Ale zaczęło się od gasthofu tuż przy parkingu w miejscowości Wies. Jak większość bawarskich zajazdów czy gościńców prezentuje iście pałacowe malunki dookoła drzwi i okien. Dekoracje są po prostu malowane na tynku z iście drobiazgowym zacięciem co do krągłości linii i tonacją półcieni. Osobiście nie przepadam za takim rodzajem "póżnego rokokoka" ale w Bawarii tak już mają z tym pałacowym podejściem do struktury tynku ;)
Przeszedłszy kilka kroków natykamy się na przydrożną kapliczkę, którą ignoruje większość turystów pędząca do celu z mapką lub za przewodnikiem.
Ale cóż mi tam szkodzi zahaczyć i wejść do środka?
Kapliczka ciasna ale w środku stało kilka ławeczek.
Vis a vis kościoła kolejna kafejka z restauracją, nieco ospała i zamknięta, bo godzina wczesna była a i ruch turystyczny wyrażnie już stracił zapał letnich wakacji.
Wejście, no takie zwykłe, drzwi ćwiekami metalowymi nabite, liście klonu na stopniach.
Z tego punktu niezbyt widać żółwi wygląd zewnętrzny kościoła, ale za to było piękne światło i całkiem zielona jeszcze trawa pastwiska. Ten wygląd kościół zawdzięcza głównej nawie zbudowanej na planie owalu i "doczepionej" do niego dzwonnicy na wschodnim kraju, że niby żółw wyciągnął głowę ze skorupy ;)
A w środku światło i jeszcze raz światło niezatrzymywane przez żadne witraże rozpływało się po autentycznych rokokowych formach zdobniczych. Nie sądziłam, że ten gatunek może się tak wspaniale prezentować... mea culpa.
Architekt Zimmermann i jego brat sztukator naprawdę dołożyli wszelkich starań by kościół nie wyglądał ciężko i nie przytłaczał nadmiarem zdobień. Ich dzieło stanęło w przeciągu lat 1745–54.
Owalne sklepienie zdobione perspektywicznym freskiem wydaje się unosić do nieba tego ponad dachem. Chowa się za nim tajemnica zawieszenia lotów odrzutowców w tym rejonie. Podczas prac konserwatorskich dostrzeżono, że sklepienie silnie reaguje na higroskopijność, zalegający na dachu śnieg i na fale dżwiękowe powodujące wibracje zagrażające zawaleniem, bo sufit jest płaski a ma sporą powierzchnię, która tak reaguje.
Niedorzeczna i staszna wydaje się być myśl o zburzeniu tego cacka a jednak w postępującej sekularyzacji Niemiec kościół miał być zburzony na początku XIX wieku. Na szczęście nie doszło do tego wandalizmu i przetrwał on aż do dziś i zasłużenie został wpisany na listę UNESCO.
Z figurą Crystusa spętanego łańcuchami wiąże się kult mający początek w objawieniu. Maria Lori, mała dziewczynka, zobaczyła w roku 1738 łzy płynące po twarzy biczowanego Jezusa. Po zwierzeniu się miejscowemu prałatowi z tego widzenia rozpoczął się kult pielgrzymkowy. Za domem Marii zbudowano małą kapliczkę (tą, do której weszłam) a potem zaczęto wznosić kościół, bo kapliczka nie mieściła przybywających tłumów (po prawdzie na siłę można tam upchać pewnie z 40 osób jak śledzie).
I jak wielbię gotyk za prostotę, strzelistość i oszczędność w zdobieniach, tak muszę przyznać, że w tym kościele nie mogłam oderwać oczu od sztukaterii. Nie wiedziałam gdzie skierować aparat, bo wszystko wydawało mi się równie atrakcyjne i zachwycające :)
A to kartuszowe okna całe w ażurowych balaskach,
a to rzeżba ławek,
czy miedziana kropielnica przy wejściu! Normalny szał :)))
I tylko stadko koników pasących sie nieopodal kościoła nie podzielało mojego miotania się po okolicy tylko stoicko skubało tą ostatnią trawkę w sezonie :))))
Dobrego nastroju na nadchodzący weekend :)
Kropielnica - piękna! :)
OdpowiedzUsuńakasza2
no! dlatego ją tam przyspawali, bo kazdy by mógł wyjść z nią w ręku ;)
UsuńNa pierwszy rzut oka trochę mi to przypomina kościół w Owińskach. Epoka ta sama i zdobienia bardzo podobne , bryła budynku trochę też ale ten w Owińskach bardziej pękaty. No i na liście Unesco nie jest. Zdjęcia piękne .
OdpowiedzUsuńdziękuję Onyks, w Owińskach nie byłam...
Usuń