydało się ; na piwo pojechali. Też nie lubię takich spędów .
OdpowiedzUsuńOktoberfest to zdecydowanie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńMoże 150 lat wcześniej tak, ale nie teraz ;)
O.
oj, jaka straszna impreza:) nie lubię piwnych zgromadzeń niestety. tutaj w okresie bożonarodzeniowym mamy German Market. tłok. to już tradycja, że tam chodzę, ale poza kiełbasami, kapustą i śmierdzącym grzanym winem oraz drewnianymi szopkami nie ma nic.i to "nic" powtarza się w każdym kolejnym roku.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, to skąd się biorą te 6 milionowe tłumy każdego roku? ;) pewnie to ci, którzy nie odwiedzają mojego bloga ;DDD
OdpowiedzUsuńJak to skąd? Z całego świata. Przyciąga je dwustuletnia tradycja. Ale po pierwszym razie wiele osób się zarzeka, że nigdy więcej ;)
OdpowiedzUsuńO.
Rok temu pojechaliśmy na Oktoberfest z wizją sielskiej piwnej imprezy ... a wróciliśmy ze wspomnieniami podobnymi do Twoich ;)))
OdpowiedzUsuńSpodobał mi się Twój blog! Czytam dalej:)
witaj Domi :)dzięki za miłe słowa i zapraszam serdecznie :)))
Usuń