piątek, 30 listopada 2012

Piątek.

Nadprogramowa kawa, bo w sobotę wystarczy wstać o 7.45 :)

Pyszności zarezerwowane na weekendowe śniadania :)


Zapowiedż lenistwa :)


Chociaż nie tak do końca, bo weekend zapowiada się znowu na obrotach. O tyle o ile zeszłosobotnie ośmiogodzinne szaleństwo na parkiecie poprawialiśmy w niedzielę sportami (ja łyżwy a Pan Gryzoń wędrówką na Turbacz i z powrotem), to tym razem wybieramy się znowu w Gorce. Bacówka z noclegiem, a że to andrzejki, to pewnie też sobie potańczymy :)

 
Szansa na kolejną książkę :)
Te dwie pozycje na dole są z poprzedniego posta.
 Jesus Moncada otworzył przede mną wspaniały świat katalońskiej społeczności skupionej głównie na wydarzeniach z okolicy ale także żyjącej doniesieniami ze świata. Piękne opowiadania pełne humoru, charakternych postaci i filozofii prostych ludzi.
Maślanka. Nie czytałam "Bidula", jakoś nie trafiłam na ta pozycję. "Mam na imię Jestem" to powieść o chłopcu z domu dziecka, pogmatwanych relacjach rodzinnych i trudności z samookreśleniem. To ciekawa pozycja, którą rozwija się jak gorzko-słodki cukierek, na pół z łakomstwem, na pół ze wstrętem. Mieszanka poetyckich pragnień z rzeczywistością.
I co mnie podkusiło na tą Montefiore!? Pamięć "Spotkajmy się pod drzewem ombu"? Cholera, nie wiem. Po pozycjach, które ostatnio zgłębiłam "Włoskie zaręczyny" są papką dla niemowląt. Nie mogę już czytać dla przyjemności prozy zwanej jako "kobieca", nie umiem się nią cieszyć, wydaje mi się taka dziecinna i mdła, irytuje naiwnością.
 
 
A ten czerwony, to nowy koleś do zadań specjalnych. Ponieważ poprzednia małpka uległa nadmiernej eksploatacji i pogubiła w trakcie to i owo, zdecydowaliśmy się nabyć coś wytrzymalszego dla łapania naszych niezbyt statycznych poczynań życiowych :) Rzucać sprzętem nie zamierzamy ale ponieważ lubimy różne sporty i chcemy miec z tego pamiątki na starość, to wybraliśmy egzemplarz odporny na ekstremalne poczynania. Do dziś mam pot na plecach po ostatnim (a jednocześnie pierwszym) skoku z małej skoczni na stoku narciarskim z lustrzanką w plecaku! Dobrze, że udało mi się obrócić przed upadkiem we właściwym kierunku, bo miałabym plecak pełen czerwonych drzazg i szkła... No to teraz mamy alternatywę, bo jak znam życie i nas samych, to szaleństwa zbyt prędko nas nie opuszczą :D Czekamy na okazję, by dokonać chrztu na jakimś basenie- bo sprzęt wodoodporny :)
 
 
I jak nie lubić piątków, no jak? :)))

19 komentarzy:

  1. Nie ma to jak życie na obrotach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Makro, zależy jak kto lubi :) mnie to pasuje ale też lubię sobie poleżeć czasami dla równowagi - najchętniej nad ciepłym morzem :)

      Usuń
    2. Ja tez, tak z... 15 minut. Potem już ciągnie mnie dalej.

      Usuń
  2. czy to gofry???? rety, zbieram się już trzeci rok, aby kupić maszynkę do robienia gofrów i za każdym razem odkładam na następny. a tak bym wsunęła z bitą śmietaną i czekoladą. mniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaa, mam Cię łasuchu ;D zapraszałam? zapraszałam, a Ty zamiast na południe to na zupełne południe polecisz!
      goferki to jest to co lubimy najbardziej na sniadania :) dlatego też zakupiliśmy sobie taką maszynkę w zaraniach związku małżeńskiego :))) nie dość, że można w niej grillować i robić sandwiche zapiekane to jeszcze i gofry. może to będzie dla Ciebie lepszą zachętą niż uroki Podhala ;)

      Usuń
    2. lidko; ja na 100% w marcu lecę do Polski, bo sprawy rodzinne. muszę więc. ale lecę przez Kraków. i już wcześniej zapytać chciałam, czy by może jakieś spotkanko?:)jeśli nie gofer, to może kawka?to jeszcze szmat czasu, na pewno skontaktujemy się:)
      a słodkie lubię, oj lubię:)

      Usuń
    3. no nareszcie jakas konkretna propozycja :) oczywiście, że reflektuję na spotkanie :)))

      Usuń
  3. Jeszcze powiedz,że te gofry to do łóżka dostajesz . Wyglądają pysznie , chyba kupię sobie maszynę ( no, jak skończę z odchudzaniem )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nieeee, nikt poza mną nie umie robić gofrów, ale do łózka dostaję zawsze poranną niedzielną kawę :)

      Usuń
  4. zamiast goferki kupilam grill na kanapki, ale kalorie prawie takie same, nigdy nie zrzuce tych 15kg. Jutro mam w planie pieczenie karpatki to zamiast wyprawy w gory, no i wyjscie do kina, ksiazkowy stosik wciaz czeka; milego weekendu :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mmm, karpatka mniam! udanej projekcji i koniecznie napisz u siebie wrażenia z filmu :)

      Usuń
  5. spacer_biedronki pisze:

    a wiesz,że ja nic tu nie widzę tylko czerwonego olusia. To musi być oluś. Bo to takie twarde chłopaki.. Znaczy widzę, ale udaję,ze nie widzę reszty. Obiecałam sobie,że ja sobie jeszcze olusia sprawię.Nie wiem czemu tak go zdradziłam..a teraz nie mogę zapomnieć. Ech namiętności mnie zgubią..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no nie wiem jak można zdradzać z premedytacją ;P ma pewne wady konstrukcyjne ale myslę, że nie dało się inaczej tego rozwiązać w tak małym kompakcie. najważniejsze, że mieści się w kieszeni i jest wstrząso i wodoodporny :) na bacówce dał radę po ciemku i w zimnie, zapowiada się na porządnego gościa :)))

      Usuń
  6. Te gofry mnie rozpraszają. :) Smacznie.

    akasza2

    OdpowiedzUsuń
  7. spacerrro pisze:

    oczywiście,że porządny. Dlatego go zdradziłam;P

    OdpowiedzUsuń
  8. gofrów zazdraszczam, pozdrawiam w pędzie i lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń